Aneta Szendera, mama Maksia, nigdy do słabych nie należała. Twarda wojowniczka z charakterem. O nieprzespanych nocach, łzach, strachu i rozpaczy ani słowa od niej nie usłyszymy. Nie narzeka też na niesprawiedliwość i nie rozdrapuje ran. Mogłaby, bo choć wcześniak, Maksymilian urodził się zdrowy. Dobrze się rozwijał i nic nie zapowiadało tragedii.
Nieszczęsna szczepionka i lekceważący stosunek angielskich lekarzy do jej dziecka to już przeszłość. Teraz Aneta ma inne zadania i marzenia. Wróciła wraz z synem i mężem do Krakowa.
- Nie spocznę, dopóki Maksymilian nie będzie samodzielny. Musi być w miarę sprawny, by radzić sobie w życiu - uparcie twierdzi Aneta. Wszystkie pieniądze zarobione razem z mężem w Wielkiej Brytanii, przeznaczają na rehabilitację synka. Potem muszą się zadłużyć: u znajomych, w bankach. Chcąc zawozić syna na wszystkie możliwe zajęcia Aneta rezygnuje z pracy.
Na początku Maks nie robi postępów. Rodzice nie tracą jednak nadziei ani zapału. Co dnia kilkugodzinna rehabilitacja - masaże, logopeda - Maksio "haruje" dzień w dzień. I tak już cztery lata. Raz na trzy miesiące turnus, zaliczają też w miarę możliwości dogoterapię i delfinoterapię. Choć rezonans magnetyczny nie zostawia złudzeń: porażenie mózgu jest spore, uszkodzona jest jego część odpowiadająca za ruch, mowę - dziś Maksio, po systematycznej i intensywnej rehabilitacji, potrafi chodzić przy balkoniku albo trzymając kogoś za rękę, nauczył się sam jeść, rozbierać się. Lubi i chce być samodzielny.
- Mieszkamy na czwartym piętrze i znoszenie, wnoszenie dziecka kilka razy dziennie było udręką. Dziś Maksymilian sam wchodzi po schodach i nie pozwala sobie pomagać, nawet jeśli jest bardzo zmęczony - opowiada Aneta.
Jeszcze dużo pracy przed nim. Nie umie sam pić, korzystać z toalety, nie mówi. Właśnie rozpoczyna zajęcia logopedyczne nową metodą "manualnego torowania głosek", co daje wielką nadzieję, że zacznie mówić. Na przekór wynikom rezonansu magnetycznego. Jeżeli jednak rehabilitację trzeba będzie przerwać, oznaczałoby to cofnięcie się wszystkiego, czego się nauczył Maksio przez te lata.
Rodzice proszą o pomoc. Koszty leczenia są olbrzymie. Tygodniowa rehabilitacja kosztuje ich 1 tys. zł, turnus, na który zabierają Maksa - 4 tys. zł. Do tego należy doliczyć wydatki na leki, specjalną dietę. - W naszej małej rodzinie pracuje tylko mąż - mówi Aneta. - Każda złotówka się przyda, nawet na banalne przejazdy z jednej rehabilitacji na drugą - dodaje.
Maksowi można pomóc, wpłacając pieniądze na konto Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie: 511240 4722 1111 0000 4851 6220, z dopiskiem "dla Maksa". Wraz z rodziną Maksia liczymy, że uda się zebrać środki na dalszą rehabilitację chłopca.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+