Spis treści
Dlaczego i jak często zmienialiśmy pracę?
Rotacja utrzymuje się na identycznym poziomie, co w ubiegłym kwartale: zmianę pracodawcy w ostatnich 6 miesiącach deklaruje 20 proc. zatrudnionych. – W tej chwili, w skali historii badania, niewielu pracowników zmieniło pracę w ostatnim czasie, te ruchy nie było jakoś szczególnie intensywne – tłumaczy w rozmowie ze Strefą Biznesu Mateusz Żydek, Randstad Polska. – 20 proc. pracowników w skali ostatniego półrocza zmieniało pracodawcę – dodaje.

Czym to było spowodowane? Jak wyjaśnia ekspert, na rynku wyraźnie brakowało ofert pracy, które były „w stanie wyciągnąć” pracowników z jednej firmy do drugiej. Jednak przyznaje, że ta sytuacja może ulec zmianie. Niezmiennie największą motywacją do zmiany firmy pozostaje lepsze wynagrodzenie, na które wskazuje 48 proc. ankietowanych – wynika z najnowszej edycji raportuMonitor Rynku Pracy Randstad. Wyraźnie przybyło jednak osób, które poszukują nowej pracy kierując się chęcią rozwoju zawodowego: wzrost z 36 proc. do 42 proc. Natomiast z powodu niezadowolenia z poprzedniego miejsca pracy, firmę zmieniło 34 proc. badanych. Natomiast średni czas poszukiwania pracy wyniósł 2,7 miesiąca – to spadek o 0,4 miesiąca w porównaniu do poprzedniego kwartału.
– Z kwartału na kwartał spada nam odsetek osób, które nie zamierzają zmieniać swojej zawodowej przyszłości w najbliższym czasie. Co oznacza, że coraz więcej osób zaczyna się rozglądać za nowym pracodawcą, a niektórzy wręcz aktywnie działają w tym kierunku – mówi.
Na rynek powraca presja płacowa?
Żydek przyznaje, że w pewnym sensie spowolnienie gospodarcze mamy już za sobą, a to przekłada się na większą liczbę ofert na rynku pracy. – Statystyki Urzędów Pracy pokazują, że w okresie wakacji ta liczba nowych ofert pracy rosłą, z kolei w serwisach ogłoszeniowych ta liczba jest jeszcze większa – wyjaśnia. To natomiast przekłada się na większą konkurencję o pracownika, a często na lepsze warunki zatrudnienia u nowego pracodawcy.
– 69 proc. badanych wspomina, że czuje się na tyle pewnie na rynku pracy, że jest w stanie znaleźć pracę przynajmniej tak dobrą, jak obecna, a nawet lepszą – mówi i dodaje, że to pozwala planować pewną przyszłość zawodową.
Żydek przyznaje, że bardzo często zmiana pracy wiąże się także ze zmianą wynagrodzenia, co w dalszym ciągu jest główny motorem zmiany miejsca zatrudnienia. – To może spowodować, że w najbliższym czasie ruchy na rynku pracy będą intensywniejsze w porównaniu do poprzednich kwartałów – przyznaje.
Co to oznacza dla pracodawców? Zdaniem Żydka na rynek pracy może wrócić presja płacowa. – Pracodawcy będą musieli starać się przekonywać podwładnych do pozostania w obecnym miejscu pracy albo przyciągać nowych, co może zwiastować powrotu presji płacowej – tłumaczy. – Tego się spodziewamy w najbliższym czasie – dodaje.
Co z wynagrodzeniami? Będą podwyżki?
Żydek przytacza prognozy NBP z których wynika, że nieco wyhamuje poziom wzrostu wynagrodzeń. Szacunki mówią o 7- 8 proc. w porównaniu do 14 proc., które obserwujemy w tym roku, w ostatnim okresie. Jednak, jak zaznacza ekspert, należy do tego dołożyć dwa czynniki.
– Po pierwsze jest to rosnąca konkurencja i najprawdopodobniej rosnącą liczbę ofert pracy, a po drugie, dwukrotny wzrost płacy minimalnej z którym będziemy mieć do czynienia w 2024 roku – wymienia.
– To oczywiście zmienia perspektywę osób najmniej zarabiających ale pamiętajmy, że bardzo często staje się także przyczynkiem do wzrostu wynagrodzeń pozostałych pracowników – zaznacza.
Ekspert przypomina, że w tym roku część pracodawców zdecydowała się podzielić planowane podwyżki na dwa etapy: styczniowy i lipcowy. Często zdarzało się, że sumarycznie te podwyżki były wyższe, niż gdyby były przyznawane raz w roku.
Zdaniem Żydka można założyć, że prognozy przedstawione przez NBP mogą się rewidować „nieco w górę”. – Wzrosty wynagrodzeń mogą być większe i na pewno pracodawcy mogą się spodziewać częstszych pytań o planowane podwyżki wynagrodzeń ze strony pracowników – podsumowuje.