Jeśli wierzyć wodzirejom zakopiańskiej imprezy sobowtór Jacksona ma głos zgodny w 99 procentach z wokalem pierwowzoru. O wiele bliższe prawdy - a zarazem mniej kuriozalne - byłoby jednak stwierdzenie, ze do swoich stu procent możliwości dochodzi - powoli, ale jednak - Małysz.
Galerię zdjęć zobaczysz TUTAJ
Fałszywy Michael zawodził bowiem tak, jakby w trakcie występu przypalali go po nogach żywym ogniem, a Adam fruwał jak na Orła z Wisły przystało.
Gigi nie był jedyną wpadką organizatorów. Jego występ był tylko kiczem. Dużo gorsze w skutkach mogło być przepełnienie trybun. Jak za dawnych czasów ludzie mdleli w wejściu - część, klnąc na potęgę, w ogóle rezygnowała z wejścia na trybuny Krokwi. Po raz pierwszy od lat kibice przeskakiwali przez barierki, stali tuż przy zeskoku, a spikerzy musieli prosić co chwilę fanów, by przesuwali się "w lewo", bo napływająca wejściem głównym fala ludzi mogła spowodować tragedię.
- To niesamowite, że ci ludzie wciąż chcą mnie dopingować. W piątek zawalił się płot pod naporem kibiców. Część musiała zejść na sam dół skoczni, by wrócić na trybuny inną drogą. Ale wracali. Umorusani, czasem mocno zmęczeni. Bardzo chce się skakać dla takich ludzi - mówił po konkursie Adam.
Miał powody do radości. Jeszcze wprawdzie nie wskoczył na podium, lecz do wyprzedzenia trzeciego w sobotę Thomasa Morgensterna zabrakło dwóch punktów. Najważniejsze, że Orzeł z Wisły drugi raz z rzędu poprawił się w drugim, finałowym skoku. Tak walczy się o najwyższe cele. W piątek jego drugi skok był trzecim wynikiem finału. W sobotę drugim. Lepszy, i to zaledwie o pół metra, był Schlierenzauer (134,5). Drugi na podium Szwajcar Simon Ammann skoczył tyle samo co Małysz - 134 metry.
Oczywiście, w pierwszej serii zarówno Gregor, jak i Simon był poza zasięgiem nie tylko zresztą Adama, ale całej reszty. Lecz choć brzmi to mało wiarygodnie, oni naprawdę mieli lepszy wiatr. Ammann, który wynikiem 140,5 metra pobił rekord skoczni Svena Hannawalda z 2003 r., sam przyznał, że musiał poczekać na belce na to, aż świetny wiatr trochę ucichnie.
- Na wszystkich wskaźnikach był kolor czerwony. Nie mogłem skakać, warunki były za dobre. Ale miałem szczęście, bo nie zmieniły się szybko. Gdy więc siadłem na belce, wciąż wiało pod narty - tłumaczył szwajcarski skoczek.
Konkursy w Zakopanem przywróciły odrobinę zachwianą ostatnio hierarchię Pucharu Świata. Na dziś, walkę o złoty medal w Vancouver w obu konkursach indywidualnych będą toczyć Schlierenzauer (jego sobotnie zwycięstwo było czwartym w karierze na Wielkiej Krokwi) i Ammann (on z kolei nigdy nie wygrał w Zakopanem).
Nikt już nie może jednak lekceważyć Adama. Nasz najlepszy skoczek jest w grupie czterech, pięciu zawodników, którzy mogą powalczyć o trzecie miejsce na podium igrzysk olimpijskich, a to może jeszcze nie być koniec jego marszu w górę. Małysz wreszcie uwierzył, że stać go na walkę z najlepszymi, a to już połowa sukcesu.
Dużo gorzej jest za to z drużyną. Wszyscy skaczą o niebo gorzej niż na początku sezonu, a Łukasz Kruczek do końca nie wie, co się dzieje. Marzenia o medalu olimpijskim w drużynie trzeba więc odłożyć. Choć z drugiej strony wszystkie ekipy, poza Austriakami, mają kłopoty i trudno wskazać zespół nr 2.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?