Gdy ratownicy wciąż przeczesują zgliszcza apartamentowca, który tydzień temu runął w Surfside na Florydzie, pojawiła się sensacyjna hipoteza przyczyny dramatu. Otóż do zawalenia się 12-piętrowej budowli mogły doprowadzić „testy wstrząsowe” marynarki wojennej USA u wybrzeży Florydy, do których doszło 18 czerwca.
USS Gerald R. Ford znajdował się 250 km od Ponce Inlet w hrabstwie Volusia, gdy w wodzie zdetonowano kilkadziesiąt tysięcy kilogramów materiału wybuchowego. Oficjalny film udostępniony na Twitterze pokazał eksplozję, która była tak silna, że zarejestrowano 3,9 stopni w kategoriach trzęsienia ziemi.
- Śledczy zamierzają to sprawdzić - mówił gazecie Miami Herald Abieyuwa Aghayere, profesor inżynierii na Drexel University.
Innego zdania jest Paul Earle, sejsmolog z Golden w Colorado z Narodowego Centrum Informacji o Trzęsieniach Ziemi (NEIC). Jego zdaniem, te incydenty nie są ze sobą powiązane. - Biorąc pod uwagę rozmiar eksplozji, odległość od budynku i czas między eksplozją a zawaleniem, nie widzimy rozsądnego mechanizmu, aby eksplozja na morzu 18 czerwca spowodowała zawalenie się apartamentowca w Miami Beach 24 czerwca – powiedział.
Podobnego zdania jest komandor porucznik Desiree Frame z USS Gerald R. Ford. - Nie dostrzegliśmy niczego, co by wiązało test ze strasznym wydarzeniem na Florydzie. Oczywiście nasze myśli i modlitwy kierujemy do wszystkich, których tragedia dotknęła - zawarł w oświadczeniu.
Lotniskowiec USS Gerald R. Ford przeszedł 18 czerwca na Atlantyku pierwszą próbę udarową z eksplozją ogromnego ładunku wybuchowego, do której doszło w niewielkiej odległości od okrętu. Jednostka była w pobliżu epicentrum trzęsienia ziemi o magnitudzie 3,9.
