Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Limanowski urzędnik kontroluje sam siebie

Paweł Szeliga
Jolanta Szyler z Urzędu Miasta w Limanowej kierowała komisją inwentaryzacyjną, która badała zbiory Muzeum Regionalnego Ziemi Limanowskiej po zniknięciu cennych archiwaliów, w tym aktu lokacyjnego. Ta sama urzędniczka od 2003 r. nadzorowała tę placówkę. Burmistrz Władysław Bieda, ani sama zainteresowana, nie widzą w tym jednak niczego niestosownego.

Sześcioosobową komisję powołał w listopadzie ubiegłego roku burmistrz Bieda. Była to reakcja na informacje pracowników Archiwum Państwowego w Nowym Sączu, którzy sugerowali, że w placówce podległej miastu panuje bałagan. Niedługo potem wyszło na jaw, że brakuje tam m.in. historycznych pieczęci miejskich i oryginalnego aktu lokacyjnego Limanowej, wydanego w 1565 roku przez króla Zygmunta Augusta. Komisja nie dopatrzyła się nieprawidłowości w urzędniczym nadzorze nad muzeum.

- Nie dyskutowałam z decyzją burmistrza, który wyznaczył mnie na przewodniczącą komisji - zaznacza Jolanta Szyler. Zapewnia, że właściwie nadzorowała muzeum przed wykryciem skandalicznych braków w zbiorach. Mają o tym świadczyć notatki służbowe, w których zwracała uwagę na nieprawidłowości w placówce. W 2008 r. wykazała brak 66 różnych przedmiotów, w tym obrazów i strojów ludowych, które zaginęły lub zostały uszkodzone podczas remontów.

- Gdyby skład naszej komisji budził zastrzeżenia, to pewnie zwróciłaby na nie uwagę prokuratura, wyjaśniająca sprawę zaginionych archiwaliów - zauważa burmistrz Bieda.

Nie ma zastrzeżeń do pracy podległej urzędniczki, jeśli chodzi o nadzorowanie muzeum, jak i przewodniczenie komisji inwentaryzacyjnej. Na tenże nadzór powołuje się jednak kustosz limanowskiego muzeum Lidia M.-J., której sądecka prokuratura postawiła zarzut nadużycia władzy w związku brakiem właściwego nadzoru nad dokumentami. W rozmowie z "Krakowską" twierdziła, że postępowała zgodnie z zaleceniami urzędu. Jan Wielek, który kierował muzeum blisko 40 lat, dotąd nie został przesłuchany. W styczniu przeszedł na rentę i jest na zwolnieniu lekarskim. Wczoraj dowiedzieliśmy, że przebywa w szpitalu.

Wcześniej wielokroć podkreślał, że nie wie, co się stało z najcenniejszymi dokumentami. - Winę za to, że zaginęły, ponoszę ja - przyznał w czerwcu w rozmowie z nami.

Przesłuchanie byłego dyrektora ma kluczowe znaczenie dla śledztwa. Sprawa jest trudna, ponieważ z powodu bałaganu panującego w muzeum nie wiadomo nawet, czy archiwalia zaginęły, czy zostały skradzione.

Jolanta Szyler twierdzi, że o tym, iż w muzeum dzieje się źle, wiedziano od połowy lat 80. minionego wieku. Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, dlaczego nikt nie reagował na sygnały o bałaganie w cennych zbiorach.

Agnieszka Filipek z Archiwum Państwowego w Nowym Sączu:
- Nasze archiwum nie mogło kontrolować zbiorów muzealnych. Mamy jedynie prawo do badania archiwum zakładowego, czyli dokumentacji wytworzonej przez tę jednostkę w związku z prowadzoną przez nią działalnością. Sprowadza się to np. do sprawdzenia zarządzeń wydawanych przez dyrektora czy bieżących sprawozdań statystycznych. Archiwum sygnalizowało nieprawidłowości, ale ówczesny dyrektor miał pełne prawo do tego, żeby nie dopuścić nas do eksponatów muzealnych. Nie łamał więc przepisów.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska