
Od 10 lat na początku stycznia publikuję Ranking Aktorów Krakowskich. Wiele się zmieniło przez ten czas. Nie tylko teatr, również rzeczywistość.
Przejdź dalej i zobacz Ranking Aktorów Krakowskich >>>

Roman Gancarczyk
Trudno wyobrazić sobie Stary Teatr bez Gancarczyka. Chociaż rzadko dostaje spektakularne propozycje, gotowy materiał na wielkie aktorskie kreacje, jest arcyważną, niezmiernie potrzebną częścią zespołu. Dziesiątki ról, a w każdej Gancarczyk zachowuje coś z własnego, autonomicznego stylu. Dowcip w ruchach, dowcip w ciele, błysk dowcipnych oczu - nawet jeżeli gra bazyliszkowatego drania albo bohatera wybrakowanego uczuciowo, budzi sympatię. To nie jest sympatia wbrew warunkom, albo sympatia będąca efektem szantażu emocjonalnego. Bohaterów Gancarczyka lubimy, ponieważ są ludzcy, grzeszni; ponieważ dobrze ich znamy...
W tym sezonie w „Starym” był częścią amorficznych, nielinearnych spektakli budzących skrajne opinie. W uwerturze „Nic” Krzysztofa Garbaczewskiego porażająco interpretował „Orfeusza i Eurydykę” Miłosza, w cenionym przeze mnie „Królestwie” Remigiusza Brzyka był częścią opowieści o Starym Teatrze skonstruowaną na bazie serialu Larsa Von Triera - „Królestwo”. Świetnie wiedzie mu się także ostatnio i w kinie, i w telewizji. Zagrał w krótkich filmach Rafała Samusika („Pokój studentowi, tanio”) i w nagradzanym „Szczęściu” Macieja Buchwalda, w kilku Teatrach Telewizji („Inkarno”, „Igraszki z diabłem”) oraz w filmie („Zenek”), dużą popularność przyniosła mu jedna z głównych ról - Antoniego Winnego, w wysokobudżetowym serialu TVP „Stulecie Winnych”. Wspaniały sezon.

Bartosz Bielenia
Bohater naszego „Rankingu” sprzed kilku lat. Wtedy pisałem o Bieleni z uznaniem głównie jako o młodym aktorskim „pistolecie” Starego Teatru ze świetnymi rolami w spektaklach Jana Klaty.
2019 rok był bez wątpienia najważniejszy w karierze Bieleni. Zagrał wspaniale Daniela w „Bożym ciele” Jana Komasy i od tej pory w jego życiu artystycznym wszystko się zmieniło. Będę obserwował z uwagą, jakie decyzje podejmie aktor kojarzący się dotąd z otwartością na eksperyment, stawiający na pracę nad sobą, z dala od fleszy i kamer. Aktorsko Bielenia - u Klaty czy Bogomołowa - zawsze był wyborny. Jego krakowskie role, wymieńmy tylko najważniejsze: Ksiądz w „Weselu”, Wróżka w „Kopciuszku”, Edmund w „Królu Learze”, Sasza w „Płatonowie” czy Gaveston w „Edwardzie II”, to był mocny trening przed „Bożym ciałem” i pozostałymi wyzwaniami. Trening, który stworzył wciąż bardzo młodego, ale już znakomitego artystę.
Szczęśliwie Bielenia zatęsknił za Krakowem i za Janem Klatą. W „Długu” w Teatrze Nowym Proxima jest dokładnie taki, jakim go zawsze pamiętaliśmy - namiętny i jak gdyby zdystansowany wobec tej namiętności, surowy i pobłażliwy, figlarz i myśliciel. Dług wobec Krakowa, dług wobec dawnych widzów „Starego” spłacony na medal.

Marta Waldera
Mówię: Marta Waldera, myślę - Teatr Słowackiego. Od dwudziestu lat w zespole „Słowaka”, ale wciąż zaskakuje, stwarza siebie na nowo. Oglądanie Waldery w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w „Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” Masłowskiej w reżyserii Pawła Świątka to czysta rozkosz. Jest postacią z Masłowskiej - z wielkiej literatury i z małego życia. Zadziorna, arcyśmieszna, arcysmutna. Kolorowa i sepiowa zarazem. Waldera potrafi łączyć skrajności. Ucząc od jakiegoś czasu sztuki improwizacji w grupie Impro Krk, wprowadza tę ideę do własnej pracy.
Zaskoczenie - to chyba fundament aktorskiego myślenia Marty Waldery. Wydobywając z pamięci jej najważniejsze role grane w Teatrze im. Słowackiego - w „Czarownicach z Salem”, „Płatonowie”, „Abelardzie i Heloizie”, „Kaliguli” czy w granym do dzisiaj „Bogu mordu” Yasminy Rezy w reżyserii Marka Gierszała (premiera w 2010!), uzmysławiam sobie, że Waldera zawsze była dla mnie niespodzianką. Tak jakby aktorka, z roli na rolę, z postaci na postać, stwarzała siebie na nowo. Czekam na kolejne duże teatralne wyzwania (w kinie wiedzie się jej gorzej, chociaż w 2019 roku zagrała na drugim planie w „Bożym ciele” Komasy i w hollywoodzkiej produkcji „Znajdę cię”).
Ostatnia kreacja Marty Waldery w projekcie „Patrzę, patrzę, patrzę...” w reżyserii Magdaleny Miklasz przekonuje, że aktorka powinna mierzyć się dzisiaj z solówkami. Zaskoczy na pewno.