
4. Hugo Videmont – miał być skrzydłowym, który szybko wywalczy sobie miejsce w podstawowym składzie i podbije ekstraklasę. Nic z tego nie wyszło. Kiko Ramirez kilka razy dał mu szansę, ale tylko raz pomógł drużynie, notując asystę w meczu z Piastem Gliwice. Szybko też podpadł hiszpańskiemu szkoleniowcowi, który mówił wprost, że nie widzi Videmonta w drużynie.

5. Matija Spicić – nie był totalnym niewypałem, ale też nikogo swoją grą na kolana nie rzucił. Występował zresztą mało, bo został sprowadzony w trybie awaryjnym, jako dubler Macieja Sadloka. Chorwat, gdy już zagrał kilka meczów w końcówce poprzedniego sezonu, prezentował się dość solidnie. W Wiśle nawet myślano o przedłużeniu z nim kontraktu, ale gdy strony nie potrafiły osiągnąć porozumienia, nikt w klubie z tego powodu nie rozpaczał.

6. Semir Stilić – umieszczając Bośniaka w grupie pechowców ani nam w głowie podważać jego umiejętności. Pech Stilicia polegał przede wszystkim na tym, że nie potrafił znaleźć wspólnego języka z Kiko Ramirezem. To bardziej porażka Hiszpana niż piłkarza, że Stilić nie dał Wiśle tyle, ile podczas swojego pierwszego pobytu w Krakowie. Latem rozwiązał kontrakt, a po podpisaniu kontraktu w Płocku już udowodnił, że wciąż potrafi bardzo dobrze grać w piłkę. I dlatego trochę szkoda, że już go nie ma pod Wawelem, bo kto wie, czy nowy trener Joan Carrillo nie wykorzystałby w pełni potencjału Bośniaka z korzyścią dla „Białej Gwiazdy”.

7. Wojciech Słomka – Wisła pozyskała tego młodego chłopca z Progresu Kraków jako talent do oszlifowania. W pierwszej połowie roku nie potrafił się jednak przebić do składu, choć debiut w ekstraklasie zaliczył. Jesienią został wypożyczony do GKS-u Katowice, ale i w I lidze zaliczył tylko jeden występ plus mecz w Pucharze Polski. Być może w jego przypadku potrzebna jest cierpliwość, ale też jako 19-latek mógłby dawać więcej sygnałów, że warto na niego stawiać. Zwłaszcza, że jego rówieśnik – Kamil Wojtkowski – udowodnił, że wiek nie musi grać roli, jeśli ma się odpowiednie umiejętności.