Jest radość? Póki co prowadzi Pan w plebiscycie „Gazety Krakowskiej”.
Cieszę się już z samej nominacji, bo to oznacza, że klienci doceniają moją pracę i są zadowoleni z efektów. To taki „kop” do dalszej niestrudzonej pracy, nawet jeśli trwa 13 godzin dziennie.
Od zawsze chciał Pan zostać fryzjerem?
Od ho, ho...
Ho, ho... to że zapytam nieśmiało, ile ma Pan lat?
Mam 22 lata i pierwszą umowę o pracę na stałe. A wracając do mojego zawodu, to raczej wielka pasja. Od najmłodszych lat kreowałem fryzury lalkom.
Nie bawił się Pan samochodami jak inni chłopcy?
Bawiłem się lalkami. Mama mi je kupowała, a ja im ścinałem włosy i robiłem fryzury. A jak brakło lalek, to brałem kukurydzę i tę pętka ścinałem. Taki był ze mnie kreator od samego początku.
A teraz czuje się Pan rzemieślnikiem, kreatorem czy może spowiednikiem?
Wszyscy fryzjerzy są kreatorami wizerunku, trochę psychologami i psychoterapeutami. Zmieniamy wygląd, ale często i samopoczucie klientów. Nic tak nie cieszy, jak zadowolony, dopieszczony klient.
Podobno w tym fachu nie ma omnibusów. W czym Pan się specjalizuje?
Moim konikiem jest koloryzacja i strzyżenie. Uwielbiam wyzwania w tym względzie. Im cięższy przypadek, tym lepiej dla mnie.
Aby oddać głos na Macieja Szalonka, wyślij SMS o treści MF.199 na numer 72355. Koszt SMS-a: 2,46 zł z VAT.