Dzwonią do niego najpotężniejsi tego świata: premierzy, prezydenci, arystokraci i przyjaciele z Grecji, którą Albert Bourla wciąż nosi w swoim sercu, mimo że mieszka od dawna i pracuje w Stanach Zjednoczonych. To z nim kontaktuje się w środku nocy premier Izraela Benjamin Netanjahu i o nim mówi z dumą: Bourla to mój serdeczny przyjaciel.
Szczepionka Pfizera przeciw Covid-19 okazała się największą i najbardziej optymistyczną wiadomością w tym roku, w którym dominują przerażające wieści. Wielu zwróciło wtedy uwagę na nazwisko prezesa i dyrektora generalnego Pfizera.
Saloniki, Matka Izraela
Historię Alberta Bourli zaczniemy od niesamowitych losów jego rodziców, którzy cudem uniknęli hitlerowskiego pogromu w Grecji. Mówił o tym sam Albert podczas uroczystości upamiętniającej zagładę greckich Żydów. - Musiałem się podzielić się historią Mois i Sary Bourla, moich rodziców. Bez nich by mnie nie było - wspominał. Nim Hitler rozpoczął marsz przez Europę, w Salonikach żyła spora sefardyjska społeczność żydowska, a miasto było znane jako „La Madre de Israel” (Matka Izraela). Jednak w ciągu tygodnia Niemcy aresztowali i zamordowali setki Żydów, a osiągnięcie celu, jakim była eksterminacja, zajęło im mniej niż trzy lata. Gdy Niemcy najechali Grecję, w Salonikach mieszkało 50 tys. Żydów. Przeżyło tylko 2000. W tej grupie szczęśliwców byli rodzice Alberta.
Rodzinę jego ojca wyrzucono z domu i pognano do zatłoczonego getta. Mieszkali w domu z kilkoma rodzinami żydowskimi. Pewnego marcowego dnia 1943 roku getto zostało otoczone przez niemieckich żołdaków, którzy zablokowali wyjście. Mois i jego brat Into byli wtedy poza gettem i gdy spotkali ojca, ten kazał im ukryć się. Tego samego dnia dziadka obecnego szefa Pfizera, Abrahama Bourla, jego żonę Rachelę, córkę Gracielę i młodszego syna Davida zabrano do obozu koło stacji kolejowej. Stamtąd ruszyli do Auschwitz-Birkenau. Mois i Into nigdy więcej ich nie widzieli.
Tej samej nocy ojciec Alberta i jego i wujek uciekli do Aten. Tam zdobyli fałszywe dokumenty z chrześcijańskimi nazwiskami a identyfikatory załatwił im szef policji, który pomagał Żydom w trudnym okresie. Mieszkali tam do końca wojny udając, że nie są Żydami, że nie są Mois i Into - ale Manolisem i Vasilisem.
Po zakończeniu wojny wrócili do Salonik. Ich majątek został rozkradziony. Zaczęli od zera, stając się partnerami w odnoszącym sukcesy biznesie alkoholowym, który prowadzili razem, aż do przejścia na emeryturę.
Nie trafiła do Auschwitz
A matka Alberta Bourli? Schroniła się u starszej siostry i cudem uniknęła śmierci. Ukrywała się we własnym kraju, by uniknąć horroru Auschwitz. Jej rodzina trafiła do getta i zgodziła się wyjechać do Polski, gdzie Niemcy obiecali nowe życie. Wtedy dziadek Alberta poprosił najstarszą córkę, aby przyjechała do niego i zabrała swoją najmłodszą siostrę - mamę Alberta.
- I tak się stało, ale reszta rodziny ruszyła pociągiem do Auschwitz-Birkenau - wspominał Albert Bourla. Mama Alberta i tak wpadła w łapy nazistów, gdy pojmano ją w czasie ulicznej łapanki. Trafiła do więzienia, skąd każdego dnia więźniów ładowano na ciężarówki i wywożono na odludzie, gdzie byli rozstrzeliwani. Wiedząc o tym, jej szwagier, wujek Alberta, Kostas Dimadis, zwrócił się do Maxa Mertena, zbrodniarza wojennego, który dowodził siłami okupacyjnymi w mieście.
Zapłacił Mertenowi za życie mamy Alberta. Ale jej siostra nie ufała Niemcom i dlatego codziennie przychodziła przed więzienie i wypatrywała kogo ładują na ciężarówki. Pewnego dnia zobaczyła jak zabierają jej siostrę. Powiedziała o tym mężowi, ten zadzwonił do Mertena. Niemiec odparł na to, że zajmie się sprawą i cisnął słuchawką.
Uratowana po raz drugi
Albert tak o tym mówił: Ta noc była najdłuższa w życiu mojej ciotki i wujka, bo wiedzieli, że następnego ranka moja mama zostanie zabita. Następnego dnia, tuż przed egzekucją, przyjechał żołnierz na motocyklu i wręczył dowódcy plutonu jakiś dokument. Odsunęli na bok moją mamę i kiedy odwożono ją do więzienia słyszała strzały z karabinu maszynowego. Ten dźwięk pozostał z nią do końca życia. Trzy dni później została zwolniona, a kilka tygodni później Niemcy opuścili Grecję. W wolnej ojczyźnie przyszli rodzice Alberta poznali się, pobrali i mieli dwoje dzieci - mnie i moją siostrę Seli.
- Mój ojciec marzył, bym został naukowcem i poślubił dobrą dziewczynę. Żył wystarczająco długo, aby doczekać tej chwili. Niestety nie dane mu było zobaczyć wnuków. Za to moja mama miała to szczęście, co było dla niej błogosławieństwem - mówi Bourl.
- Historia Moisa i Sary Bourla wywarła wielki wpływ na moje życie i na mój pogląd na świat - opowiadał niedawno Bourla, który urodził się w Salonikach 21 października 1961. Jego rodzina przybyła do Salonik z Hiszpanii sześć wieków temu. Jako jubilerzy robili i sprzedawali diamenty, biżuterię i zegarki na całych Bałkanach. Zbudowali też dwie ważne budowle w mieście, z których jedna to Marokański Dwór. Albert Bourla jest potomkiem nielicznych ocalałych ze społeczności żydowskiej Salonik, która zostało prawie całkowicie wymordowana przez nazistów.
Po ukończeniu szkoły średniej studiował na Uniwersytecie Arystotelesa w Salonikach. Zrobił doktorat z medycyny weterynaryjnej i w roku 1993 dołączył do firmy Pfizer. Pracował najpierw jako weterynarz, następnie został dyrektorem technicznym w greckim oddziale firmy zajmującym się zdrowiem zwierząt. W wieku 34 lat opuścił Saloniki wraz z żoną i dołączył do Pfizer Europe.
Pracował na różnych stanowiskach i mieszkał w czterech różnych krajach. W latach 2005–2009 pełnił funkcję prezesa działu Animal Health Pfizera na Europę, Afrykę i Bliski Wschód, a w latach 2009–2010 na Europę, Afrykę, Azję i Pacyfik. Po 26 latach pracy w Pfizerze został w 2019 roku dyrektorem generalnym. Pod jego rządami Pfizer stał się firmą zajmującą się badaniami i rozwojem oraz opatentowanymi markowymi lekami na receptę. Zasiada też w zarządach innych firm, jest także członkiem Rady Biznesu.
W kwietniu 2019, podczas ceremonii wręczenia Prix Galien Greece Awards, uznano go „najwybitniejszym greckim liderem” światowego przemysłu farmaceutycznego.
Liczy się tylko szczepionka
Wiosną ubiegłego roku skupił się tylko na jednym zadaniu: opracowaniu przez Pfizer szczepionki przeciw Covid-19. Pod koniec lipca ubiegłego roku firma znalazła się w czołówce twórców tego specyfiku, współpracując z niemiecką BioNTech. W listopadzie badania wykazały, że szczepionka Pfizera jest w 90 proc. skuteczna przeciw koronawirusowi.
Choć większość czasu zajmuje mu praca w koncernie, który stał się gigantem i na służbowych podróżach, nie zapomniał o rodzinnych Salonikach i swoim letnim domu na Półwyspie Chalcydyckim. Interesuje się wszystkim, co się dzieje w Grecji, co świat mówi o jego ojczyźnie. Mówi, że mimo iż mieszka w Nowym Jorku, wszystko w nim jest greckie. I stara się przekazać tę miłość do kraju i jego dziedzictwa swoim dzieciom, które znają Grecję tylko ze spędzanych tam letnich wakacji. Saloniki nazywa epicentrum swego życia i dla rodziny i znajomych nadal jest tam znany jako „Akis”(w mitologii greckiej syn Fauna i nimfy Symaithis).
Kiedy Uniwersytet Arystotelesa nagradzał go za wkład w rozwój medycyny, profesor Dimitris Kouvelas powiedział, że nagroda nie trafia do „Dr. Alberta Bourla ”, ale do „ Akisa ”. - Chwalę naszego Akisa, naszego rówieśnika, rodaka, gościa z Salonik, dziecko, które bawiło się z rówieśnikami na placu Navarinou - mówił.
Bourla mówi, że w Grecji jest wielu z talentami z jego dziedziny i dlatego zainwestował pieniądze i czas w tworzenie cyfrowego centrum Pfizera w Salonikach, które wkrótce rozpocznie działalność z 200 pracownikami. Będzie jednym z zaledwie sześciu takich obiektów, które koncern otworzy na świecie. Centrum skupi się na sztucznej inteligencji i analizie danych, pomagając opracować technologię, którą można będzie włączyć w tworzenie leków i szczepionek przez Pfizera.
