Na najdłuższym, blisko 35-kilometrowym odcinku A4 od węzła w Krzyżu do Dębicy od kilku tygodni nie dzieje się praktycznie nic. Po tym, jak główny wykonawca inwestycji - Hydrobudowa ogłosiła upadłość, prace praktycznie wstrzymano. Jeszcze wcześniej sprzęt spakowali podwykonawcy, którym firma zalegała z płatnościami nawet kilka miesięcy wstecz.
- Możliwości kontynuowania kontraktu przez nasze konsorcjum uzależnione są od efektów rozmów z wierzycielami, głównie z bankami, ale i współpracującymi z nami kontrahentami - wyjaśnia Krzysztof Woch z Hydrobudowy.
W rzeszowskim oddziale Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przyznają, że sytuacja jest fatalna, a brak płynności finansowej wykonawcy rzutuje na tempo prowadzonych prac. Na całym odcinku ułożono do tej pory jedynie... 300 metrów asfaltu.
- Wygląda to wszystko katastrofalnie - mówi wójt Żyrakowa Marek Rączka. Przez jego gminę przebiega spory fragment budowanej A4. - Pojedyncze obiekty inżynierskie: mosty, estakady, kładki wprawdzie już stoją, ale gołym okiem widać, że jest jeszcze sporo przy nich do zrobienia - twierdzi. W wielu miejscach nie ma nawet śladu drogi, a jeżeli nawet kilka miesięcy temu pracowały tu spychacze, to dzisiaj tego nie widać, bo wszystko zarosły chwasty i trawa.
Nie tylko kierowcy mają powody do narzekania. Cierpliwość tracą także mieszkańcy wsi, położonych wzdłuż planowanej autostrady. Ciężarówki dowożące materiał na budowę skutecznie utrudniały im życie w dzień i w nocy, rozjeżdżając przy okazji lokalne drogi prowadzące do ich domów. Dzisiaj nie wiadomo, kto i kiedy je naprawi.
- Była spisana umowa między gminą, starostą a wykonawcą, że jak tylko skończą budowę autostrady, to wszystko naprawią. Tyle że firma upadła i nie wiadomo, czy będzie w stanie wywiązać się z tego zobowiązania - zauważa wicewójt Lisiej Góry Sławomir Turek.
Mieszkańcy Nowej Jastrząbki czy Żukowic mają już dość wszechobecnego kurzu, który unosi się z rozjeżdżonych, niesprzątanych z nawiezionego błota dróg. Ludzie z niecierpliwością czekali na zapowiadany w sierpniu finał prac. Teraz, gdy termin ten odsuwa się co najmniej o rok, są załamani.
- I po co nam ta autostrada? Chyba tylko po to, aby ludziom uprzykrzyć życie - mówią.
W nieco lepszej sytuacji są mieszkańcy wsi, położonych wzdłuż innego pechowego odcinka - od Brzeska do Wierzchosławic. Po tym, jak w 2011 roku z placu budowy zeszła firma NDI, szukanie nowego wykonawcy zajęło ponad pół roku. Prace ruszyły, ale nie na długo, gdy w poważne kłopoty finansowe wpadł Poldim, czyli jedna z czterech firm, wchodzących w skład konsorcjum realizującego projekt. - Spółka wprawdzie nie uczestniczy już w budowie, ale jej zadania przejęły pozostałe firmy i inwestycja jest nadal realizowana w pełnym zakresie - wyjaśnia Iwona Mikrut-Purchla, rzecznik prasowa GDDKiA w Krakowie.
Duże problemy z dotrzymaniem wyznaczonych terminów mają zresztą także wykonawcy teoretycznie najłatwiejszych, bo najkrótszych odcinków A4 koło Tarnowa. Tak jest m.in. w przypadku niespełna 13-kilometrowej trasy z Wierzchosławic do Krzyża, która miała być gotowa niemal pół roku temu. - Od 27 marca wykonawcy naliczane są kary umowne - kwituje Mikrut-Purchla.
Jeszcze poważniejszy problem powstał w rejonie Rzeszowa, gdzie GDDKiA zmuszona została w ogóle zerwać kontrakt z dotychczasowym wykonawcą i ogłosić nowy przetarg na dokończenie prac przy niespełna czterokilometrowej drodze.
Kiedy autostrada będzie przejezdna? Trudno powiedzieć, gdyż nawet w Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad nie wykluczają dalszych opóźnień.
Policjant uratował życie kierowcy tira w Niemczech. Przeczytaj historię (nie)zwykłej interwencji!
Miss Lata Małopolski 2012 Zgłoś swoją kandydaturę!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!