
Po dwutygodniowej przerwie spowodowanej meczami narodowych reprezentacji w weekend do walki powróciły zespoły Lotto Ekstraklasy. Wnioskując po wynikach, przeglądając kolejne spotkania, działo się naprawdę wiele. Kto zapracował na słabsze wyniki swoich drużyn?

Łukasz Załuska (Wisła Kraków)
Wpuścić sześć goli w jednym meczu LOTTO Ekstraklasy to trochę sztuka. Szczególnie przy celności ofensywnych zawodników polskiej ligi. A Załusce się udało i to nie byle gdzie, bo nie na stadionie lidera, a kręcącej się w okolicach połowy stawki Pogoni. Oczywiście pomogli mu w tym jego obrońcy, którzy konsekwentnie starali się nie przeszkadzać przeciwnikom. A szczecinianie mieli ten dzień, w którym wpada wszystko. Adam Gyurcso będzie go wspominał latami.

Diego Ferraresso (Cracovia)
Ostatnia minuta spotkania. Twój zespół prowadzi na wyjeździe 2-1. Rywalem drużyna z dolnej części tabeli LOTTO Ekstraklasy, której gracze już nie raz zmarnowali stuprocentowe sytuacje. Do piłki w polu karnym dochodzi napastnik, rozgrywający dopiero trzecie spotkanie w tym sezonie. A ostatniego gola zdobył przeszło rok temu. Co robisz? Na pewno nie faulujesz pod bramką, co wiąże się z dużym ryzykiem podyktowania jedenastki. A tak właśnie zrobił Diego Ferraresco. Po dłuższej przerwie powrócił na boiska Ekstraklasy i nic nie wskazuje na to, żebyśmy mogli oglądać do na nich w najbliższej przyszłości.

Radosław Pruchnik (Górnik Łęczna)
Przegrać w tym sezonie 0-4 z Ruchem Chorzów? Trochę wstyd. A Pruchnik dołożył do tego nie tylko jedną cegiełkę, ale całą ich paletę. Faulem na Patryku Lipskim pozbawił swoich kolegów szans na wyrównanie. Przegrywali już 0-2, a strata zawodnika dodatkowo ich dobiła. Stracili już praktycznie szanse na wyrównanie, a jak pokazały dalsze losy stracili także kolejne dwa gole. To nie był najlepszy mecz łęcznian, a Pruchnik niechcący się do tego przyczynił.