Oczywiste było tylko zwycięstwo Ścibora Szpaka z Wrocławia, który otrzymał Grand Prix. Wyrazisty, inteligentny, bawiący paradoksem, purnonsensem. Był poza konkurencją, jeśli chodzi o wywoływanie śmiechu. Wiele kwestii Szpaka to perły, które pewnie wejdą do klasyki kabaretu - np. "Zanim wydał pierwszą płytę, postanowił zostać muzykiem" (o Claptonie), "Dzieci pojawiły się już pięć milionów lat temu, wraz z pierwszym człowiekiem". Inteligencja i estradowy wdzięk.
Jako solistę odbierałem też Michała Kempę z Bielska-Białej; to on głównie pracował na I nagrodę. Chwilami ryzykowne żarty ("80. urodziny babci to jest stypa, tyle że trup jest żywy"), pokrywał sprawnym wykonawstwem i estradową charyzmą. Konsekwentny w budowaniu postaci, chwilami odjechany, nurzający się w absurdzie, kończył występ mocno oklaskiwany.
I wreszcie Marcin Sitek z Warszawy jako Król Dopalaczy - laureat II nagrody. Mniej śmieszny od tamtych, chwilami rozgadany, zbyt oczywisty w dowcipach, szarżujący ryzykownie ("Niech będzie dopalony", "Nie bójcie się dopalaczy, nie lękajcie się"), niemniej dał występ najlepiej dramaturgicznie skonstruowany, precyzyjny, a przy tym stworzył kreację, którą przykuł uwagę publiczności od pierwszych chwil. Także pewną agresywnością wobec widza.
Był to występ doskonały? Nie, ale przecież znacznie lepszy od wrocławian z Nic Nie Szkodzi, którzy dostali I nagrodę. Mieli pomysł, kostiumy z epoki królów Francji, bo program nosił tytuł "Vice Wersal", tyle że raziły słabe żarty i takież wykonawstwo, a zwłaszcza dowcipy z nadmiarem wulgaryzmów.
Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!