Mariusz C. z Piotrkowa Trybunalskiego, który na zlecenie Rutkowskiego zwerbował w styczniu 2012 roku blisko trzydziestu ludzi do siłowej akcji w gorlickim Glimarze, zeznał, że całą akcją od początku do końca dowodził Rutkowski. Zeznania te są sprzeczne z tym, co mówił na pierwszej rozprawie w lecie szef biura detektywistycznego.
- To była misja pokojowa, a nie najazd zbrojny. Przyjęliśmy zlecenie na ochronę osobistą Grzegorza Wojtaszka będącego w sporze o własność zakładu i na umożliwienie wprowadzenia go na jego teren - mówił wtedy Rutkowski. - Miał decyzję sądową na zajęcie jednego z budynków.
W podobny sposób jak Mariusz C., tłumaczył się w sądzie drugi oskarżony, współwłaściciel biura "Rutkowski", Leszek J. W zeznaniach złożonych tuż po zajściu właściciele biura wzajemnie obarczali się odpowiedzialnością za kierowanie akcją. W sierpniu wycofali się z tych zeznań, tłumacząc, że w spontanicznej akcji trudno było ustalić osobę dowodzącą.
- Z szacunkiem dla pana, ale w tej akcji był pan pionkiem - zwrócił się do Leszka J. Mariusz C. - Karty rozdawał Rutkowski. Zeznał, że Krzysztof Rutkowski na odprawie na stacji benzynowej w Gorlicach ustalał, kto ma co robić. Ochroniarz dodał, że wiodącą rolę Rutkowski odgrywał także po wypchnięciu głównej bramy do zakładu.
Okoliczności szturmu przypomniał Tomasz G., dowódca zmiany ochroniarzy firmy Karabela. Opisywał, jak ludzie Rutkowskiego użyli gazu łzawiącego, wdarli się do wartowni i odebrali ochroniarzom zakładu ostrą amunicję.
Rutkowskiemu za szturm na gorlicki zakład teraz grozi nawet rok więzienia.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+