Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zioła z Beskidu Niskiego trafiały do zakładu Herbapolu w Lublinie. Suszeniem krwawnika, pokrzywy czy mniszka zanjmowały się całe rodziny

Tomasz Pruchnicki
fot. Stanisław Jeleń
Pewien czwartkowy ranek w maju 1967 roku na Zawodziu w Gorlicach. O godzinie piątej trzydzieści zatrzymuje się autobus PKS-u marki Jelcz 043 zwany ogórkiem. Przyjechał z Bartnego. Dwójka pasażerów, która z niego wysiadła, z bagażnika wyjmuje duże worki z szeleszczącą zawartością. Od dawna jest już jasno, w końcu to maj...

Pasażerowie wystawiają swój pakunek na chodnik. Podczas gdy autobus odjeżdża w kierunku Fabryki Maszyn, oni przenoszą cały bagaż przed budynek nr 17 przy ulicy Kościuszki. Jest ich sześć. Stają spokojnie, obserwują coraz większy ruch. Już niedługo w Gliniku zaczyna się pierwsza zmiana, co raz podjeżdżają kolejne autobusy.

W oczekiwaniu na otwarcie jadło się śniadanie

Kobieta zostaje na miejscu. Mężczyzna zaś rusza w kierunku rynku. Zastanawia się, czy iść do spożywczego, czy do delikatesów koło kościoła. A może do Asa? Musi kupić bułki, muszą w końcu zjeść śniadanie, bo do otwarcia punktu skupu ziół pozostało jeszcze sporo czasu. Budynek, w którym ów się mieści, przed wojną był własnością Salamona Lachsa, który nie powrócił po 1945 roku do Gorlic. Rodzina Lachsów trudniła się handlem drobiem, dlatego w podwórzu były klatki na drób. Do dzisiaj ta część działki pozostaje niezagospodarowana. W budynku było trzy jednopokojowe mieszkania, pomieszczenie sklepowe i jeszcze jeden, niezależny od reszty pokój. W sklepie utworzony został skup ziół zakładów zielarskich Herbapol w Lublinie. Do składu wiodły drewniane drzwi z wąską przeszkloną, podwójną witryną. Całość na noc zasłaniana była żaluzją z fałdowanej cienkiej blachy, rozwijanej od góry i zamykanej na kłódkę. W żaluzji był zamontowany przedwojenny kwadratowy zamek na płaski klucz, którego nikt od dawna nie miał. W środku podłoga ze zniszczonych desek, mały stolik z papierami i dwa zwykłe krzesła. Tymczasem przybysze powoli jedzą bułki, zagryzają kawałkami kiełbasy, popijają przywiezioną w litrowej butelce herbatę.
W końcu o godz. ósmej przychodzi kobieta, podnosi stalową żaluzję w drzwiach skupu, otwiera drzwi i wchodzi do środka. Panuje tam półmrok, gdyż słońce świeci na elewację budynku po przeciwnej stronie. Mało światła odbija się na drugą stronę ulicy. Z szuflady stolika wyjmuje kwity z kalką ołówkową, a z półek zdejmuje pudełko z kartotekami. Do metalowej kasetki chowa wypchaną szarą kopertę, którą przyniosła ze sobą. Przed witryną pojawia się coraz więcej ludzi. Każdy ma duże worki z szeleszczącą zawartością. Do środka wchodzi para, która przyjechała najwcześniej. Pokazują, co przywieźli. Okazuje się, że w dużych workach są mniejsze. Każdy z innym gatunkiem ziół. Wszystko zostaje rozłożone na podłodze. Po chwili małe worki lądują na wadze szalkowej, a duże na dziesiętnej. Po całej operacji kobieta, która prowadzi skup, wypisuje kwit, tak zwaną asygnatę z gatunkiem, wagą, ceną. W czasach PRL-u przy kupnie i sprzedaży zawsze obowiązywały jakieś asygnaty, zresztą do dzisiaj w byłych republikach ZSRR obowiązują tak zwane „kwitoczki”. Później te same dane trzeba wpisać w odpowiedniej kartotece. Dopiero gdy wszystko zostaje naniesione na papier, w odpowiednie rubryki, może wypłacić należność. Całą operację powtórzy przy kolejnym kliencie.

Cenne susze z beskidzkich łąk trafiają do Lublina

Skup trwa do godziny jedenastej. W samo południe, na chodniku przed skupem zatrzymuje się samochód ciężarowy marki star 25 z oplandekowaną skrzynią ładunkową. Charakterystyczną cechą tych ciężarówek było to, że drzwi od dwuosobowej kabiny otwierały się do przodu, a nie jak obecnie do tyłu. Z ciężarówki wysiadają kierowca i konwojent. Z pomieszczenia skupu wynoszą poszczególne worki i wrzucają na pakę samochodu. Każdy ma przywieszkę, jest zawiązanym drutem do plomb. Gdy już wszystko zostaje zapakowane, auto wyrusza w daleką drogę do centrali w Lublinie. Tam nastąpi dalsza obróbka zebranych w Beskidzie Niskim Ziół. Pamiętajmy, że w tym czasie Gorlice należały do województwa rzeszowskiego. Gorlicki skup to punkt Lubelskich Zakładów Zielarskich, do którego należy obszar byłych województw: lubelskiego, i rzeszowskiego. Do najcenniejszych gatunków, które przerabiały, należał bluszcz kurdybanek. Ziele stosowane przeciw zatruciu ołowiem, w medycynie ludowej w postaci naparu stosowany przy przewlekłych nieżytach dróg oddechowych, astmie, przeciw bólom żołądka, przy schorzeniach pęcherza i kamicy nerkowej. Zewnętrznie używany do przemywania ran i w chorobach skóry, ze względu na delikatne działanie ściągające, przeciwzapalne i przeciwbakteryjne. Kwitnie od kwietnia do czerwca. Rośnie najczęściej na łąkach, pastwiskach, polach oraz miedzach. Regeneruje także wątrobę, zapobiega zaleganiu żółci w woreczku żółciowym i wspomaga pracę trzustki. Kurdybanek pozytywnie wpływa na pracę serca. Mile widziane były także kłącza tatara zwyczajnego, szyszki chmielowe, ziele pokrzywy zwyczajnej, liście i owoce czarnej porzeczki, pączki czarnej topoli, kora wierzbowa, mniszek pospolity, przywrotnik pasterski i świetlik łąkowy. Skup przyjmował również ziele krwawnika pospolitego, koszyczki stokrotki czy wiązówkę błotną. Warunkiem przyjęcia suszu musiał być potwierdzony teren ich pozyskania, który był sprawdzany wyrywkowo przez pracowników Herbapolu. Zioła można było zbierać tylko z łąk i pól o znikomym ruchu pojazdów spalinowych, w których pobliżu nie były dokonywane opryski, nie były też używane sztuczne nawozy.

Drogeria przy 3 Maja - skrzyżowanie kosmetycznego z apteką

Teraz przenieśmy się wspomnieniami w inny rejon Gorlic, a mianowicie do sklepu przy dzisiejszej ulicy 3 Maja, na wysokości dużego przejścia pomiędzy drukarnią a blokiem numer 28, na którego parterze mieścił się sklep z dużym napisem i neonem nad jego daszkiem - MHD DROGERIA. Wewnątrz zawsze pachniało lawendą i konwaliami. To był taki sklep pomiędzy sklepem kosmetycznym a apteką. Tutaj bez recepty można było kupić zioła na bóle „małych brzuszków”, zioła do przemywania ran czy różnego rodzaju herbaty ziołowe albo naturalne soki. Były też maści na różnego rodzaju schorzenia i rany. Można było też kupić wody mineralne z różnych źródeł. Prawie wszystkie towary sygnowane były przez markę Herbapol. Zaufanie do sprzedawanych ziół, ich skuteczność i odpowiednia wiedza dwóch sprzedawczyń powodowały, że sklep był często odwiedzany przez gorliczan. Nasze babcie miały również sprawdzone ludowe przepisu na stosowanie odpowiednich ziół w życiu codziennym. Na przykład wszystkie odmiany macierzanki, babki lancetowatej czy łopianu. Niemowlaki kąpało się w wodzie zaprawionej ziołami. Kiedy jednemu z chłopaków na Dworzysku zrobił się ropień na przedramieniu, to jego mama poprosiła sąsiadkę, aby zapytał swoją matkę, co przyłożyć na ranę. Gdy wspomniana przyszła w odwiedziny do córki i usłyszała o zdrowotnym kłopocie u sąsiadów, poszła na łąkę, zerwała jakiś liść, który przyłożyła do rany chłopaka. Zawiązała go bawełnianą nitką, a później bandażem. Przykazała przy ty, by opatrunku nie ściągać przez trzy kolejne dni. Po tym czasie okazało się, że po ropieniu nie ma śladu. Dawniej zioła to nie były te roślinki o „strzępiastych listkach” tylko coś, co pomagało ludziom w codziennym życiu. Nikt z byle dolegliwością nie szedł od razu do przychodni, bo lekarze również kazali stosować wyciągi, wywary lub maści z odpowiednich ziół kupionych w drogerii. Dzisiaj już nikt nie skupuje rumianku, lipy, macierzanki, nie ma też drogerii przy 3 Maja. Za to jest doktor Google i wiara w internetowe wiadomości, jak się leczyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska