Majowy przymrozek zniweczył plany sadowników, którzy liczyli na udane zbiory jabłek, śliwek i gruszek. Zbiory są znacznie mniejsze niż przed laty, a gospodarze również z naszego powiatu liczą straty. Te największe, bo sięgające co najmniej 70 procent upraw, odnotowało około 300 rolników z gminy Łącko. Wszyscy ubiegają się o odszkodowania.
- Na wsparcie czekamy już trzy miesiące. Trochę długo trwa ta cała procedura - zauważa Jacek Ząbek, sołtys Maszkowic.
Małopolski Urząd Wojewódzki nie zgadza się ze stwierdzeniem, że procedura się przedłuża: - Działania prowadzimy z zachowaniem obowiązujących terminów - podkreśla Joanna Paździo, rzeczniczka prasowa wojewody małopolskiego.
Jedna noc mrozu
Stefan Myjak z Zabrzeży to sadownik z 35-letnim doświadczeniem. Choć działalność przekazał już synowi, wciąż mu pomaga. W tym roku na trzech hektarach sadu stracili ponad 70 procent upraw.
- Wystarczyła jedna noc z mrozem i straciliśmy praktycznie wszystkie śliwy. Jabłek i gruszek też zostało niewiele - mówi Myjak. - W zeszłym roku zebraliśmy sześć ton śliwy. W tym może będzie ze sto kilo - mówi.
Choć sadownik przeżył już niejeden przymrozek, to wciąż nie ubezpieczył swoich upraw przed jego skutkami.
Najpiękniejsze małopolskie zamki [ZOBACZ ZDJĘCIA]
- Jedynie jabłonie od gradu ubezpieczam, po tym, jak straciłem niemal wszystko po gradobiciu w 2001 roku - podkreśla Myjak. - Wtedy wszystkie zbiory poszły do przetwórni na cele przemysłowe i to za grosze - ubolewa.
Ci sadownicy, którzy nie stracili zbiorów, mają szansę w tym roku zarobić. Nie będą to jednak kokosy. Andrzej Staszyński, sadownik z Bystrej w powiecie gorlickim mówi wprost: - Przymrozki zniszczyły późne odmiany śliw w moim pięciohektarowym gospodarstwie. O tej porze zwykle jeszcze sprzedawałem owoce, teraz sad jest już pusty - tłumaczy.
W fatalnej sytuacji jest z kolei Aneta Tajak, która jeszcze w tamtym roku miała piękną uprawę malin w Libuszy: - Minionej zimy wymarzły całe krzewy, zostały tylko suche patyki. Zaoraliśmy uprawę i teraz będziemy sadzić nowe rośliny - mówi.
Szkód w gminie nie zgłosiła, chce ratować plantację z własnych środków: - Chciałam nawet uprawę ubezpieczyć, ale nikt się tego nie podjął - mówi .
Sadownicy, którzy zgłosili w gminie swoje szkody, mają obietnicę, że otrzymają od rządu wsparcie finansowe. - Dobre i to, choć nie zrekompensuje nam strat, ogromu pracy i pieniędzy zainwestowanych w uprawę - zaznacza Jacek Ząbek.
Sołtys Maszkowic ma dwuhektarowy sad jabłoniowy. Owoce ucierpiały podczas przymrozku. Nie ubezpieczył uprawy, więc jego odszkodowanie będzie niższe: - Są też i tacy, co ucierpieli dwukrotnie. Raz w maju, a drugi w sierpniu podczas wielkiego gradobicia - mówi Ząbek.
Muszą jeszcze poczekać
Jan Dziedzina, wójt gminy Łącko, mówi, że jabłek będzie w tym roku mniej o nawet 25 procent, czyli prawie o milion ton mniej niż przed rokiem.
- Jedyne co mogę zrobić, to od razu reagować na sytuację i jak najszybciej wnioskować do wojewody o powołanie komisji szacującej straty - mówi wójt Dziedzina. - To też zrobiłem. Przez dwa tygodnie pracowaliśmy w terenie, a potem wszystkie dokumenty przesłaliśmy do Krakowa. Dopiero przed weekendem do nas wróciły i przekazujemy je poszkodowanym.
Joanna Paździo z Biura Wojewody precyzuje, że protokoły prac komisji do urzędu trafiły 7 lipca. - Wydział Rolnictwa po ich weryfikacji i potwierdzeniu przez wojewodę, przekazał część poprawnie sporządzonych protokołów do Urzędu Gminy Łącko 17 sierpnia oraz 30 sierpnia. Równocześnie błędnie sporządzone protokoły zostały zwrócenie do korekty - wyjaśnia Paździo. - Wszystko to w regulaminowym czasie.
To jednak nie koniec oczekiwań. Sadownicy od 13 do 27 września muszą złożyć wnioski o pomoc w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. - Odszkodowanie będziemy wypłacać niezwłocznie, chyba że będą jakieś odwołania - zaznacza Roman Potoniec, kierownik sądeckiego ARiMR. - W ubiegłym roku nie trwało to dłużej niż dwa miesiące.