Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Libertowie. Według urzędników zginęło za mało osób

Maria Mazurek, Marcin Karkosza
Miejsce wypadku w Libertowie
Miejsce wypadku w Libertowie fot. Anna Kaczmarz
Czwartek, 8 rano, szkoła zawodowa przy ul. Cechnickiej w Krakowie. Do klasy II wchodzą wychowawczyni i pedagog szkolny. - Skoro jesteście już wszyscy, chcemy przekazać wam coś ważnego - nauczycielka zwraca się do uczniów. Z sali słyszy: -Ale proszę pani, nie wszyscy, przecież nie ma jeszcze Kamila.

Koledzy 17-latka jeszcze nie wiedzą, że półtorej godziny wcześniej Kamil zginął na drodze. Przechodził na pasach przez zakopiankę w podkrakowskim Libertowie. Mieszkańcy od wielu lat walczą o wybudowanie kładki albo przejścia podziemnego dla pieszych w tym niebezpiecznym miejscu. - Ile jeszcze osób ma zginąć, żeby władze nas wysłuchały? - pytają.

Ile warte jest życie ludzkie
Mieszkańcy gminy Mogilany (do niej należy Libertów i jeszcze kilka innych wsi przy zakopiance), którzy wczoraj po południu przyszli na spontaniczny protest przy fatalnym przejściu, nie kryją: boimy się puszczać dzieci do szkoły. - Auta, mimo migających lampek i ograniczenia prędkości, suną tutaj setką. Wcale im się nie dziwimy, w końcu to droga krajowa, jedna z najważniejszych w Polsce - mówią. - Tyle że wystarczy moment nieuwagi kierowców, sekunda, podczas których zapali im się lampka kontrolna albo rozstroi radio, żeby doszło do tragedii - opowiadają.

Dlatego od lat błagają Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, żeby wybudowała w Libertowie - i w sąsiednim Gaju, gdzie też dochodzi do wielu wypadków - kładkę dla pieszych albo przejście podziemne. W ciągu ostatnich trzech lat już pięć razy wychodzili na zakopiankę protestować. Walczą.

- W odpowiedzi słyszymy, że za mało osób tu zginęło. Więc pytamy: czy więcej jest warta ta kładka, czy życie naszych dzieci? Choćby jednego dziecka, choćby tego bezbronnego Kamila, który szedł spokojnie na autobus do szkoły? - pytają.

Urzędnicy mają niezawodną odpowiedź: brakuje im pieniędzy na inwestycje. - Trudno się nam zgodzić z zarzutem o bezczynności - twierdzi Iwona Mikrut z GDDKiA. - Planujemy zbudować przejście podziemne w Libertowie, kładkę i wiadukt w Gaju, w Głogoczowie dwie kładki i w Jaworniku dwie kładki. Mamy przygotowaną dokumentację. Ale nie mamy środków na realizację tych inwestycji - tłumaczy Mikrut.

Wszystkie plany GDDKiA dla tych miejsc są wpisane do ogólnopolskiego programu budowy obiektów związanych z poprawą bezpieczeństwa. Tyle że nie wiadomo, kiedy doczekają się one realizacji. Mikrut tłumaczy, że o tym, jakie inwestycje zostaną zaklepane, decyduje... ułożony przez urzędników algorytm. Przelicza się m.in. natężenie ruchu i liczbę ofiar śmiertelnych. Według urzędników, na przejściu w Libertowie zginęło jeszcze za mało osób.

Policja informuje: tylko w tym roku na zakopiance w gminie Mogilany doszło do ponad 80 zdarzeń drogowych. Zginęły dwie osoby. Rannych zostało sześć.

Wypadek w Libertowie. Groźny odcinek zakopianki [STATYSTYKI]

Sylwester Szefer, przewodniczący Stowarzyszenia Mieszkańców Gminy Mogilany, przypomina: 20 września, także ok. godz. 6.30, na przejściu dla pieszych w Gaju została poważnie potrącona przez samochód uczennica III klasy liceum. Przechodziła przez zakopiankę zmierzając na przystanek autobusowy w drodze do szkoły. Wcześniej brała udział w manifestacjach na tym przejściu.
Koszt budowy kładki dla pieszych to między 3,5 a 6 mln zł. - Jak zrozumieć, że państwo polskie ma zamiar wydać miliardy złotych na organizację olimpiady w Krakowie i Zakopanem, a oszczędza na życiu i zdrowiu ludzi mieszkających przy zakopiance? Jak zrozumieć, że jesteśmy traktowani gorzej od zwierząt, dla których na nowej autostradzie do Tarnowa zbudowano szerokie przejścia? - pyta Szefer.

"Jak zrozumieć fakt, że państwo polskie ma zamiar wydać miliardy zł na organizację olimpiady w Zakopanem, a oszczędza na życiu i zdrowiu ludzi mieszkających przy zakopiance". Oto fragment dramatycznego listu, który przysłali nam mieszkańcy Libertowa. Przeczytaj Wypadek w Libertowie. "Jesteśmy traktowani gorzej od zwierząt" [LIST MIESZKAŃCÓW].

Brawura kierowców
Przejście w Libertowie jest na tyle niebezpieczne, że tutejsza podstawówka zatrudnia specjalną osobę, która w odblaskowym stroju przeprowadza dzieci przez jezdnię. To Krystyna Pec. - Czasem wchodzę na środek drogi, a auta i tak się nie zatrzymują - opowiada kobieta. - Często jest tak, że na jednym pasie ktoś się zatrzyma, ale na drugim już nie.

Rzeczywiście, kiedy próbujemy przejść przez zebrę, przez kilka minut żaden samochód nie hamuje. Nie sposób doczekać się momentu, kiedy jezdnia jest pusta. W końcu zatrzymuje się ciężarówka. Obok niej, na drugim pasie, jedzie van. Też hamuje, widząc pieszych na drodze, ale odgraża się, pokazuje środkowy palec i wymachuje ręką do kierowcy ciężarówki, który się zatrzymał.

Za chwilę inna scena: samochody z obu pasów zatrzymują się, ale bus jadący za nimi wymija je poboczem i mknie dalej. - Naprawdę łatwo tu o wypadek - mówi Marian Kozieł z Libertowa.

Zabił i uciekł
Kiedy Kamil wczoraj rano przechodził przez zakopiankę, była mgła, słaba widoczność. Krystyna Pec (ta od przeprowadzania dzieci) twierdzi, że jeden samochód się zatrzymał, a volvo, które uderzyło w chłopaka - nie. Ponoć nawet nie hamowało. - Jego ciało odrzuciło 50 metrów dalej, nie mogę dojść do siebie - mówi.

Kierowca samochodu nie zatrzymał się, uciekł. Momentu wypadku nie zarejestrowała kamera drogowa obejmująca zasięgiem przejście. Niedługo potem na jeden z krakowskich komisariatów zgłosiła się 50-letnia kobieta, która twierdzi, że to ona potrąciła nastolatka.

Wypadek w Libertowie. Zgłosiła się kobieta, która twierdzi, że to ona potrąciła 17-latka

- Ale samochód należał do kogoś innego, sprawdzamy więc, czy kobieta nie podstawiła się, czy to naprawdę ona była sprawczynią wypadku - tłumaczy Marek Korzonek, rzecznik policji w powiecie krakowskim. Na volvo znalezionym w Świątnikach Górnych biegli stwierdzili zniszczenia odpowiadające wypadkowi.

Wersji zdarzeń kobiety nie dowierza również rodzina Kamila. - To lekarka, niemłoda kobieta - mówi Stefania Nieć, ciotka Kamila. - Dziwne, że się nie zatrzymała... A potem sama się zgłosiła na policję. To nie trzyma się kupy - opowiada kobieta.

Dodaje, że cała rodzina podpisała się pod petycją w sprawie zbudowania w Libertowie bezkolizyjnego przejścia dla pieszych. Ale nikt nie sądził, że taki wypadek mógł się przytrafić akurat im. Wczoraj matka Kamila była w fatalnym stanie. Przyjechało do niej pogotowie.

Mieczysław Wątor, mieszkający po sąsiedzku wuj Kamila, dodaje: - Ten chłopak tyle się w życiu nacierpiał, miał wodogłowie, lekarze nie dawali mu szans, że dożyje tego wieku. Tymczasem poszedł do szkoły, radził sobie, wszyscy go lubili. A na koniec zginął w tak głupi, bezsensowny sposób. Radził sobie z poważną chorobą, a przegrał z przeklętym przejściem...

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wypadek w Libertowie. Według urzędników zginęło za mało osób - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska