Pracowali tam długie lata
Otwarte 15 lat temu nowotarskie delikatesy Alma (mieściły się na Polanie Szaflarskiej) przez długi czas były synonimem luksusu. W podhalańskim sklepie (podobnie jak w pozostałych obiektach sieci w całej Polsce) kupowali prawnicy, lekarze czy biznesmeni. Można tu było bowiem dostać luksusowe produkty importowane, wędliny z dzika, kaczki, najdroższy alkohol.
- Nam przez cały ten czas płacono kiepsko. Pensje ledwo przekraczały najniższą krajową - mówi pani Zofia, jedna ze zwolnionych pracownic. - Mimo to gros z nas pracowało tutaj lata. Mieliśmy zgrany zespół, wypłaty, choć małe, były na czas i praca wydawała się pewna. Do czasu...
Na bruk z dnia na dzień
Jak mówią wystawieni do wiatru ludzie, wszystko zaczęło się psuć w okolicach tegorocznych wakacji. Ze sklepowych półek zaczęły znikać towary, a nowych dostawcy nie przywozili. W sklepie zrobiło się pusto.
- Zrozumieliśmy, że dzieje się coś złego - mówi pan Tomasz, kolejny z pracowników. - Część z nas chciała się zwolnić i szukać nowej pracy. Wówczas przyjechał kierownik regionu i niemal błagał, byśmy zostali. Mówił, że sieć wkrótce wyjdzie z problemów i nie zamkną sklepów. Później taka sytuacja powtarzała się kilka razy.
Ostatecznie 29 września powiedziano załodze, że będzie pracowała jeszcze tylko 2 dni.
- Co najdziwniejsze, tydzień wcześniej znów był kierownik regionu i mówił, że zamknięcia w „Almie” faktycznie będą, ale Nowego Targu to nie dotyczy. Cały czas nas okłamywali - wzdycha pan Tomasz.
Gdzie są nasze pensje?
Ostatecznie każda z 54 osób załogi nowotarskiego sklepu 1 października dostała wypowiedzenie umowy o pracę. Te zostały jednak napisane tak, by zachować trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Formalnie więc pracownicy od października siedzą w domu, ale do 31 grudnia są w „Almie” zatrudnieni.
- Tłumaczono nam, że to wszystko dlatego, by nas chronić i byśmy dostali prawo do odpraw - mówi Edyta Steskal, w Almie pracująca jako fakturzystka. - Faktycznie. Ci z nas, którzy pracowali najkrócej, mieli dostać 3-krotność miesięcznego wynagrodzenia. Osobom pracującym od otwarcia sklepu (15 lat temu) obiecano nawet 6 wypłat na odprawę.
Ostatecznie nikt ze zwolnionej załogi do dziś nie zobaczył nawet złotówki. Co gorsze, ludzie - by związać koniec z końcem - musieli się zapożyczyć u rodziny i znajomych. Liczyli, że wkrótce Alma wypłaci im obiecane pieniądze. - Nowej pracy nie mogliśmy podjąć, bo wg umowy jesteśmy przecież cały czas zatrudnieni. Z tego samego powodu nie przysługuje nam nawet zasiłek dla bezrobotnych. Zostaliśmy po prostu w najgorszy możliwy sposób oszukani - dodaje Steskal.
Milioner zbankrutował
Co na to centrala Almy, której 10 sklepów dalej działa? W środę otrzymaliśmy komunikat z sieci.
Czytamy w nim, że "Alma" wystąpiła do sądu o ogłoszenie swej upadłości. Ten jednak nie zajął się jeszcze sprawą i do tego czasu konta spółki są zablokowane. „Mimo, że robimy wszystko, by pracownicy dostali pieniądze przed świętami, nie wiemy, czy to się uda” - tak kończy się pismo.
- Dla nas takie zapewnienia, to mówiąc najłagodniej, zwykłe mydlenie oczu - mówi Tomasz, były magazynier. - Nasz były szef ma 884 miliony złotych. Nawet jakby każdemu z dwóch tysięcy zwolnionych w całej Polsce pracowników miał dać pensję z własnej kieszeni, toby zbiedniał? O procent? Co to za państwo, że nie umie bronić naszych interesów? - pyta retorycznie.
- Święta za pasem, a my nie mamy grosza przy duszy. Czekamy na własne pieniądze i pożyczamy po 50-100 złotych od rodziny. Jak żebracy się czujemy - płacze kasjerka Magdalena.
Pójdą razem do sądu
Jeśli do 31 grudnia byli pracownicy nie dostaną pieniędzy, zapowiadają złożenie pozwów w sądzie pracy. Pomoc obiecał im już resort sprawiedliwości.
