Wcześniej działacze przymierzali do powierzenia prowadzenia zespołu młodemu szkoleniowcowi Jakubowi Adamusowi, który przed laty był zawodnikiem trzecioligowego Beskidu. Kontuzja przerwała jego przygodę z futbolem. Jako trener pracował w ligach terenowych, odnosząc sukcesy, więc zgodnie z dewizą nowego zarządu stawiania na swoich, pierwszy zespół miał pójść w młode ręce.
Jednak rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Wychowankowie andrychowskiego klubu rozsiani po okolicy jakoś ochoczo nie garną się do powrotu do Beskidu. Działacze zwrócili się zatem z prośbą powierzenia misji budowania zespołu doświadczonemu Krzysztofowi Wądrzykowi.
- Po rozstaniu się z Halniakiem miałem kilka propozycji, ale nie mogłem odmówić Beskidowi, w którym się przecież wychowałem – tymi słowami Wądrzyk uzasadnia decyzję podjęcia się pracy w Beskidzie, która przypomina trochę tzw. porwanie się z motyką na słońce. - Jestem jeszcze na urlopie, więc na dzisiaj nie wiem kogo mam do dyspozycji. Wiem tylko, że zastałem zgliszcza, a przecież odchodząc rok temu z Andrychowa, w połowie wiosny, zostawiłem po sobie zespół na solidnym trzecioligowym poziomie.
Wądrzyk będąc na urlopie, stara się już uruchamiać swoje kontakty, żeby przyciągnąć zawodników do Beskidu. Jak podkreśla, sam też został zwolniony z klubu w niecodziennych okolicznościach, ale z poprzedniej ekipy w nowym zarządzie nie ma nikogo, więc przeszłość odkreślił „grubą kreską”. Liczy, że podobnie postąpią inni.