Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak babcia Ania żołnierzy ratowała

Halina Gajda
Każda wojna ma swoich bohaterów. Tych z podręczników historii i tych, o których nikt nie pamięta, nikt ich nie poznał. Nie sposób porównywać ich dokonań. Wszystkie są wielkie, choć czasami według zupełnie różnych miar.

Po ziemiance Adamczykowej w Stróżówce nie ma już śladu, jak i po chacie pod strzechą, w której mieszkała. Ocalały jedynie wspomnienia snutej wojennej opowieści. Nastoletni Broniu słuchał ich z wypiekami na twarzy, a słowa wbijały mu się w pamięć. - Gdybym wtedy wiedział, zdawał sobie sprawę z wagi takich wspomnień, pewnie dopytywałbym o więcej szczegółów - mówi, dzisiaj już 74-letni Bronisław Potok, mieszkaniec Stróżówki. Wojenne opowieści były codziennością jego dzieciństwa. Mama Rózia, w bitwę pod Gorlicami zaledwie dwunastolatka, i trzy lata starsza ciocia Basia wtulone w matczyną spódnicę, ocalały, by przekazać mu opowieść o babci Adamczykowej.

Dzisiaj snuje rodzinną historię...
Linia frontu przebiegała przez Stróżówkę na północ od Gorlic. W lesie Buczyna na wzgórzu od strony Mszanki stała chata pod słomą, a obok kamienna piwniczka, podobnie jak kurhan obłożona ziemią i obrośnięta dzikim bzem. Babcia Adamczykowa wraz z dwiema córkami Basią i Rózią oraz starymi wujkiem i ciotką schronili się w niej.

- Boże! Boże! Czy my to przeżyjemy, czy przetrzymamy - struchlałymi wargami cicho szeptała. - Boże, zlituj się nad nami -modliła się w tych strasznych godzinach rozpaczy i grozy. Wujek, stary chłop drżącymi palcami przesuwał paciorki grubego różańca. Półmrok. Jedynie parę promyków światła przenikało ciemną szybkę i rozjaśniało ciemną wilgotną norę. Basia i Rózia wtuliły się w fałdy szerokiej matczynej spódnicy, szlochały z ogromnego przestrachu. Babcia Adamczykowa zaciskała dłonie na głowie. Modliła się, myśląc nad losem całej swej rodziny zgromadzonej przy niej. -Przecież nie mogłam ich zostawić samych sobie. Wujek bardzo słaby, ciotka nieprzytomna. Nie znieśliby trudów wysiedlenia. Droga daleka, bo aż za Limanową - usprawiedliwiała się przed własnym sumieniem.

Serce rozdzierało się z rozpaczy na myśl o tych dwóch niewinnych istotach, które przez jej postanowienie mogą stracić życie. Straszna to była rozterka w huku walk bezustannego trzęsienia, nawoływań dowódców oraz wrzasków telefonistów, którzy obsadzili się w tym lesie. Śmierć mogła ich dosięgnąć w każdej chwili...

Linia okopów austriackich biegła niedaleko lasu, pociski rosyjskie cięły drzewa i konary, słychać było rozdzierające krzyki rannych i konających, a ściany kamiennej piwniczki bezustannie drżały i dygotały. Przy każdym cięższym wybuchu ze sklepienia sypała się ziemia i spadały kamienie. Zdawało się, że za moment wszystko runie i zawali się, grzebiąc zmartwiałą rodzinę. Godziny strachu, grozy i rozpaczy wlokły się. Na pryczy majaczyła stara kobieta: czemu ta burza tak grzmi i grzmi? Nie zdawała sobie sprawy z grozy położenia. Babcia Adamczykowa zwilżała rozgorączkowane wargi ciotki.

Stary wujek kulił się, jak mógł. Między odmawianymi zdrowaśkami wydawał z siebie ciężkie westchnienia. Życie z niego też uciekało. Dreszcze i bóle wstrząsały jego pokręconym ciałem...

Matka tuliła córki. Basia miała dopiero 15 lat, a Rózia 12. Chłop przepadł gdzieś w Ameryce. Podobno na Alasce roboty szukał z jakimiś hultajami, którzy później przysłali zawiadomienie o jego śmierci i parę marnych dolarów. Łzy potoczyły się po policzkach na to przykre wspomnienie.
Piekło wolno przetaczało się na wschód. Coraz mniej wystrzałów i wybuchów. Słychać tylko odgłosy bitwy od strony Zagórzan. Paraliż, który ich zmroził, powoli mijał. Babcia oznajmiła: zobaczę, co się dzieje. Południe już chyba minęło. Odchyliła drzwi piwnicy i ogarnęło ją przerażenie. Przed oczami ukazało się morze ognia, dymu, dochodził swąd spalenizny. W Buczynie drzewa były jak pokoszone, gałęzie pocięte. Sterczały połamane kikuty pni.

W dolinie ukazało się jej pole bitwy zasłane żołnierzami. Dopalały się drewniane chaty Stróżówki. Gorlice stały w ogniu. Słychać było jęki rannych, nawoływania sanitariuszy, krzyki dowódców. Polną drogą wojsko przetaczało działa i wozy gdzieś na wschód. Serce zatrzymało się jej z trwogi na widok ogromu krwi, konających, błagalnych krzyków o ratunek. Pomyślała: piekło na ziemi. W tej chwili niczym błysk, jakieś olśnienie zdała sobie sprawę, że musi iść i ratować te ulatujące życia.

Strach gdzieś znikł. Pomyślała: Boże, za uratowanie życia, za te córki muszę ratować tych niewinnych, co wzywają pomocy! Cofnęła się do piwnicy. Ze skopka ulała resztę mleka, napoiła chorą ciotkę, podsunęła wujkowi. Basia i Rózia odetchnęły z ulgą widząc krzątającą się matkę. Oświadczyła: idziemy ratować żołnierzy.

Ze źródła w pobliskim lesie nabierały wody. Szły w dół, na pole bitwy nieść pomoc. Babcia Adamczykowa poiła gorączkujących, umazanych we krwi i ziemi rannych żołnierzy wydających ostatnie tchnienia. Pomagała sanitariuszom opatrywać poranione ciała. Córki donosiły wodę z lasu. Widok ogromu cierpień, męki, krwi odebrał przytomność Rózi, którą sanitariusze odnoszą do piwniczki. Od teraz czuwała nad nią Basia. Tymczasem babcia niczym Anioł Stróż niosła pomoc i ulgę wszystkim cierpiącym rozrzuconym ofiarom nieludzkiej zbrodni. Choć nad głową gwizdały jeszcze zabłąkane kule, nie słyszała ich. Sanitariusze uwijali się.

Za górą Buczyny, w dolinie Stróżowianki ulokowany został szpital polowy. Rózia przypłaciła ten dzień ciężką chorobą. Przez kilka dni leżała w malignie, zrywała się z krzykiem: ratunku, pić, boli! Jak mógł i potrafił zajął się nią austriacki lekarz. Po kilku tygodniach wróciła do zdrowia. Niedługo potem umarli ciocia i wujek...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska