Sztab kryzysowy zdecydował o wykorzystaniu drona i kamer noktowizyjnych w poszukiwaniach pytona tygrysiego, który najpewniej ukrywa się nad Wisłą w okolicach Góry Kalwarii.
Akcja trwa od soboty, kiedy znaleziono tam ponad 5-metrową wylinkę, czyli skórę węża. Początkowo sądzono, że dla „żartu” podrzucił ją hodowca gadów. Później jednak znaleziono ślad pozostawiony przez zwierzę na piasku.
– Tropy wraz z wylinką są jedynymi potwierdzonymi przez ekspertów dowodami na to, iż wąż przebywał na tym terenie – mówi Dawid Fabijański z Animal Rescue Polska, który prowadzi poszukiwania pytona pod Warszawą.
Są też jeszcze świadkowie, którzy mieli widzieć, jak ogromny wąż zaatakował bobra i zniknął w nurtach Wisły. Zagrożone takim atakiem są dzieci i zwierzęta domowe. A policja weryfikuje zeznania motolotniarza, który miał widzieć osobę wynoszącą węża z auta do rzeki.
Pyton to nie jedyny wąż, jakiego ostatnio poszukiwały służby. Przez dwa tygodnie nie było wiadomo, gdzie ukrywa się dwumetrowy boa, który uciekł z prywatnego terrarium w Bydgoszczy. Wreszcie jedna z mieszkanek odnalazła go podczas spaceru. Podobnie zresztą było w 2012 r. w Oświęcimiu, kiedy obok jednego z wejść do Muzeum Auschwitz znaleziono węża zbożowego, gatunek występujący Ameryce Północnej. Ten był jednak znacznie mniejszy: miał 1,5 m, a nie 5 m długości.
Spośród egzotycznych zwierząt w Polsce pojawiały się nie tylko węże. Niemal dekadę temu w gminie Liszki przez kilka dni, m.in. policyjni antyterroryści, tropili zwierzę przypominające z wyglądu pumę albo młodego lwa (nagrał je na komórkę jeden z mieszkańców). Wielkiego kota nie udało się złapać, ale wkrótce podobny osobnik pojawił się... na Opolszczyźnie.
Dwa lata temu identyczny przypadek odnotowano w okolicach Bardiowa, blisko granicy Słowacji z Polską. Przyrodnicy na podstawie nagrania na komórce oceniali, że chodzi albo o pumę, albo o tygrysa. Jednak w żadnym z tych przypadków zwierzęcia nie znaleziono, więc prawdopodobnie były to... kaczki dziennikarskie.
Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że poszukiwany pod Warszawą pyton tygrysi istnieje naprawdę. Skąd się tam wziął?
– Coraz więcej ludzi kupuje egzotyczne gady pod wpływem impulsu, np. żeby komuś zaimponować. Później, kiedy podrosną i zaczynają się z nimi kłopoty, najlepszą droga jest pozbycie się ich. To nie ma nic wspólnego z odpowiedzialnością. Tak zapewne było w przypadku pytona znad Wisły, bo trudno przypuszczać, że po prostu uciekł – mówi Bartłomiej Gorzkowski, terrarysta, prezes Fundacji Epicrates.
Dzieje się tak z wielu powodów.
Wśród behawiorystów krąży np. opowieść o egzotycznym wężu, który nagle przestał jeść, kiedy w domu hodowców pojawiło się małe dziecko. Od weterynarza usłyszeli, że gad przygotowuje się, żeby połknąć niemowlę za jednym zamachem...
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: UWAGA! TVN: Poszukiwany pyton tygrysi! „Kupienie węża jest prostsze niż kupienie kajzerki”
Źródło: UWAGA! TVN