Olczańska szkoła w rankingach opartych na wynikach testów 6-klasistów z 2013 roku zajęła ostatnie miejsce w powiecie tatrzańskim i przedostatnie na powiaty tatrzański, nowotarski i suski. Tutaj wyprzedziła jedynie Katolicką Szkołę Podstawową z Czerwiennego, gdzie uczą się m.in. dzieci niepełnosprawne. Olczańskie dzieci uzyskały wynik 18,47 pkt na 40 możliwych. Jeszcze gorszy wynik był za egzaminy w 2012 roku. Wówczas uczniowie z Olczy zdobyli zaledwie 17,04 pkt. - I w tym roku próbny test pokazuje, że raczej nie będzie lepiej - mówi Jolanta Iwanicka, dyrektorka szkoły na Olczy. Ponad 10 lat temu uczniowie z Olczy osiągali wyniki na wysokim poziomie 24,67 pkt w 2002 i 26,71 w 2003 roku. Jeszcze w latach 2008-2009 udało się dzieciom "wykręcić" wyniki na poziomie 24 pkt. Potem było już gorzej.
Dlaczego tak się dzieje? Według pedagogów, urzędu miasta, który nadzoruje podstawówki w Zakopanem, a nawet kuratorium oświaty - dzieciom nie chce się uczyć.
- Po słabych wynikach z 2012 roku mieliśmy kontrolę, czyli tzw. ewaluację całościową z kuratorium oświaty. Sprawdzano u nas wszystko: bazę edukacyjną, przygotowanie nauczycieli, prowadzenie przez nich zajęć, aż po funkcjonowanie szkoły w lokalnym środowisku - mówi dyrektorka Jolanta Iwanicka. Wyniki były pozytywne. W raporcie pokontrolnym wizytatorzy ocenili, że szkoła spełnia wymagania w stopniu wysokim, nauczyciele dobrze uczą, ale mimo to uczniowie osiągają słabe efekty...
- Te dane są niepokojące. Szkole na Olczy niejedna szkoła mogłaby pozazdrościć aktywności uczniów i rodziców na każdym innym polu, ale nie w edukacji. Tam nie wynik w nauce jest najważniejszy, ale to, by przebrnąć przez szkołę - wyjaśnia Zofia Kiełpińska, naczelnik Wydziału Edukacji w urzędzie miasta w Zakopanem.
Zdaniem nauczycieli część ludzi z Olczy uznała, że edukacja dla ich dzieci nie jest konieczna. - Panuje natomiast przekonanie, że wykształcenie nie jest konieczne do tego, aby żyć w dostatku. Rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, bo są zajęci pracą przy domu. Uznają, że najlepiej, by wreszcie skończyły szkołę i pomogły im w pracy - mówią.
- Nauczyciele uczą, ale nie zawsze to daje efekty - dodaje Iwanicka i wskazuje, że to nie dzieci są temu winne, bo takie przekonanie wyniosły z rodzinnego domu, a nie same na to wpadły.
Sami pedagodzy anonimowo wyjaśniają, że to efekt podejścia rodziców do nauczycieli. - Jak my słyszymy od uczniów, że oni mają gdzieś naukę, bo nie chcą skończyć tak jak my, to jak mamy ich czegokolwiek nauczyć? Uczą się tylko dlatego, że jest w Polsce taki obowiązek. Potem i tak będą żyć z pensjonatu - mówi jeden z belfrów. Nie pomagają spotkania z rodzicami (szkoła na Olczy jako jedyna organizuje nawet spotkania z samymi ojcami, by im przedstawić sytuację), wyjaśnianie, tłumaczenia. - Na spotkania zazwyczaj przychodzą ci, których te apele nie dotyczą. Tych zaś, o których nam chodzi, nie ma - mówi Kiełpińska.
Na dodatek ostatnio głośno zrobiło się o 9-latku, który biegał z nożem po szkole. Jednak nie jest to pierwszy przypadek agresji. - Gdy mój syn chodził tam do szkoły, również były niebezpieczne sytuacje. Słabi emocjonalnie uczniowie mieli ciężkie życie - mówi matka jednego z absolwentów.
Z roku na rok do tej placówki zapisuje się coraz mniej dzieci. Ci z Olczy, co chcą kształcić swoje dzieci - a takich nie brakuje - wysyłają je do innych placówek w centrum miasta. Urząd nie wie, co z tym fantem zrobić. Zapewnia, że nie ma planów zamknięcia szkoły, bo to by przyniosło gorszy efekt.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+