Tadeusz Żak imał się w życiu już różnych zajęć. Był najsłynniejszym polskim staczem kolejkowym, statystą w Operze Krakowskiej, rozdawał ulotki agencji finansowych. Zmusiła go do tego sytuacja życiowa. Ponieważ mierzy zaledwie 130 cm wzrostu, trudno mu znaleźć stabilne zatrudnienie. Nie chciał wyciągać ręki po pomoc w urzędach. Jego historię opisywaliśmy w jednym z ostatnich piątkowych magazynów „Gazety Krakowskiej”
Na pomysł zostania świętym Mikołajem wpadł pięć lat temu. Powód był prosty - chciał podreperować lichy budżet domowy. Interes, choć sezonowy, kręcił się nieźle.
- Nie biorę dużo. Stawkę mam jedną - 50 zł. Najczęściej dostaję zamówienia od rodziców. Idziemy razem z żoną - opowiada. A żona Ewa, którą poślubił przed dwoma laty, przebiera się za Śnieżynkę. Tworzą dość osobliwy duet, bo pani Ewa jest wyższa od pana Tadzia o 43 cm.
W tym roku zbyt wielu zamówień nie przyjmie. Odwiedzi zaledwie kilkoro dzieci. Jednakże nie dlatego, że nie chce. Ale na pierwszym miejscu stawia teraz obowiązki radnego. A te pochłonęły go całkowicie.
- Wczoraj mój kolega z klubu Nasze Miasto Tarnów Piotrek Górnikiewicz chciał, żebym był Mikołajem na meczu naszych siatkarek. Z żalem musiałem odmówić, bo przed południem rozdawałem ulotki w Brzesku, a o 16.30 miałem komisję zdrowia - twierdzi radny.
W kampanii wyborczej Tadeusz Żak obiecywał najwięcej uwagi poświęcać osobom chorym i skrzywdzonym przez los. Zamierza robić to również jako święty Mikołaj. Udało nam się dowiedzieć, że dziś z kolegami klubu NMT zamierzają odwiedzać chore dzieci. Oprócz słodkich podarunków nasz bohater chce im przekazać dobrą energię do walki z losem.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Koniec papierowego L4. Twoje zwolnienie w internecie