FLESZ - W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci

Od poniedziałku znów otwarte są samorządowe żłobki w Krakowie, ale ich oblężenia na razie nie ma. Jak słyszymy od dyrektorów, niektórzy rodzice po otrzymaniu koniecznych do podpisania oświadczeń i deklaracji powrotu swoich pociech do placówek, "chyba się wystraszyli".
Opiekunowie maluchów muszą zaakceptować zasady bezpieczeństwa, wprowadzone w żłobkach z powodu pandemii koronawirusa. Oświadczają również na piśmie, że są świadomi możliwości zarażenia się dziecka w placówce opiekuńczej.
- W poniedziałek mieliśmy tylko trójkę dzieci, a jesteśmy przygotowani na przyjęcie dwudziestu - słyszymy od dyrektorki jednego z samorządowych żłobków.
Jakie obostrzenia wprowadzono? Opiekunki mają ściśle przydzielone grupy dzieci - nie mogą przechodzić z jednej do drugiej. Pomieszczenia są dezynfekowane, a pracownicy wykonują swoje obowiązki w fartuchach i przyłbicach.
- W poniedziałek przyjęłam dziesięcioro dzieci. W naszym żłobku może być ich obecnie maksymalnie 25. Rodzice jeszcze korzystają z możliwości pobierania zasiłków opiekuńczych. Większość zgłasza potrzebę korzystania ze żłobka po 25 maja - mówi nam Jadwiga Woźniak, dyrektor Samorządowego Żłobka nr 28 w Krakowie.
Dodaje, że jej placówka jest dobrze przygotowana na powrót maluchów, ale opieka nad nimi wygląda zupełnie inaczej niż przed wybuchem pandemii koronawirusa i zamknięciem żłobków. - Już przy wejściu do żłobka są ograniczenia. Do szatni może wejść tylko jeden rodzic z dzieckiem. Mamy osobę wyznaczoną, która koordynuje sytuację przy wejściu do placówki. Przed wejściem na salę dziecku mierzona jest temperatura - mówi dyrektor Woźniak. Personel jest wyposażony w maseczki, przyłbice, fartuchy itp.
Najtrudniej jest z przytulaniem dzieci. - Staramy się ograniczać bezpośredni kontakt, co dla nas i maluchów jest bardzo trudne - kwituje.
Do otwarcia wciąż przygotowują się przedszkola. Niektóre jednak już działają. Jednym z pierwszych przedszkoli, otwartych w poniedziałek, była placówka publiczna placówka na Prądniku Białym.
Z 68 dzieci, które uczęszczały do placówki, rodzice zgłosili 16, ale pierwszego dnia przyszło 7 przedszkolaków. - Rodzic przyprowadza dziecko, w wiatrołapie przekazuje je pracownikowi placówki, który sprawdza temperaturę malucha. Później idzie na salę, na której nie ma m.in. dywanu i pluszowych zabawek, które trudno jest dezynfekować. Poza tym przedszkole funkcjonuje tak jak zawsze - mówi dyrektorka placówki.
Tymczasem wciąż zamknięte są szkoły. Uczniowie w domach pozostaną na pewno do 24 maja. Czy wrócą jeszcze w tym roku do szkół, choćby na parę tygodni? Tego nie wiadomo. - Rozważamy kilka wariantów. Decyzję, czy powrócimy do stacjonarnej formy nauczania, podejmiemy w drugiej połowie maja. Wtedy będziemy wiedzieli, jak rozwija się epidemia - wyznał w Radiu Gdańsk Dariusz Piontkowski, minister edukacji.
W pierwszy majowy weekend, gdy otwarte były całe Tatry, na s...
Zaznaczył, że uczniowie potrzebują kontaktów rówieśniczych i bezpośrednich z nauczycielami, dlatego choćby z tego powodu warto wrócić do tradycyjnego nauczania, co powoli robią już inne kraje europejskie.
Uczniowie są coraz bardziej zmęczeni, szczególnie tegoroczni maturzyści. - Trudno zmotywować się do regularnego powtarzania materiału. Z pewnością przygotowania w szkole byłyby łatwiejsze. Niektóre informacje ulatują z pamięci. Świadectwa są odebrane i przez miesiąc musimy radzić sobie sami - bez nauczycieli - wyznaje Katarzyna, tegoroczna maturzystka.
W niektórych szkołach przygotowania idą pełną parą. - Wszystkie zajęcia dla maturzystów prowadzimy normalnie, odbywają się oczywiście przez internet. Wydaliśmy świadectwa, rok szkolny zakończył się zgodnie z planem 24 kwietnia, ale lekcje wciąż się odbywają - mówi nam Iwo Wroński, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Tak będzie aż do matury. Uczniowie utrwalają wiedzę, którą nabyli przed zakończeniem roku szkolnego. Pomagają w tym nauczyciele. - Na zajęciach, szczególnie z przedmiotów rozszerzonych, mamy bardzo wysoką frekwencję - dodaje Wroński. Dostrzega bardzo dużą mobilizację uczniów, szczególnie tych, którzy chcą studiować np. medycynę. - Choć widać oczywiście również, że maturzyści są przemęczeni. Chcieliby to już pisać i mieć egzaminy za sobą - kwituje Wroński.
Czasu zostało coraz mniej, gdyż matury startują za niecały miesiąc, 8 czerwca. Jaki będzie ich dokładny przebieg, tego jeszcze nie wiadomo. Prawdopodobnie w najbliższych kilkunastu dniach poznamy wytyczne Ministerstwa Zdrowia.
Resort wskaże w nich, jak bezpiecznie przeprowadzić egzaminy maturalne, by w jak największym stopniu wyeliminować zarażenie koronawirusem wśród uczniów.
W sprawę tegorocznych matur zaangażował się Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Zgłaszają się do niego osoby, zaangażowane w przygotowanie egzaminów. Mają wiele obaw.
- Oczekują wydania pilnych wytycznych, dotyczących bezpieczeństwa zdrowotnego. Ich brak utrudnia dokonanie niezbędnych zakupów oraz zaplanowanie odpowiedniej liczby osób do zespołów nadzorujących, w których muszą zasiadać osoby zatrudnione w innej szkole lub placówce. Wydanie zaleceń mogłoby także zmniejszyć stres odczuwany przez maturzystów i ich rodziców lub opiekunów prawnych - zauważa RPO.
Adam Bodnar zwrócił się do głównego inspektora sanitarnego Jarosława Pinkasa o opinię nt. bezpieczeństwa przeprowadzenia egzaminów maturalnych.