Nauczycielka zarządziła odwrót, ale dzieci już zdążyły się napatrzeć. Wśród miejscowych narasta bunt, bo stojące przy krajowej "czwórce" przedstawicielki najstarszego zawodu upodobały sobie lesiste tereny w okolicach Podlesia.
Tirówki łapią spragnionych uciech kierowców na E4 i zabierają ich kilkaset metrów dalej, na jedyny zjazd z szosy krajowej do Podlesia. Przy tej drodze rosną lasy z licznymi przecinkami i tu kwitnie interes. Kłopot w tym, że również miejscowi skazani są na korzystanie z tej drogi.
- Tędy do Podlesia wracają dzieci ze szkoły w Machowej, tą drogą muszą też wracać do domów ludzie z pracy - mówi Renata Stańczyk z podleskiej filii podstawówki w Machowej.
- Widzą i słyszą, co się dzieje. Mało tego - starsze dziewczynki są zaczepiane przez kierowców, przekonanych, że i one w ten sposób pracują. Tak samo potraktowali moją koleżankę, która wracała z pracy - dodaje nauczycielka.
Zdarza się również, że prostytutki starają się zachęcać do uprawiania swojej profesji także miejscowe dziewczyny.
- Była taka sytuacja, że jedną z naszych gimnazjalistek ojciec odwoził samochodem. Zatrzymał się w korku na "czwórce" i wtedy podeszła jedna z tych pań. Otworzyła drzwi samochodu i otwarcie namawiała dziewczynkę do nierządu - opowiada Renata Kłosowska, pedagog w machowskiej szkole.
- Na podobne incydenty stale narażane są młode nauczycielki, które dochodzą na lekcje do Podlesia - dodaje.
Miejscowi mają dość. - Już rok temu interweniowałam na policji - mówi Renata Kłosowska.
- Powiedzieli mi, że nie mają pieniędzy, żeby pilnować prostytutek.
Mieszkańcy postanowili więc wziąć sprawę w swoje ręce. Najpierw próbowali zagradzać zjazdy na swoje posesje, by utrudnić spragnionym rozrywki kierowcom dojazd do lasu. Grodzili też drutem kolczastym wjazdy między drzewa.
To również nie pomogło, bo albo panie, albo ich opiekunowie przecinali druty. Zorganizowano więc zebranie wiejskie, by rozważyć, jak sobie poradzić z nieprzyzwoitym problemem. Mieszkańcy zaprosili władze gminy i opowiedzieli im o scenach, które muszą oglądać ich dzieci podczas powrotów do domu i szkolnych spacerów.
Okazuje się jednak, że z tirówkami i samorządowcy niewiele wskórają. Burmistrz Pilzna Józef Chmura wytłumaczył mieszkańcom podczas zebrania, że władze samorządowe nie mają żadnych możliwości, by przegonić niechcianych gości. -
Gospodarze z sąsiednich wsi zazdroszczą kolegom z Podlesia i Machowej, bo ich żony nagle zaczęły bardziej o nich dbać - żartuje Chmura.
Burmistrz próbował - podobnie jak mieszkańcy - interweniować na policji. Tam usłyszał, że szczupła obsada komisariatu w Pilźnie nie może się zajmować tylko tą jedną sprawą, niemniej stróże prawa obiecali, że postarają się jakoś pomóc.
- Mam obietnicę policji, że przez trzy godziny dziennie w tym miejscu będzie stał radiowóz, a panie będą dwa razy dziennie legitymowane. Może w końcu skutecznie się zniechęcą i zmienią lokalizację? - zastanawia się Józef Chmura.
Policja więcej zrobić nie może. - Prostytucja w Polsce nie jest karalna, sama obecność tych pań przy drodze też, więc nie ma prawnych podstaw do interwencji, o ile tylko nie zagrażają bezpieczeństwu w ruchu drogowym - tłumaczy Wenencjusz Matysek, oficer prasowy dębickiej policji.
Tymczasem panie nie wydają się zniechęcone, więc...
- Na razie staramy się z dziećmi nie odchodzić zbyt daleko od szkoły - tłumaczy Renata Stańczyk.