
Synoptycy ostrożnie wieszczą Polsce łagodną zimę – i to jest świetna wiadomość, o ile prognozy się sprawdzą. Wszyscy przy tym zdajemy sobie sprawę, że ogrzewanie domów i tak będzie drogie, jak nigdy. Już dziś powinniśmy więc myśleć o termomodernizacji, unikaniu strat energii i efektywnych, a przy tym czystych źródłach ciepła. W przeciwnym razie w kolejnym sezonie koszmar powróci.

Ogrzewanie węglem przeciętnego (180 m kw.) domu pod Krakowem, Nowym Targiem czy Tarnowem będzie kosztować tej zimy – przy obecnych cenach (3,8 tys. zł za tonę) – od 15 do 20 tys. złotych, chyba że komuś uda się upolować opał bezpośrednio z państwowych kopalń. Wtedy koszt spadnie – zależnie od zużycia - do 6,4 lub 8 tys. zł. Dopłata z kieszeni podatników obniży rachunek o 3 tys. zł.

Eksperci szacują, że przeciętne „węglowe” gospodarstwo wyda w tym sezonie na ogrzewanie grubo ponad 10 tys. zł. Te szacunki zakładają zużycie ok. 4 ton węgla na dom, choć w nieocieplonym lub słabo ocieplonym – a takich jest w Małopolsce najwięcej – potrzeba więcej. Wcześnie wprowadzone embargo na węgiel z Rosji sprawiło, że u progu obecnego sezonu grzewczego składy opały opustoszały, a ceny wzrosły do absurdalnych poziomów.
