Zerwane dachy, zniszczone ściany budynku, zalane domy, grzyb na suficie. Tak po przejściu letnich nawałnic wyglądały trzy domy w podkrakowskiej gminie Kocmyrzów-Luborzyca. Pomoc pokrzywdzonym mieszkańcom obiecała premier Ewa Kopacz. Pieniądze na remont zniszczonych gospodarstw miały trafić do ludzi za pośrednictwem Urzędu Wojewódzkiego. Ten jednak twierdzi, że mieszkańcom pomoc się nie należy i utrudnia przekazanie potrzebnych dokumentów. Tymczasem mieszkańcy zapożyczyli się u znajomych, wzięli kredyty i niewielką zapomogę z gminy i sami wyremontowali sobie domy.
Noc z 19 na 20 lipca zapamiętają na długo. Obudził ich huk. Chwilę później okazało się, że był to odgłos zrywanego dachu. - Pierwszy raz coś takiego widziałam. To trudne do opisania - przyznają Halina Wierzbicka mieszkanka Łoskowic (gm. Kocmyrzów-Luborzyca). W podobnej sytuacji jak ona znalazły się jeszcze dwie rodziny z sąsiednich Skrzyszowic.
W całej Polsce tej nocy wiatr uszkodził 800 domów. - Następnego dnia poszliśmy do urzędu gminy. Słyszeliśmy też w telewizji, że pani premier obiecała dla poszkodowanych pomoc rządową na remont - relacjonuje Wierzbicka.
Premier poleciła wojewodom szybkie uruchomienie środków. - Zasiłki będą bezzwłocznie przekazywane tym, którzy pomocy potrzebują - mówiła w lipcu. Dodała, że pokrzywdzeni przez nawałnicę mogą liczyć na pomoc do 20 tys. złotych. Aby można się było o nią starać, straty musieli oszacować eksperci. Później odpowiednie dokumenty miały trafić do urzędu gminy, stamtąd do wojewody, który z kolei miał wysłać wszystko do kancelarii premier Kopacz. I tutaj zaczynają się problemy.
- Wojewoda uważa, że nam się pomoc nie należy. Przekazuje nam informacje, które są sprzeczne z tymi, jakie uzyskaliśmy w kancelarii pani premier - opowiada Halina Wierzbicka.
- Rozumiemy, że może się coś przeciągać tydzień, dwa. Ale niedługo będą dwa miesiące. Chcemy tylko, by wojewoda przesłał nasze wnioski dalej, do Warszawy - dopowiada Teresa Kowalczyk, której nawałnica też zerwała dach.
Tymczasem urzędnicy wojewody tłumaczą, że pieniądze ludziom z gminy Kocmyrzów się nie należą. Powód? Według wojewody, by móc przekazać środki, straty w gminie musiałyby przekroczyć 5 proc. jej dochodów. W praktyce oznacza to, że w Kocmyrzowie-Luborzycy straty po nawałnicy musiałyby wynieść blisko 800 tys. zł. Te oszacowano jednak na 75 tys. zł. Według wojewody to zbyt mało.
- W sprawie gminy Kocmyrzów-Luborzyca nadal prowadzona jest korespondencja. Po uzyskaniu wszystkich informacji, jeżeli wniosek zostanie zaakceptowany, wojewoda wystąpi o przekazanie środków - wyjaśnia dyplomatycznie Monika Frenkiel z biura prasowego wojewody.
Wiesław Wójcik, zastępca wójta gminy Kocmyrzów-Luborzyca, nie wie jednak, o jakie informacje może jeszcze chodzić wojewodzie. - Przesłaliśmy wszystko, czego od nas wymagano. Dodatkowo z własnego budżetu przekazaliśmy pokrzywdzonym niewielką dotację: 6 tys. zł na rodzinę - zaznacza. Tymczasem każda z rodzin na remonty wyłożyła od 20 do 30 tys. zł.
O zamieszanie przy wypłacie pieniędzy zapytaliśmy w kancelarii premiera. Na odpowiedź czekamy od tygodnia. Tymczasem okazuje się, że w całej Małopolsce urząd wojewódzki po lipcowych nawałnicach nie udzielił wsparcia żadnej gminie.
Współpraca Michał Gąciarz