Wszystko wydarzyło się pod koniec lutego w powiecie średzkim. Jednemu z mieszkańców wsi skradziono rower, który był wart 2,5 tys. złotych.
Kilka osób, w tym okradziony, przeprowadziło prywatne śledztwo. Chodzili po domach i szukali złodzieja. Ktoś miał im wskazać domniemanego sprawcę. To właśnie była późniejsza ofiara porwania.
W uprowadzeniu uczestniczyły cztery osoby z piątki oskarżonych. Domniemany złodziej został wrzucony do bagażnika i wywieziony nad Odrę. Tu kazano mu kopać dół. Straszono go sekatorem.
Porwany okazał się jednak sprytniejszy i uciekł swoim prześladowcom. Nie odniósł też żadnych obrażeń. Natychmiast zawiadomił policję i sprawców szybko zatrzymano.
Zdaniem prokuratury, która w tej sprawie wysłała akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Środzie Śląskiej, doszło do uprowadzenia. Ale śledczy nie uważają, by było to związane „ze szczególnym udręczeniem”. Dlatego - w razie uznania winy przez sąd - oskarżonym grozi najwyżej do pięciu lat więzienia. Są oni też oskarżeni o groźby karalne i naruszenie miru domowego. Piąty z oskarżonych nie uczestniczył - zdaniem prokuratury - w porwaniu. On ma właśnie zarzuty gróźb i naruszenia miru.
A co ze sprawą roweru? Średzka policja umorzyła śledztwo, bo sprawcy kradzieży nie wykryła.