Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Sawicki: Z pretensjami to do komisji! [wywiad]

lucyna.talaska@...
Andrzej Zgiet
Jeśli pomoc dla rolników miałaby zależeć od wyborów, to mogą być one nawet co roku - mówi Marek Sawicki minister rolnictwa i rozwoju wsi

 

"Przed wyborami, to pieniądze dla rolników się znalazły" - taki był  komentarz po ogłoszeniu informacji o 450 mln złotych pomocy dla gospodarzy poszkodowanych przez suszę. 

Jeśli wybory miałyby przesądzać o wielkości pomocy dla rolników, czy wrażliwości polityków na problemy tej grupy - to jestem za tym, żeby organizowano je nawet co roku. Poza tym to nie jest moja prywatna kasa, ale pieniądze nas wszystkich.

 

Pieniądze na pomoc są, ale rolnicy twierdzą, iż udowodnienie strat wcale nie jest proste. Tym bardziej że wsparcie zależy od Systemu Monitoringu Suszy Rolniczej prowadzonego przez Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach. Gospodarze skarżą się, że dane instytutu są zaniżone i na ich podstawie można by sądzić, iż susza właściwie nie jest problemem na Kujawach i Pomorzu. Wystarczy pojechać na pola, by zobaczyć, że jest inaczej. Nie można tego sytemu zmienić? 

Taki system i metodologię badań wprowadzono w 2005 roku, gdy za polskie rolnictwo odpowiadali politycy z województwa kujawsko-pomorskiego. Z szacunku do ich pracy nie śmiałem tego systemu zmieniać. Wprowadzając go tłumaczono, iż chodzi o to, żeby rolnicy mieli dowody w walce o odszkodowania z firmami ubezpieczeniowymi.

 

Czy prawo ma służyć politykom, czy rolnikom? Od czasu wprowadzenia tych zasad, wiele się zmieniło np. w pogodzie, klimacie. Coraz więcej jest opadów lokalnych, nawet na terenie jednej wsi sytuacja może być różna. Gospodarze uważają, że stacji pomiarowych w Polsce jest za mało i dlatego dane instytutu są niemiarodajne. 

Tę metodologię z pewnością zmienimy, dane instytutu mogą pozostać wskaźnikiem, informacją. Jednak prawo nie może działać wstecz. A stacji pomiarowych (biorąc pod uwagę także te należące do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej), z których możemy korzystać, jest w kraju łącznie ponad 900. Nie ma przeszkód, by było ich więcej. Można by postawić nawet po trzy stacje w każdej gminie!

 

I będą na to pieniądze?

Będą, takie stacje nie są kosztowne.

 

Jednak już teraz rolnicy muszą udowodnić, że straty spowodowały obniżenie dochodów o co najmniej 30 proc. Niektórzy pomstują na komisje powołane przez wojewodę, że nie chciały szacować wszystkich strat. Początkowo członków tych komisji interesowały na przykład tylko szkody na najsłabszych glebach.

Te pretensje mogą adresować  do członków komisji, bo wojewoda Ewa Mes wykazała się dużym rozsądkiem informując gminy, by szacowano wszystkie straty. To jest problem relacji ludzkich, a nie  złych przepisów.

 

Członkowie komisji bronią swoich racji - ich zdaniem nie było sensu szacować na polu rolnika, który nie chciał skorzystać wyłącznie z kredytu klęskowego, a wówczas była mowa tylko o takiej pomocy.

Już wtedy wiadomo było, że wachlarz pomocy może się poszerzyć i dlatego warto szacować wszystkie szkody. Przecież protokół z szacowania strat będzie potrzebny, jeśli rolnik zechce wystąpić o wsparcie np. na odtwarzanie potencjału produkcji rolnej. Albo, gdy gospodarz będzie wnioskował o umorzenie np. części składek płaconych do KRUS-u, czynszu dzierżawnego w Agencji Nieruchomości Rolnych albo podatku rolnego w gminie.

Kujawsko-Pomorską Strefę AGRO znajdziesz także na Facebooku - dołącz do nas! 

 

Informacje o możliwości umorzenia podatku rolnego działają na samorządowców jak płachta na byka. Jeśli chcą pomóc rolnikom, to zaszkodzą wszystkim mieszkańcom i to podwójnie - stracą część wpływów do budżetu, a ministerstwo finansów obetnie im część subwencji. Ten problem powtarza się od lat! Dlaczego wciąż nie ma rekompensat z budżetu państwa dla tych gmin albo chociaż zmiany prawa, by nie obcinano gminom subwencji?

A gdzie są wnioski od tych samorządowców do ministra finansów, posłów?

 

Samorządowcy pisali np. do resortu rolnictwa.

Na moje wsparcie mogą liczyć od dawna, ale to za mało. Decyzje w sprawie subwencji podejmuje minister finansów, a prawo może zmienić Sejm.

 

Rolnicy apelują także o zmianę prawa dotyczącego ubezpieczeń z dopłatami państwa. Wielu z nich chciało wypełnić ustawowy obowiązek ubezpieczenia co najmniej połowy powierzchni upraw. Bez problemu mogli wykupić polisy dotyczące np. powodzi, ale nie suszy. Jeśli w pobliżu nie ma nawet rzeczki, to po co im taka fikcja? No i teraz zamiast 400 zł czy 800 zł na ha, dostaną połowę pomocy. Czy nie można powrócić do ubezpieczeń pakietowych?

Ubezpieczenia pakietowe to nic nowego! W 2008 roku mieliśmy w budżecie 550 mln złotych na dopłaty do ubezpieczeń, a z tego udało się wykorzystać ok. 100 milionów zł! Rolnicy mówili wówczas, że te pakietowe są za drogie i chcieli, by rozdzielić ryzyka.

 

I jaki to miało sens?

Wówczas miało to sens, bo po rozdzieleniu ryzyk rolnicy zaczęli chętniej kupować polisy. Jednak w 2009 roku, gdy rząd wyszedł z pomocą finansową do wszystkich, bez względu na to, czy ktoś był ubezpieczony, czy nie, niektórzy gospodarze stracili motywację. Teraz warto pomyśleć o powrocie do ubezpieczeń pakietowych, ale trzeba mieć świadomość, że składki będą wyższe.

 

To słaba zachęta do kupowania polis.

Dlatego szukamy też innych rozwiązań. Od dwóch lat rozmawiamy z przedstawicielami związków i organizacji rolniczych o powołaniu Funduszu Stabilizacji Dochodów Rolniczych. Gdyby było w nim np. 300 milionów złotych, a do tego w takiej sytuacji jak tegoroczna susza, z budżetu doszłoby 450 milionów złotych, to na pomoc dla rolników byłaby niezła suma! Kiedy finalizowaliśmy utworzenie funduszu, usłyszałem: niech się na ten cel złoży wyłącznie państwo, nie gospodarze! A kto z tego miałby korzystać? Tylko rolnicy! Czy to jest w porządku? W innych państwach Europy są fundusze zapasowe. Dlatego np. Niemcy nie oczekują nawet dopłat do eksportu. 

 

Ale na przykład francuscy rolnicy oczekują znacznie więcej niż mają i wychodzą na ulice.

Francuzi zarzucają rządowi m.in. to, że nie zablokował handlu żywnością z innymi krajami, w tym z Polską. Ich także dotknął kryzys mleczny, dochody gospodarstw spadły. Bo choć mają wyższe dopłaty, to płacą niemałe podatki dochodowe.

 

Polscy rolnicy zazdroszczą francuskim kolegom dopłat, ale nie podatków dochodowych. Mają nadzieję, że susza może odsunąć ten drażliwy temat przynajmniej na jakiś czas.

Zapewne tak, ale gdyby polscy rolnicy płacili już teraz podatek dochodowy, to w takiej sytuacji nie mieliby problemów z udowodnieniem strat. Nie byłyby potrzebne komisje, protokoły... Rolnik pokazałby dokumenty dotyczące przychodów, dochodów i byłoby jasne, ile stracił.

 

Komisje szacują straty na polach, a co z właścicielami zwierząt? Oni też sporo stracili. Niektórzy sprzedają krowy mleczne, bo brakuje pasz!

A czy ktoś powiedział, że ich pomoc nie dotyczy? Wiem, że są problemy związane z  szacowaniem strat w produkcji zwierzęcej, ale to nieporozumienie! Jeśli właściciel  krów od wartości produkcji odejmie np. koszt zakupu pasz, uwzględni niższe stawki za mleko i wykaże średnie dochody z trzech lat, to ma szansę na pomoc. Problem w tym, że niektóre komisje nie biorą tych strat pod uwagę. Wzór protokołu zamieściliśmy na naszej stronie. Oby komisje z niego korzystały!

 

Podobnie jak przepisy dotyczące pomocy po suszy, spore zamieszanie wywołała także zmiana ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego. Niektórzy rolnicy przyznają, że nie zdawali sobie sprawy, iż od przyszłego roku także im będzie trudniej sprzedać grunty. 

Polscy rolnicy są bardzo niezależni, ale muszą przyzwyczaić się do tego, że komisje społeczne będą opiniować transakcje dotyczące obrotu ziemią rolną. Chodzi o to, żeby te grunty przestały być wreszcie przedmiotem spekulacji. W Kujawsko-Pomorskiem na przetargach organizowanych przez Agencję Nieruchomości Rolnych za hektar płacono nawet ponad sto tysięcy złotych! To było chore, bo żadnego rolnika, który ma małe gospodarstwo nie stać na takie zakupy! 

 

Dlatego teraz, nawet jeżeli rolnik zechce sprzedać ziemię po wyższej cenie, agencja będzie mogła się wtrącić? 

Jeżeli cena będzie przyzwoita, to nie. W przeciwnym wypadku ANR może zażądać sądowej wyceny nieruchomości i udaremnić sprzedaż. Może też skorzystać z prawa odkupu po cenie ustalonej przez  sąd.

 

Zatem znaczenie Agencji Nieruchomości Rolnych wzrośnie, a były pomysły łączenia agencji rolnych. ANR miała nawet zniknąć.

Na razie, dopóki ANR administruje nieruchomościami Skarbu Państwa, może pełnić także taką funkcję. Jeśli sprzeda wszystko, nie będzie potrzeby, by nadal istniała. Wówczas jej zadania dotyczące ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego będą mogły przejąć powiaty. Najważniejsze, by małe, rodzinne gospodarstwa także mogły się rozwijać.   

 

Między innymi o tym będziemy rozmawiać podczas Forum Rolniczego "Gazety Pomorskiej". Przyjedzie pan?

Przyjadę, bo każda możliwość pochylenia się nad problemami rolników, jest bardzo cenna. A na Kujawach i Pomorzu jest wielu bardzo dobrych gospodarzy - ambitnych, z aspiracjami. Warto korzystać z ich opinii. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marek Sawicki: Z pretensjami to do komisji! [wywiad] - Gazeta Pomorska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska