Pracowała Pani jako doradca podatkowy. A postanowiła Pani założyć firmę kosmetyczną.
Dużą inspiracją była rodzinna tradycja. Moja babcia i mama zbierały zioła. Do dziś pamiętam ten piękny zapach. Począwszy od skrzypu polnego, przez nagietki, rumianek aż po macierzanki. Do dziś w ogródku mam macierzankę. Według własnych, domowych receptur robiły z tych ziół mikstury. Wyciągiem z czarnej rzepy nacierały sobie i mnie włosy. Stąd do dnia dzisiejszego mam gęste, twarde włosy.
Skąd Pani wiedziała, że kosmetyki ziołowe mogą się przyjąć?
Poszukiwałam kosmetyków do pielęgnacji, które będą naturalne, pełne ziołowych składników, a zarazem skuteczne i wysokiej jakości. To były lata 90. Na rynku zaczęły się pojawiać pięknie zapakowane, cudownie pachnące kosmetyki z Zachodu. Niestety, zawierały bardzo dużo chemicznych składników, nieodpowiednich dla skóry wrażliwej i alergicznej. Często powodowały łupież, pieczenie skóry.
Co było dalej?
Kupiłam wtedy brązową, unikatową, graniastą buteleczkę. Do dziś po modyfikacji jest ona wciąż wykorzystywana. Poznałam też zielarkę, która była ogromną pasjonatką naturalnych produktów. Wtedy poczułam, że moje marzenie się spełnia i jest to właściwy moment, aby rozpocząć produkcję kosmetyków. Tak w 1997 roku powstała firma Laboratorium Kosmetyków Naturalnych Farmona. Miłość do ziół przeważyła.
Pierwszą zielarkę poznała Pani przypadkowo, co potem?
Kupowaliśmy surowce, wraz z zespołem dermatologów i technologów przygotowywaliśmy własne receptury. Wszystko odbywało się pod kontrolą naszego specjalisty do spraw produkcji. Teraz mamy swoich mikrobiologów, technologów i najnowocześniejsze urządzenia w laboratorium. Każdy produkt jest sprawdzany, podobnie jak surowce. Poszczególne etapy produkcji podlegają specjalnym procedurom i wszystko odbywa się pod ścisłą kontrolą. Dzięki temu mamy gwarancję, że produkt, który trafia w ręce klienta, jest wysokiej jakości - od momentu zaopatrzenia w surowce, aż do pojawienia się kosmetyku na półce.
Hotel i SPA Farmony nie jest położony w centrum Krakowa, tylko na obrzeżach miasta, w otoczeniu lasku.
W naszym cichym i spokojnym parku rosną ponadstuletnie sosny i dęby. Jesteśmy z nich do tego stopnia dumni, że kilka lat temu postaraliśmy się o nadanie im statusu pomników przyrody. Bardzo długo o to zabiegaliśmy. Inni inwestorzy przeważnie ubiegają się o pozwolenie na wycinkę, ale ja nie żałuję, ponieważ zabezpieczyliśmy te drzewa dla przyszłych pokoleń.
Trudno zaczynać od zera?
Baliśmy się korzystać z kredytów. Naszym kapitałem była właściwie wiedza i zamiłowanie do naturalnych kosmetyków. Ale wierzyłam, że się uda. To dodawało odwagi.
Już rozumiem, dlaczego mówią o Pani "kobieta dynamit"...
Nie przywykłam do monotonii. Lubię być aktywna, mieć ciągły kontakt z pracownikami, kontrahentami. Wsłuchuję się w ich prośby i sugestie. Energii dodają mi wyzwania, których w mojej pracy przecież nie brakuje i sukcesy, jakie odnoszą nasze produkty i pracownicy.
Ile dziennie Pani pracuje?
Przychodzę do biura o godz. 9, wychodzę po 23. Tylko w weekendy pozwalam sobie na błogi relaks. Wyjeżdżamy z mamą na łono natury, w zaciszne miejsce, gdzie możemy naładować akumulatory.
Wszystko zaczęło się podobno od dwóch szamponów. To prawda czy legenda?
Przygotowaliśmy maleńką, prostą, dwukolorową ulotkę. Sama jeździłam po sklepach zielarskich, roznosiłam je z szamponami. Później sprawdzałam, czy ekspedientka je wyrzucała czy rozdawała klientkom.
I były rozdawane?
Tak, od samego początku bardzo dobrze się przyjęły. Jak to wtedy cieszyło! Serie: Radical ze skrzypem polnym, Nivelazione do pielęgnacji stóp, Tutti Frutti, Sweet Secret do dziś cieszą się dużą popularnością, zdobyły ogromną liczbę nagród. Bardzo mocne ekstrakty i duża ilość składników aktywnych zadziałały. Jakość przekonała klientów.
Jakie według Pani są polskie klientki?
Lojalne. Przywiązują się do kosmetyków, szczególnie wierne są swoim ulubionym szamponom czy kremom do twarzy, ale szukają również nowości. Tak więc, jeśli w naszej serii pojawi się jakiś nowy kosmetyk, chętnie go próbują. Są wymagające nie tylko co do jakości, ale też wyglądu opakowania.
Ale to chyba były łatwiejsze czasy dla tego biznesu?
Rzeczywiście, konkurencja była mniejsza, a popyt większy. Na szczęście branża kosmetyczna rządzi się własnymi prawami, kobiety zawsze będą sięgać po kosmetyki i dbać o swoją urodę. Bardzo ważna jest również rozwinięta dystrybucja naszych produktów. Dostępne są we wszystkich nowoczesnych sieciach sklepów.
Wysyłacie też swoje kosmetyki za granicę?
Tak, i to do bardzo odległych krajów: Kolumbii, Wietnamu. Planujemy również w najbliższym czasie eksportować kosmetyki do Brazylii i Chin. Dzięki uzyskaniu certyfikatu GMP (Dobra Praktyka Produkcyjna - dop. red.) staliśmy się ważnym partnerem na rynku zagranicznym, a nasz zakład produkcyjny jest jednym z najnowocześniejszych w branży kosmetycznej. Uczestniczymy w międzynarodowych targach, m.in. w Dubaju, Moskwie, Bolonii. Cieszy, że na zagranicznych rynkach nasze kosmetyki spotykają się z dużym zainteresowaniem.
Rozumiem, że na pierwszym miejscu stawia Pani inwestowanie w firmę. A kiedy ma Pani czas na swoje przyjemności?
Od początku działalności firmy wszystkie zyski były przeznaczane na rozwój. Takie było moje założenie. Uczestniczymy w programach unijnych, uzyskując w ten sposób środki na rozwój. Oczywiście, prowadzenie tak dużej firmy jest bardzo kosztowne, ale są efekty tych wydatków: możemy zatrudniać najlepszych pracowników - dziś jest ich około 300. W ofercie mamy aż 350 kosmetyków detalicznych i prawie 200 profesjonalnych. To ogromna radość. Na siebie wielu pieniędzy nie wydaję. Do pracy przychodzę w sportowych butach, dopiero na spotkania przebieram się w szpilki. No i nie mam limuzyny. Bo uważam, że samochód powinien być bezpieczny, a buty wygodne.
Opowiadano mi, że kiedy mieliście problemy z brakiem wody w zakładzie w Wysokiej, to pomagała wam niemal cała wieś... To rzadka postawa...
Każdy próbował coś doradzić, gdy nie działała studnia głębinowa. Zawsze jeśli są problemy, tamtejsi mieszkańcy służą pomocą. Gdy spadnie dużo śniegu, uruchamiają swoje traktory z pługiem. To środowisko z Wysokiej i przyległych miejscowości, więc dużo osób pracuje u nas. Doceniamy wkład pracowników w budowanie sukcesu firmy. Dlatego chętnie organizujemy zagraniczne wyjazdy integracyjne. Przyjazna atmosfera to podstawa!
Czyli dobrze Pani w Małopolsce?
Tak, tu jest moje miejsce. Nie wyobrażam sobie życia w Warszawie, gdzie jest taki wielki pęd za sukcesem i pieniędzmi. Mnie nie o to chodzi.
Pani recepta na sukces to?
Doskonałe receptury kosmetyków oparte na ziołach i naturalnych składnikach, pozytywne myślenie, działanie etyczne, szacunek do ludzi i partnerów. Nie chodzi o pieniądze. Są potrzebne do rozwoju, ale nie są priorytetem.
Kobieta piękna to jaka?
Taka, która dba o siebie. Jeśli kupuje kremy, to już ich używa. Koleżanki pytają, dlaczego mam taką gładką szyję, nie mam zmarszczek. Sugerują żartobliwie, że muszę korzystać z zabiegów medycyny estetycznej. Nieprawda! Kremu nie używa się raz na jakiś czas, tylko systematycznie. Ale przede wszystkim kobieta jest piękna, gdy jest dobrze nastawiona do ludzi. Bo żaden makijaż nie zastąpi uśmiechu.
A idealny kosmetyk?
Każda kobieta powinna poszukiwać kosmetyków, bez których nie wyobraża sobie porannych czy wieczornych rytuałów. Dla mnie kosmetyk idealny to taki, który zawiera bogactwo naturalnych ekstraktów i pielęgnuje już od pierwszych sekund po nałożeniu.
Pani sama testuje kosmetyki. Można pozazdrościć - ale ma Pani ciekawą, miłą i beztroską pracę!
Niestety, nie jest tak. Tempo pracy jest ogromne. Próbek jednego produktu może być w danym dniu nawet 50. Testuję kosmetyki na sobie nie tylko dla przyjemności, ale dlatego, że jestem alergikiem.
Gdzie Pani najbardziej lubi oglądać swoje kosmetyki?
Niestety, do małych drogerii nie mam czasu zaglądać. Zostają mi tylko sklepy wielkopowierzchniowe. Kiedy już do nich wchodzę, więcej czasu spędzam nad półką z Farmoną niż na własnych zakupach!
Co Pani myślała, gdy odbierała "gospodarczego Nobla" od prezydenta Komorowskiego? "To mi się należało"?
Absolutnie nie! Byłam bardzo dumna i zaskoczona. Obok mnie stali przedstawiciele największych firm, zatrudniający tysiące osób i mający placówki na całym świecie. Powiedziałam sobie wtedy: trzeba pracować jeszcze więcej, iść dalej.
Polki kupują coraz więcej zagranicznych kosmetyków. To dobrze?
Czasem to snobizm, gdy w łazience stoi krem Dior. Na pewno istnieje filozofia produkcji takiego kremu, ale my mamy przecież dokładnie te same składniki, kupione w tych samych fabrykach na świecie. Zespół technologów Laboratorium Kosmetyków Naturalnych Farmona jest równie fantastyczny jak te w największych firmach we Włoszech czy Francji. Zresztą koncerny farmaceutyczne i kosmetyczne z tych krajów zwracają się do nas z zamówieniami na receptury.
To jaka, Pani zdaniem, jest optymalna cena za dobrą jakość? Czasem kobieta myśli, że kosmetyk jest podejrzany, bo jest za tani na tle innych.
Dobry krem można kupić już za 25 złotych. To są te same składniki aktywne, opakowanie nie jest tak ważne. Kremy za 200 złotych wyglądają świetnie i wołają z półki: kup mnie! Ale trzeba sobie zadać pytanie, czy wydanie tylu pieniędzy jest konieczne.
Jak chce być Pani postrzegana, gdy już przejdzie na emeryturę?
Jako osoba, która pracowała cały czas, tworzyła coś innowacyjnego i dzięki temu na półkach są naturalne kosmetyki. Kosmetyki, które nie tylko upiększają, ale pomagają, gdy piecze skóra, gdy wypadają włosy, gdy są szorstkie stopy. Marzy mi się, że gdy będę staruszką z laską, to firma dalej się będzie rozwijać. Nie wolno bać się działać, mimo że są teraz trudne czasy dla młodych ludzi. Mając marzenia, odwagę i wiarę we własne możliwości, możemy być pewni, że wszystko się uda.