Pierwsze osoby z ponad 620-osobowej załogi Trans-Południa formalnie nie są już pracownikami przewoźnika z poddębickiego Podgrodzia. Mowa o kierowcach, mechanikach i spedytorach, którzy mieli najkrótszy staż pracy i minął im właśnie dwutygodniowy okres wypowiedzenia.
Wszyscy zatrudnieni w Trans-Południu otrzymali na początku kwietnia wypowiedzenia. W zależności od stażu pracy wynoszą one od dwóch tygodni do trzech miesięcy. To samo kryterium brane ma być pod uwagę przy wypłacaniu odpraw dla zwalnianych pracowników. Jednomiesięczne wynagrodzenie przysługiwać będzie osobie, która była zatrudniona w firmie krócej niż dwa lata, dwumiesięczne - pracownikom z dłuższym stażem.
- Chcemy nadal korzystać z usług części kierowców, gdyż firma, mimo ogłoszonej upadłości, nadal wozi towary. Zamówień nam nie brakuje - przyznaje Marian Chojnacki, pomagający syndykowi w zarządzaniu majątkiem przedsiębiorstwa.
Z ponad pół tysiąca samochodów transportowego giganta zostało w tym momencie wprawdzie tylko niespełna 70, jednak ciężarówki z logo Trans-Południa na plandekach nadal jeżdżą np. dla Goodyeara, Coca Coli, Auchan czy Zelmera.
Będzie to trwało tak długo, dopóki - jak mówią przedstawiciele syndyka - sąd zezwoli na prowadzenie działalności gospodarczej przez firmę Trans-Południe.
- Od 18 kwietnia nie jestem już kierowcą Trans-Południa - pisze na internetowym forum transportowców były pracownik poddębickiego przewoźnika. - Ale nie jest tak źle, jak się obawiałem. Zaczynam robotę w nowej firmie. Miałem jeszcze inną ofertę, ale ją odrzuciłem.
Marian Chojnacki zwraca uwagę na to, że zapotrzebowanie na kierowców jest na rynku wciąż duże.
- Ci, którzy stracili pracę w Trans-Południu raczej nie powinni mieć kłopotów ze znalezieniem czegoś w zamian - twierdzi. Jak dodaje, kłopot mogą mieć spedytorzy, magazynierzy, czy pracownicy administracji, choć część z nich już trafiła do konkurencji. Syndyk prowadzi też rozmowy z potencjalnymi inwestorami, zainteresowanymi przejęciem Trans-Południa. Jednym z nich jest m.in. firma Sobiesława Zasady.
