MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strzał w szkole

Artur Drożdżak
Dziś uczniowie nie mają zasad moralnych, są bezczelni i niekulturalni. A jak było kiedyś ? Wcale nie lepiej. Oto historia zbrodni, która wydarzyła się na lekcji greki w przedwojennym gimnazjum w Krakowie, a finał miała u prezydenta Polski Stanisława Wojciechowskiego.

Osoby dramatu: Andrzej R. lat 15, urodzony we Lwowie, katolik rzymski, karany administracyjnie karą pieniężną, uczeń V klasy oraz jego kolega z klasy, Stanisław B. Czas: 3 kwietnia 1924 r. Miejsce: prześwietne gimnazjum Sobieskiego ( dziś liceum)

Andrzej R. nudzi się w szkole, zaczepiony przez kolegę ze starszej klasy wyniośle odpowiada, że nie zapisze się do kółka krajoznawczego. Mówi, zacytujmy: do takiego głupstwa nie będę należał. Po czym wyjmuje rewolwer bębenkowy kaliber 9 mm, mierzy z niego do kolegów, śmieje się. Dwaj uczniowie schodzą z linii ognia, Stanisław B. nie i gdy 15-latek naciska cyngiel pada strzał. Trafiony w szyję chłopak osuwa się na podłogę. Andrzej R., co typowe w tego typu zdarzeniach, bierze nogi za pas, wybiega ze szkoły. Pogotowie zabiera rannego do szpitala, tam po dwóch dniach umiera.

Rusza policyjna machina. Starszy posterunkowy Ignacy Szymakowski przesłuchuje bez zwłoki niefortunnego strzelca. - Ja chciałem tylko Staszka nastraszyć - tłumaczy się sprawca tragedii. Potwierdza, że broń była nabyta od starszego kolegi z gimnazjum Alfreda K. za cenę niezbyt wygórowaną, 400 tys. marek polskich i 100 sztuk egipskich papierosów.

Ten z kolei zdobył ją od innego kolegi z gimnazjum Jacentego R. za 10 naboi do dubeltówki. Handel wymienny, deficytowym na owe czasy towarem, kwitł więc w najlepsze. Andrzej R. przyciśnięty do muru wyznaje, że rewolwer od dawna nosił do szkoły. - Mierzyłem z niego dla żartu do kolegów, czasem przystawiałem sobie do głowy lub wkładałem do ust i naciskałem cyngiel. Ot taka uczniowska rozrywka- opowiada. Broń zabezpieczono w depozycie, a ucznia zwolniono do domu. Sprawę wzięli w swoje ręce prawnicy.

17 maja prokurator wnioskuje o ukaranie Andrzeja R., oraz dwóch handlarzy bronią. Miesiąc później odbywa się rozprawa główna przed sądem. Wyrok: winny. Kara surowa: 4 miesiące ścisłego aresztu, odszkodowanie i koszty sądowe. Na jaw wychodzą też inne, nieznane okoliczności. A to, że chłopak był już karany na Pomorzu za zasypywanie piaskiem zwrotnic kolejowych. W pamiętniku Andrzeja R. znaleziono szczere wyznania, że "jego ideałem jest zostać bandytą".
Rodzice Andrzeja R. są zrozpaczeni, piszą błagalne pisma. Opłaceni przez nich adwokaci wnoszą apelację, w której podnoszą, ze 15-latka nie można karać, bo za młody wiekiem. A "długa kara aresztu to deprawacja tego młodziutkiego chłopca"

Matka zabitego Stanisława B., Aniela B., żona inżyniera kolejowego, też gra emocjami, bo nie została wezwana na rozprawę i od przypadkowych ludzi dowiaduje się o skazaniu 15-latka. - On zastrzelił mi syna z pełną świadomością, to nie był wypadek- grzmi.

Rodzice skazanego rzucają wszystko na jedną kartę i ślą pismo o ułaskawienie dla syna do prezydenta RP Wojciechowskiego. Eugeniusz R., emeryt Wojsk Polskich, ojciec nastolatka podkreśla swoje zasługi dla armii. On i jego żona zaznaczają, że są "nieszczęśliwi i w bezgranicznej rozpaczy pogrążeni, a skazanie ich syna nastąpiło na podstawie zapomnianego przepisu z 1852 r., czyli patentu o noszeniu broni". Zaborców już nie ma, a przepis pozostał. I nie zna darowania winy. Dołączają świadectwo moralności wystawione przez ks. dobrodzieja, że Andrzej R. był "chłopcem wysoce religijnym, bez oznak gwałtowności".

Sytuację pogarsza jednak opinia dyrektora Gimnazjum Wiktora Pogorzelskiego, który obrazowo określa, w oparciu o opinie innych nauczycieli i uczniów, Andrzeja R., jako "jednostkę najgorszego typu, moralnie zdeprawowaną". Dodaje, że lekceważył naukę, używał poza szkołą wielkiej swobody i należał do stałych bywalców kina, z natury posiadał złe instynkty, terroryzował całą klasę i miał rewolwer. "To osobnik o zamiarach zbrodniczych, przed którym społeczeństwo wszelkimi środkami bronić należy zwłaszcza, że środowisko w którym się obraca ulega zbyt chętnie podnietom moralnego wyuzdania"- pisze.

Prezydent Wojciechowski nie korzysta z prawa łaski, ale sprawa się przeciąga i w 1926 roku wchodzi w życie ustawa o warunkowym zawieszeniu wykonania kary. Tylko to ratuje Andrzeja R. Za kratki nie trafia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska