W mundialach w 1978 i 1982 roku uczestniczyłem jako piłkarz reprezentacji Polski, z turnieju w 1986 wyeliminowała mnie kontuzja. Mistrzostw świata w 2002 roku nie oglądałem w ogóle. No dobrze, widziałem kilka minut jednego meczu - ubrany w biały fartuch lekarz dał mi coś podejrzeć. Lekarz pracujący w… zamkniętym ośrodku dla psychicznie chorych, w którym spędziłem długie dwa miesiące życia.
Jeszcze kilka tygodni wcześniej byłem kierownikiem Wisły, ale dzień przed meczem z Legią Warszawa - ubrany w klubowy dres, prosto ze zgrupowania - uciekłem do kasyna mieszczącego się w Bronowicach, w hotelu przy ulicy Armii Krajowej w Krakowie, gdzie upiłem się do nieprzytomności. Na Reymonta już nie wróciłem, ani dzień później, ani nawet miesiąc później. Do nikogo się nie odezwałem.
Ja kontra ja
Niemożliwa do okiełznania siła ciągnęła mnie w innym kierunku. Przypominałem lunatyka, który zmierza prosto ku przepaści i wiedziałem, że jeśli sam nie zdołam się ocknąć, to nikt inny mi nie pomoże. To był mój mecz - najtrudniejszy, przeciwko najbardziej wymagającemu rywalowi. Ja kontra ja. Andrzej Iwan, alkoholik i hazardzista.
Do Kobierzyna, gdzie mieści się szpital, trafiłem na własną prośbę dokładnie 4 maja 2002 roku. Wcześniej musiałem odleżeć dwa tygodnie w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego, czekając aż w Kobierzynie zwolni się miejsce. Te dwa tygodnie to i tak niewiele - oferta specjalna, dla mnie, po znajomości. Inni, żeby dać się zamknąć w tym odizolowanym budynku, musieli czekać znacznie dłużej - niektórzy rok, niektórzy dwa lata.
Pijak z przeszłością piłkarską miał ciągle łatwiej. Nawet zamknąć w wariatkowie było go łatwiej.
Więcej przeczytasz w piątkowym papierowym wydaniu "Gazety Krakowskiej"
Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!
Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!