Czytaj też:
Sobota, 30 lipca 2011 r.
Cały dzień brak wiadomości od Kate. Greg sprawdził pocztę elektroniczną, bo córka codziennie do nich pisała albo dzwoniła. Zastał tylko wiadomość od znajomego wynajmującego ich dom w Sieprawiu. "Była u nas policja, robili, przeszukanie, chodzi o Kate".
- Pomyślałem, że córce stało się coś złego - mówi Greg. Zadzwonił do szwagierki w Polsce. Usłyszał, że ciało jego córki ktoś znalazł nad ranem w rowie. Nie żyła. - To był głęboki szok, jak w transie wytłukłem wszystkie kubki ze zmywarki - mówi Greg Zaks. Otrzeźwił go dopiero widok swojej krwi w kuchni.
Żona nie uwierzyła, że jej Kasia nie żyje. Postanowili jechać do Polski. Gdy bukowali bilety, ręce tak im drżały, że nie mogli trafić w odpowiedni klawisz. Cyfry z karty kredytowej tańczyły przed oczami.
Pierwszy raz w życiu wzięli z sobą butelkę wódki. Wypili prosto ze szklanki. Nic nie pomogło. Nie mogli spać. W Polsce przez cztery dni nie jedli.
Tydzień później był dzień, w którym Viola i Greg mieli według planu przyjechać do Polski, by z Kasią i jej chłopakiem jechać w góry. Spotkali się - na pogrzebie Kate w Sosnowcu.
- Byliśmy emocjonalnie zamrożeni, na silnych środkach uspokajających. Dzięki temu udało nam się to przeżyć. Czułam, jakby to wszystko przytrafiło się komuś innemu - opowiada Viola.
Wtorek, 24 kwietnia 2012 roku.
Mirosław Ł., kierowca nocnego autobusu zeznaje przed krakowskim sądem. Mówi o tym, że wiózł Kate około godz. 3 nad ranem. Wracała z imprezy zorganizowanej przez artystę galerii Zderzak, gdzie była na stażu. Oskarżony wyjaśnia, że się posprzeczał z pasażerką, bo traktowała go z góry. I, sfrustrowany trudnym dniem, pobił ją prętem po głowie. Zostawił ją w rowie z wodą. Kate się udusiła. - Żałuję - powtarza.
Viola w trakcie jego zeznań słabnie, musi wyjść. - Nie wierzę mu. Kasia była wychowana jak Brytyjka - gdy ktoś cię potrąci, to na wszelki wypadek przepraszasz. Nie miała w sobie cienia agresji. Ten potwór zasługuje na karę śmierci - mówi matka.
Ojciec słucha do końca tłumaczeń oskarżonego o zabójstwo. Cały drży. - Udział w procesie jest ciężki. Ale jesteśmy to winni naszej Kasi. To ostatnia rzecz, którą możemy dla niej zrobić - podkreśla Greg. Ostatnią, bo modlić się już nie ma siły.
Viola: Gdyby to był wypadek, poszłabym do kościoła. Ale nie mogę. Dlaczego Bóg pozwolił, żeby taką kochaną dziewczynę, takie dobre dziecko zamordować?
Pełny tekst przeczytacie w piątkowym papierowym wydaniu "Gazety Krakowskiej"