Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z ławki na Plantach na fotel marszałka. O tym, jak miłośnik trawki stał się prawą ręką prezesa PiS

Maria Mazurek
Ryszard Terlecki już jako stateczny profesor, przewodniczący klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości i wicemarszałek SejmuTerlecki jeszcze za czasów, gdy był „Psem”. W swoje długie włosy wplatał czasem kwiaty. Nosił dzwony i nie przepadał za Kościołem
Ryszard Terlecki już jako stateczny profesor, przewodniczący klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości i wicemarszałek SejmuTerlecki jeszcze za czasów, gdy był „Psem”. W swoje długie włosy wplatał czasem kwiaty. Nosił dzwony i nie przepadał za Kościołem Andrzej Banaś / archiwum
Był chłopakiem Kory, hipisem, opozycjonistą, naukowcem. Teraz jest czołowym politykiem PiS. Prof. Ryszard Terlecki to postać niebanalna

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych krakowianie zaglądali czasem na Planty, u wylotu placu Szczepańskiego. Zwykle zastawali tam jeden z bardziej egzotycznych widoków w mieście: przy Pawilonie Wystawowym, dzisiejszym Bunkrze Sztuki, przesiadywali hipisi - kolorowi, długowłosi, o ekstrawaganckim (szczególnie jak na tamte czasy) wyglądzie. A wśród nich on - „Pies”.

Niektórzy do dziś tak mówią do Ryszarda Terleckiego.

Ale Terlecki od tych młodzieńczych lat zmieniał swoje twarze wielokrotnie. Gdy znudziło mu się byciem dzieckiem kwiatem, zajął się działalnością opozycyjną. Później też pisaniem. Karierą naukową. Gdy został szefem krakowskiego IPN-u, zlustrował własnego ojca, opisując w „Rzeczpospolitej” jego wieloletnią współpracę z SB.

Był krakowskim radnym, prorektorem Akademii Ignatianum, bez powodzenia kandydował w wyborach na prezydenta Krakowa. Ostatnio zaś robi karierę jako jeden z najbliższych współpracowników prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Jednego Terleckiemu zarzucić nie można. Nudnego życiorysu.

Pseudonim: „Pies”

10 listopada 2015 roku członkowie klubu PiS wybrali Terleckiego swoim nowym szefem. Poseł Krystyna Pawłowicz z Sali Kolumnowej wyszła niezwykle rozbawiona.

- Ha, ha, ha, nie wiedziałam, że był hipisem - zaśmiewała się do dziennikarzy. - Z rasą jakąś czy bez rasy? - zastanawiała się.

Może poseł Pawłowicz nie wie, ale pseudonim „Pies” nie wziął się znikąd. Terlecki był z kolegami w Radomiu, kiedy zatrzymała ich milicja. Terlecki poinstruował milicjanta: pisać, że jesteśmy hipisami. „Hippies”, z angielskiego, jak „hip” i „pies”.

I już tym „Psem” został. Bogusław Sonik, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej, a w czasach PRL działacz opozycyjny, wspomina, że długo przed tym, jak zakładał z Terleckim Studencki Komitet Solidarności, znał go z widzenia. Już jako 14-latek, przechodząc przez Planty, patrzył z fascynacją na kolorowego Terleckiego.

- Z tamtych czasów zostało mu to, że nie przejmuje się zbytnio troskami - twierdzi Sonik. - Bierze życie, jakie jest. Może teraz tego nie widać, ale charakteryzuje go żart, ironia, dystans do świata i do samego siebie - opowiada.

Pomimo lekkiego podejścia do życia Terlecki poszedł na studia - historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zresztą jako naukowiec osiągnął całkiem sporo - został profesorem, prorektorem krakowskiej Akademii Ignatianum, autorem licznych książek. I wykładowcą, ponoć lubianym przez studentów.

Ale zanim do tego doszło, na pierwszym roku studiów chodził z piosenkarką Olgą Jackowską, czyli Korą. Wiele lat później Kora napisze w swoich wspomnieniach: „Byłam zapatrzona w niego (...) Chciałam tylko z nim być. Dużo tańczyliśmy, kleiliśmy się”.

Doprecyzujmy: „kleić się” to wąchać klej. Terlecki ponoć lubił też podpalać trawkę, choć później pytany o to przez różnych dziennikarzy, plątał się w zeznaniach.

Róża Thun, eurodeputowana PO, która również znała Terleckiego z czasów studenckich: „Pies” mówił o trawce, o grzybkach halucynogennych. Ale trudno powiedzieć, ile w tych opowieściach było młodzieńczej fantazji, a ile prawdy. Szczególnie, że my, środowisko związane z duszpasterstwem akademickim, byliśmy bardziej konserwatywni, a on - hipis, wolnościowiec, przeciwnik Kościoła - dość nas zadziwiał.

Thun opowiada, że z ekipą tworzącą SKS spotykali się w domu Terleckiego. „Pies” początkowo miał pomysł, żeby Thun, studentka anglistyki, uczyła ich języka. -A le zawsze zamiast tego długo debatowalliśmy o sytuacji w Polsce. Pies odzywał się najmniej. Pamiętam go z tymi jego długimi włosami i tajemniczym uśmiechem, jak siedział i milczał. Biła z niego jakaś życzliwość, łagodność, akceptacja dla wszystkich ludzi. Nie mogę się nadziwić, że akurat on bierze teraz udział w tej wściekłej działalności PiS. Na długo straciłam z nim kontakt, więc gdy dowiedziałam się, że jest politykiem PiS, myślałam, że to zbieżność nazwisk - opowiada Thun.

Cyrk Monthy Pytona

O ile Thun uważa, że od tych czasów Terlecki zmienił się na gorsze, tak Jan Franczyk, radny miejski PiS, psycholog, wykładowca akademicki - a prywatnie przyjaciel Terleckiego - widzi to w zupełnie innych barwach.

- Zna pani życiorys świętego Augustyna - pyta. - To człowiek, który żył w wyjątkowo hedonistyczny sposób. Ale dzięki gorliwym modlitwom jego matki nawrócił się i został jednym z najważniejszych świętych kościoła katolickiego. Z Ryśkiem było podobnie. Zrozumiał swój błąd i młodzieńczy bunt, który początkowo przejawiał się w działalności hipisowskiej, obrócił w dobro. Impulsem była dla niego pacyfikacja studentów w 1968 roku. Zaczął w sposób dojrzały walczyć o lepszą Polskę. I walczy o nią do dzisiaj - uważa Franczyk.

I dodaje: gorzej, jakby zaczynał od Kościoła, a skończył na narkotykach.

To właśnie z Franczykiem i Jerzym Lackowskim Terlecki „trzymał sztamę”, zasiadając w krakowskiej radzie miejskiej (w sumie przez dwie kadencje: w latach 1998-2002 i 2006-2007). Dziennikarka zajmująca się wówczas tematyką krakowskiego magistratu opowiada, że „to trio odstawiało wówczas na sesjach coś przypominającego Monthy Pytona”. - Składali przedziwne interpelacje, rozśmieszali wszystkich, wprowadzali akcenty ironiczne - opowiada.

Franczyk wcale nie prostuje. - Trudno było się nie śmiać, skoro radni potrafili przez kilka godzin debatować nad taką błahostką jak to, czy można nazwać samorządowe przedszkole imieniem Kubusia Puchatka - tłumaczy. - Ale zajmowaliśmy się też poważnymi sprawami. Na przykład postulowaliśmy, żeby Kraków, jako pierwsze miasto w Polsce, wprowadziło zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych - wspomina Franczyk.

Zresztą obaj panowie zasiadali w komisji ds. przeciwdziałania alkoholizmowi. Czemu hipis eksperymentujący z narkotykami postanowił walczyć z używkami?

- Może właśnie dlatego, że zdał sobie sprawę z zagrożenia - zastanawia się Thun.

Krakowska plotka wskazuje na coś jeszcze innego: Terlecki miał ponoć swego czasu bardzo duże problemy z alkoholem.

Terlecki, jeśli już mowa o krakowskiej polityce, w 2006 roku próbował zostać prezydentem tego miasta. Przeszedł nawet do drugiej tury, przegrywając w niej z Jackiem Majchrowskim.

- To nie jest człowiek charyzmatyczny, wykazujący się energią i taka była jego kampania: bierna - wspomina dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Uzyskał dobry wynik tylko dlatego, że zwalczające się frakcje w Platformie Obywatelskiej zlekceważyły go, nie traktując jako zagrożenie - ocenia politolog.

Jako poseł (pierwszy raz został nim w roku 2007, drugi - w 2011) też przez długi czas nie wyróżniał się niczym szczególnym. Według naszych zestawień aktywności posłów, ani nie brylował na mównicy, ani nie był szczególnie aktywny w składaniu interpelacji. Nie zapisał się też niczym szczególnym przy staraniach choćby o budowę północnej obwodnicy Krakowa czy trasy S7.

Grecka tragedia czy ojcobójstwo

Zasłynął za to czymś innym.

Od 2000 do 2007 roku pracował w krakowskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej, w ostatniej fazie - jako jego dyrektor. W 2003 roku trafił archiwach na teczkę swojego ojca, historyka Olgierda Terleckiego. Postanowił sam go zlustrować, opisując jego 30-letnią współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa na łamach „Rzeczpospolitej”.

- Zrobił to, bo wiedział, że i tak ktoś do tej teczki dotrze - broni go Franczyk. - A on mógł opisać to w sposób łagodniejszy. Poza tym, gdyby tego nie zrobił, naraziłby się na oskarżenia, że kryje ojca. Był w sytuacji, którą można porównac do tragedii antycznej - uważa Franczyk.

Inni uznali, że to „ojcobójstwo”. Pracownicy IPN-u napisali wtedy list otwarty broniący Terleckiego. - Wykazał się wielką klasą, co uznaliśmy za wzór do naśladowania - mówi dr Maciej Korkuć, historyk z IPN. - Pokazał, że nie tylko badamy historię innych, ale i własną - precyzuje.

Inny pogląd na tę sprawę ma prof. Andrzej Romanowski, literaturoznawca, który w latach 80. pisał z Terleckim wspólne teksty do „Tygodnika Powszechnego”, więcej - przyjaźnił się z nim.

- Pamiętam, przed publikacją tekstu przyszedł do mnie i powiedział, że odkrył, że jego ojciec współpracował - mówi prof. Romanowski. - Fakt, że to ujawnił, nie wzbudził mojego obrzydzenia, wręcz przeciwnie - uznałem to za szlachetne. Ale po tym, co działo się wokół tego tekstu, po tym liście otwartym, wobec którego Rysiek się nie dystansował - spojrzałem na to inaczej. I uznałem, że jednak pobudki Terleckiego szlachetne nie były - opowiada literaturoznawca. I dodaje: dziś to, co robi Rysiek, jest dla mnie kompletnie antypolskie. Nie wiem, jakbym się zachował, spotykając go na krakowskiej ulicy.

Tyle że Terlecki po krakowskich ulicach już raczej nie chodzi. Od listopada, odkąd jest prezesem klubu PiS, wicemarszałkiem Sejmu i wiecznie towarzyszy Kaczyńskiemu, rzadko wraca do domu. Czemu prezes PiS wytypował go na szefa klubu? - Kaczyński zorientował się, że to człowiek wyważony, o analitycznym myśleniu, zjednujący sobie ludzi i lojalny - twierdzi Franczyk.

Róża Thun wypowiada się o tym w innym tonie. - Zgrali się: jeden ukradł księżyc, a drugi był hipisem - stwierdza. I wybucha długim, złośliwym śmiechem.

***

Ryszard Terlecki
Urodzony w 1949 roku w Krakowie. Polityk, historyk, publicysta, poseł VI, VII i VIII kadencji, od 2015 roku przewodniczący klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości oraz wicemarszałek Sejmu. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był opozycjonistą związanym ze Studenckim Komitetem Solidarności, a później Komitetem Obrony Ratowników. W 2002 roku otrzymał stopień profesora, pracował m.in. w Polskiej Akademii Nauk i na Akademii Ignatianum (tam był prorektorem). Był też szefem krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej i pełnił funkcję radnego miasta Krakowa. Ma trójkę dorosłych dzieci: córki mieszkają w Warszawie, syn - kończy studia w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska