Z informacji dziennikarzy Polsat News wynika, że kobieta miała gorączkę. Skarżyła się również na bóle mięśni oraz problemy z oddychaniem. Do Polski wróciła z Anglii, gdzie przez kilka dni przebywała w szpitalu, w którym znajdowała się także osoba, u której potwierdzono zarażenie groźnym wirusem z Chin.
Po przeprowadzeniu wywiadu przyjmujący ją lekarz uznał, że podejrzenia o zarażeniu COVID-19 mogą być zasadne. Zadecydował więc o wezwaniu transportu sanitarnego, który przewiezie kobietę na oddział zakaźny. Na czas oczekiwania, pacjentkę odizolowano od reszty osób przebywających w przychodni.
Koronawirus: aktualizowany raport
Brak transportu
Wtedy pojawiły się problemy, kto ma ją zabrać. Po około czterech godzinach oczekiwania, przychodni nie udało się bowiem zorganizować transportu. O pomoc poruszono więc służby wojewódzkie. Przypomnijmy, że każda z przychodni podstawowej opieki zdrowotnej zobowiązana jest do posiadania umowy z firmą transportową w tym zakresie. Nie wiadomo, dlaczego w tym przypadku nie wypełniono jej warunków.
Ze względu na występujące trudności finalnie transportem chorej zajęło się Krakowskie Pogotowie Ratunkowe.
- Udzieliliśmy pomocy, ponieważ sytuacja była wyjątkowa i przychodnia wymagała wsparcia w zakresie transportu medycznego - wyjaśnia Joanna Sieradzka, rzecznik prasowy Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego
Z racji tego, że nie było to wezwanie alarmowe, do zrealizowania tej usługi nie mogła być zadysponowana żadnej z karetek pełniących dyżur w tym zakresie. Po kobietę wysłano transport sanitarny. Jednak z uwagi na obowiązujące KPR umowy z innymi podmiotami oraz procedurę przygotowawczą załogi oraz karetki, również ten transport przeciągał się w czasie.
W sumie od momentu zgłoszenia się po pomoc kobieta, na oddział zakaźny do szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, trafiła dopiero po ponad pięciu godzinach oczekiwania.
GIS odradza podróż do 9 krajów. Koronawirus rozprzestrzenia ...
- Stan pacjentki jest stabilny. Zostały pobrane próbki do badania pod kątem zarażenia koronawirusem. Wyniki powinny być znane w ciągu 48 godz. - informuje Anna Górska, rzeczniczka prasowa szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.
Procedury nie zadziałały
Dlaczego trwało to tak długo? Rzeczniczka wojewody małopolskiego Joanna Paździo wyjaśnia, że ta konkretna sytuacja była bardzo złożona i wymagała wypracowania i zastosowania ponadstandardowych, dodatkowych działań ze strony właściwych służb.
Taka sytuacja nie powinna mieć jednak miejsca. Trudno winić pacjentkę, która będąc w strachu o swoje zdrowie mogła nie wiedzieć jak zachować się w danej sytuacji. Nie każdy z nas śledzi przecież media, które informują o tym jaka jest zalecana procedura w razie podejrzeń zarażenia. Udając się do specjalistów, to właśnie od nich oczekujemy fachowej pomocy. W tym przypadku z pewnością nie można powiedzieć, że procedura zadziała wzorcowo, mimo iż była dobrze znana przychodni.
Władze przychodni będą musiały się wytłumaczyć z tej sytuacji. - Małopolski Oddział Wojewódzki NFZ wezwał przychodnię do złożenia wyjaśnień w trybie pilnym - informuje Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka prasowa Małopolskiego Funduszu Zdrowia w Krakowie.
Przypomnijmy: jeśli podejrzewasz u siebie koronawirusa nie zgłaszaj się ani do przychodni, ani na SOR! Zadzwoń do najbliższej stacji sanepidu lub zgłoś się na oddział zakaźny w szpitalu. Narodowy Fundusz Zdrowia uruchomił również specjalną całodobową infolinię po numerem: 800 190 590.
Przychodnia do której wczoraj zgłosiła się pacjentka jest nieczynna. Przeprowadzana jest w niej procedura dekontaminacji, z kolei pracownicy którzy mieli kontakt z chorą zostali objęci nadzorem sanitarno-epidemiologicznym.
Ilu chorych?
Aktualnie (stan na piątkowe popołudnie) w Polsce jest już pięciu pacjentów, u których stwierdzono zarażenie koronawirusem.
Chałupnicze sposoby, jak zasłonić twarz i uchronić się przed...
