Poznali się w kościele. Ona uśmiechem odpowiadała na ukłony Kubonia, a on oprócz grzecznych pozdrowień posyłał pannie mrugnięcia i cmokał w jej kierunku. Potem, jak w romansie, przesłał swojej wybrance krótki list spisany na odwrocie świętego obrazka, w którym opisał swój afekt i zaproponował spotkanie.
Maria, chociaż sierota bez majątku, swoją godność miała i wyznaczała spotkania w miejscach publicznych, czym bardzo denerwowała amanta Kubonia, który za wszelką cenę chciał się bliżej przyjrzeć dziewczynie. Potęgowało to w nim gorącą miłość i zwiększało potrzebę zbliżenia swego serca do bujnej piersi Marii.
Wszystko układało się pomyślnie. Po kilku tygodniach rozkochany Kuboń wysłał do Marii swata z tak zwaną wódką. Dziewczyna napitkiem nie pogardziła i wychyliła butelkę grzecznościowo do dna, ale żadnego słowa nie dała. Tłumaczyła to porą postu i kościelną gorliwością w tym względzie.
Kuboń postanowił załatwić sprawę osobiście i jak stał, udał się do opornej panny. Gdy powtórnie został odrzucony, zażądał zwrotu kosztów poniesionych na wynajęcie swata i na wypitą przez pannę wódkę. Żądania poparł waleniem pięścią w stół i groźbą pobicia. Na szczęście awanturę usłyszeli sąsiedzi i spłoszyli furiata.
Kuboń, starym obyczajem odrzuconych kawalerów, przespacerował się do szynku, gdzie przy alkoholu uspokajał nerwy. Na próżno. Wraz z wypijaną wódką rosła w nim wielka gorycz do żeńskiego rodu, a poczucie doznanej krzywdy nakazywało natychmiastowe przystąpienie do naprawienia całego zła. Po wypiciu strzemiennego doszedł do wniosku, że nic tak dobrze nie zrobi jego skołatanej duszy, jak danie solidnej nauczki opornej dziewczynie.
Rozwścieczony Kuboń nie wziął pod uwagę zgubnego działania trunku, który przesłania wzrok i umysł. Po wyjściu na ulicę przystąpił do dzieła. Na dobry początek wciągnął do bramy przechodzącą ulicą Wałową szwaczkę Janinę Zelm i pobił ją do obfitego zakrwawienia. Po stwierdzeniu, że nastąpiła pomyłka, ukradł ofierze torebkę. Z Wałowej udał się Kuboń na Targową i tam zaatakował służącą państwa Kozickich. Pobił ją dotkliwie, a po zauważeniu, że to nie jego Marysia, złamał kobiecie nos.
Być może ofiar byłoby więcej - wszystkie kobiety wydawały się być Marią - gdyby oprawca nie natknął się na szynk, gdzie postanowił zrobić sobie przerwę i nieco się pokrzepić. Dla odzyskania sił kazał podać butelkę wina i kieliszek likieru. Po wypiciu tak sporej dawki alkoholu doznał olśnienia i zrozumiał, że zrobił coś złego. Sumienie szarpnęło duszą Kubonia, więc popadł w czarny nastrój i postanowił zakończyć sprawę.
I to dosłownie. Udał się do domu i napisawszy pożegnalny list wypił butelkę siarczanu miedzi, zagryzając sporą dawką trucizny na szczury. Na całe szczęście zaalarmowana policja, idąc tropem Kubonia, dotarła na czas do jego mieszkania. Po udzieleniu pomocy w miejscowym szpitalu, sprawcę umieszczono w areszcie policyjnym.
Kuboń tłumaczył się tym, że każda kobieta widziana od tyłu jest taka sama i chciał się tylko zemścić na Marii, a pobite kobiety to... pomyłka i złudzenie po wypitych trunkach.
(Za "Pogoń" - zbiory MBP)