Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biskupi spór o skarby Lwowa

Marek Bartosik
Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki
Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki archiwum
Relikwiarz bł. Jakuba Strzemię, zmarłego 600 lat temu biskupa, należy do największych skarbów lwowskiego kościoła katolickiego. Teraz toczy się sekretna walka o to, czy tam pozostanie czy wróci do Krakowa, na Wawel. Zaangażowani w nią są arcybiskup Mokrzycki, kardynałowie Dziwisz i Jaworski.

To dzisiaj jeden z najważniejszych tajemnych konfliktów, jakie rozgrywają się w krakowskim Kościele. Zaangażowani są w niego m.in. abp Mieczysław Mokrzycki (dawny sekretarz Jana Pawła II i Benedykta XVI, a dzisiaj biskup lwowski) i kardynał Stanisław Dziwisz, także kiedyś papieski sekretarz, oraz kardynał Marian Jaworski, przyjaciel Jana Pawła II i poprzedni biskup Lwowa. Do tego dochodzą jeszcze historycy sztuki. Bo o narodowe dziedzictwo tu chodzi. W komplikowaniu konfliktu nie mniejszą rolę niż historia odgrywają dzisiejsze ambicje dawnych przyjaciół w sutannach.

Relikwiarz i obraz

Lwów. Katedra. Ołtarz główny. Wysoko, nad tabernakulum błyszczy srebrna trumienka. To relikwiarz bł. Jakuba Strzemię, zmarłego 600 lat temu biskupa, który jest patronem lwowskiej diecezji.

Jeszcze wyżej widać niewielki obraz "ubrany" w koronę. To wizerunek Matki Boskiej Łaskawej, której król Jan Kazimierz oddał Polskę pod panowanie w słynnych ślubach z 1656 roku, czyli czasach szwedzkiej opresji.

To dwa największe skarby lwowskiego kościoła katolickiego.

Niby wszystko znajduje się na swoim miejscu. A jednak... W 2009 r. relikwiarz został wywieziony z Krakowa do Lwowa na trzy lata, ale w nie do końca jasnych okolicznościach. Teraz, gdy ten termin upływa, toczy się sekretna walka o to, czy tam pozostanie czy wróci do swego poprzedniego miejsca pobytu, czyli do Krakowa, na Wawel.

Kopia, tylko kopia

A obraz to kopia. Bardzo dobra, namalowana ponad 30 lat temu w Krakowie. Ukoronowana przez Jana Pawła II podczas jego pobytu we Lwowie w 2001 roku, ale tylko kopia.

Oryginał z XVII wieku, przed którym król składał historyczne śluby, znajduje się od lat w skarbcu katedry na Wawelu. Także został ukoronowany przez papieża. W 1983 r. w Częstochowie.

Do krakowskiej katedry relikwiarz i obraz trafiły w 1996 roku, kiedy złożył je tam w depozycie dzisiejszy kardynał Marian Jaworski jako pierwszy biskup diecezji lwowskiej po odnowieniu jej przez Jana Pawła II.

Teraz jego następca, arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, najchętniej pozostawiłby relikwiarz we Lwowie, a obraz zabrał z Wawelu i... głęboko ukrył w jakimś sekretnym sejfie i zapomnieniu, by nie robił zamieszania w głowach jego wiernych.

Te intencje napotykają na opór krakowskich historyków sztuki, w tym także duchownych, lwowiaków, a wszystko wskazuje także na to, że również kardynała Dziwisza.

Historycy uważają, że relikwiarz i obraz należą do dziedzictwa polskiej kultury i dlatego powinny pozostać tutaj, gdzie zagnała je historia. Zwłaszcza że na targanej politycznymi problemami Ukrainie ciągle mają nie być bezpieczne.

Od pewnego czasu coraz głośniejsze są też w Krakowie i Lwowie pogłoski o tym, że arcybiskup Mokrzycki wywozi do Lwowa, czyli przez granicę dzisiejszej Ukrainy, w bagażniku swojego samochodu dzieła sztuki i przedmioty kultu, które wywieziono stamtąd po wojnie.

Ks. Andrzej Legowicz, sekretarz abpa Mokrzyckiego, obrusza się na pytania w tej sprawie. Traktuje je jako niewarte odpowiedzi.
- Relikwiarz bł. Jakuba Strzemię trafił do Lwowa w bagażniku. Nie był jednak ukryty pod jakąś szmatą, ale przyjechał tu legalnie - zastrzega.

Wiosna 1945 roku

To musiała być wiosna 1945 r. Maria Pokiziak ukończyła wydział matematyczno-fizyczny Uniwersytetu Lwowskiego, ale po prostu lubiła malować. Zwłaszcza kwiaty, widoki Alp. Była przecież taterniczką i nauczycielką lwowskiego gimnazjum.

W czwartek 25 kwietnia 1946 r. zanotowała w dzienniku "Dziś pożegnalna Msza św. o 10-tej u Bernardynów, były tłumy. Na chórze grali "Z dymem pożarów", a na koniec wszyscy głośno płakali. Nad siły!". Tak opisywała atmosferę ówczesnego Lwowa, który już wiedział, że nie znajdzie się w granicach powojennej Polski.

Polscy mieszkańcy mieli opuścić swe ukochane miasto i wyruszyć zgodnie z jałtańskimi decyzjami w nieznanym kierunku, czyli gdzieś pod Breslau.

Lwów opuszczały polskie instytucje, parafie i zakony. Trwała walka o możliwość wywiezienia zbiorów Ossolineum, Panoramy racławickiej.

Nie wiadomo czy ówczesny biskup lwowski Eugeniusz Baziak powierzył Marii Pokiziak to zadanie osobiście. Sam był w bardzo trudnej sytuacji.

Dwa lata wcześniej, w 1944 roku, został mianowany przez papieża koadiutorem abpa Bolesława Twardowskiego z prawem następstwa. Po jego śmierci w listopadzie 1944 roku E. Baziak automatycznie stał się biskupem lwowskim. Kiedy do Lwowa wrócili Sowieci, był wzywany na całonocne przesłuchania, podczas których wywierano na niego presję, by opuścił powstającą sowiecką Ukrainę i Lwów.

Obraz w jedną noc

W każdym razie zlecenie musiało być dla Marii Pokiziak zaskakujące: miała namalować kopię najświętszego z lwowskich obrazów - wizerunku Matki Boskiej Łaskawej. Podobno zrobiła to w ciągu jednej nocy i tak jak umiała.

W Wielkanoc 1946 roku bp Baziak odprawił we lwowskiej katedrze ostatnią mszę. 26 kwietnia wyruszył w kierunku linii Curzona, która stała się wtedy wschodnią granicą Polski. W drogę, która przyniosła mu godność biskupa krakowskiego po śmierci kardynała Sapiehy, a potem internowanie i uwięzienie przez władze PRL w 1952 roku. Po uwolnieniu i gomułkowskiej odwilży to on konsekrował w 1958 roku ks. Karola Wojtyłę na biskupa. Do Lwowa już nie wrócił. W 1962 r. wyjechał do Warszawy na obrady episkopatu. Tam zmarł na zawał 50 lat temu, 15 czerwca. Na Wawelu chował go następca, bp Wojtyła.

Wtedy, w 1946 roku, jechał pociągiem do Przemyśla. Wiedział, że dłużej nie może we Lwowie zostać. Jego diecezja była w fatalnym stanie. W 1939 roku pracowało w niej ponad ośmiuset duchownych, po wojnie zostało ich 22. A najgorsze miało nadejść w następnych latach, kiedy w całej diecezji zostało 6 duchownych, w tym o. Rafał Kiernicki, którego proces beatyfikacyjny niedawno się rozpoczął.

Bagaż osobisty

W osobistym bagażu biskup wiózł m.in. dwie najcenniejsze rzeczy ze swej katedry. Relikwiarz Jakuba Strzemię (zdjęcie poniżej) mógł wywieźć stosunkowo niewiele ryzykując.

Na podstawie protokołu dodatkowego do podpisanej 9 października 1944 roku między PKWN a rządem sowieckiej Ukrainy umowy repatriacyjnej duchowni mogli wywozić "urządzenia kościelne i przedmioty kultu religijnego". Gorzej było z wizerunkiem Matki Boskiej Łaskawej, który przez sowieckie władze mógł zostać uznany za dzieło sztuki.

Dlatego przed wyjazdem biskupa Baziaka ze Lwowa, w katedrze, w miejscu obrazu zawieszono jego kopię namalowaną przez Marię Pokiziak. A oryginał jechał z biskupem do tej Polski bez Lwowa.

Exodus

- To był wielki exodus. Do Polski i na jej ziemie, niesłusznie nazywane odzyskanymi, bo tak naprawdę były pozyskanymi, jechały całe parafie ze swoimi księżmi. Bardzo często rozdzielali oni wśród wiernych naczynia liturgiczne, obrazy, krucyfiksy - tłumaczy Jerzy T. Petrus.

- Bywało, że w ten sposób na teren pojałtańskiej Polski trafiały ołtarze podzielone na części. Dominikanie z Żółkwi zdecydowali się nawet na wywiezienie do Krakowa trumien fundatorów swojego klasztoru, Marka Sobieskiego, brata króla i ich matki Teofili - opowiada badacz dziejów lwowskich świątyń Jerzy T. Petrus, wicedyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu.

  • Trzeba pamiętać, że wszystko działo się w atmosferze strachu. Władzom sowieckim wystarczał byle pretekst, by zmienić kierunek repatriacji z zachodu na wschód, bardzo daleki wschód. Zresztą obawy nie ustawały także po przekroczeniu polskiej granicy. Dlatego przez dziesiątki lat nie ujawniano rzeczy wywiezionych z dzisiejszej Ukrainy. Często były osobno spakowane i przechowywane w miejscu, o którym wiedział tylko proboszcz, który je przewiózł. Następcy często nie wiedzieli o pochodzeniu i włączali do dziedzictwa danego kościoła. Pamiętam, że gdy przed laty robiłem inwentaryzację dzieł sztuki w krakowskim kościele Dominikanów, to z wielkim trudem do różnych rzeczy docieraliśmy. Właśnie z powodu obaw o konsekwencje zakonnicy woleli milczeć niż przyznać, że jakaś rzeźba pochodzi z Kresów - dodaje Jerzy T. Petrus.

Archiwum w Krakowie

Ze Lwowa wyjechało już w 1945 roku seminarium duchowne, które znalazło schronienie u bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej, ale w 1950 roku zostało zlikwidowane. Wyjechało także archiwum diecezji. Najpierw trafiło do Krakowa, Tarnowa i Kalwarii Zebrzydowskiej, potem do Lublina. Wreszcie w 1995 roku znowu do Krakowa, gdzie przechowywane jest do dzisiaj przy ul. Kanoniczej 13, ale teraz szykuje się do kolejnej przeprowadzki.

Bp Baziak w sierpniu 1944 roku osiadł w Lubaczowie, małym miasteczku tuż przy granicy ZSRR, które było największym ośrodkiem tego małego kawałka diecezji lwowskiej, jaki pozostał po stronie polskiej. Tam powstała Administratura Apostolska, czyli tymczasowa struktura kościelna.

Biskup Baziak dwa największe skarby złożył w katedrze w Tarnowie. - Trumienka z relikwiami stała najpierw przed ołtarzem św. Kazimierza, potem w naszym skarbcu - opowiada proboszcz tej świątyni ks. Stanisław Salaterski.

Oprócz tego w tarnowskiej katedrze znalazły się naczynia liturgiczne, rozebrane na części tabernakulum i obraz Matki Bożej Łaskawej. W czasie internowania abpa Baziaka obrazem opiekowała się jego siostra mieszkająca w Tarnowie.

Potem lwowskie skarby znalazły się w Lubaczowie. Tamtejszy biskup Marian Rechowicz, zdecydował się w 1974 r. na wystawienie obrazu w ołtarzu głównym i zlecił też jego konserwację profesorowi krakowskiej ASP Józefowi Nykielowi.

- Obraz dostarczono z Lubaczowa do mojej pracowni. Najpierw poddałem go konsekracji, m.in. usuwając przemalowania. To obraz malutki, choć robi wrażenie znacznie większego. Został bardzo precyzyjnie namalowany. Potem wykonałem jego dwie kopie. Pracowałem na tym kilka miesięcy - wspomina profesor.
- To bardzo dobre kopie - ocenia Jerzy T. Petrus.

Jedna trafiła do Lubaczowa, druga potem do Lwowa i zastąpiła tę namalowaną naprędce przez Marię Pokiziak. I tak miało pozostać, bo kto wtedy mógł przypuszczać, że Związek Sowiecki upadnie.

Ale nawet ten fakt nie zakończył komplikacji w losach lwowskich skarbów.

Trwają po dziś dzień.

Relikwie Jakuba Strzemię

Jest 20 stycznia 2009 roku. W jednej z kaplic katedry na Wawelu ustawiono duży stół. Na białym płótnie specjalna komisja ułożyła szczątki błogosławionego Jakuba Strzemię, franciszkanina i biskupa halickiego sprzed 600 lat. Oddzielono od nich prawy obojczyk i rzepkę prawego kolana błogosławionego, a także 40 drobniejszych odłamków jego kości z przeznaczeniem na relikwie. Na ich wyjęcie z relikwiarza zgodził się Watykan. Inicjatorami byli krakowscy franciszkanie, których patronem jest Jakub Strzemię. - Zależy nam bardzo na jego kanonizacji i ożywieniu kultu. Nie mieliśmy też dotąd jego relikwii. Dlatego staraliśmy się o nie, a także o wypożyczenie relikwiarza, by mógł odbyć peregrynacje po naszych klasztorach w Polsce - tłumaczy prowincjał o. Jarosław Zachariasz.

W obrzędzie pozyskania relikwii uczestniczył abp Mieczysław Mokrzycki, który parę tygodni wcześniej objął funkcje biskupa lwowskiego. Występował w roli właściciela relikwiarza, bo obecna diecezja lwowska, reaktywowana w 1991 r., stanowi kontynuację tej, która w następstwie II wojny światowej została zlikwidowana. Relikwiarz, podobnie jak obraz Matki Boskiej Łaskawej, jest depozytem diecezji lwowskiej złożonym w wawelskim skarbcu. O tyle specyficznym, że powstałym w skomplikowanych historycznie uwarunkowaniach, o których szerzej pisaliśmy wczoraj.

Powrót błogosławionego

Obrzęd w wawelskiej katedrze trwał ok. 4 godzin. Uroczystość była pierwszym dowodem na to, że nowy biskup chce zupełnie inaczej odbudowywać diecezję we Lwowie niż jego poprzednik i przyjaciel Jana Pawła II kardynał Marian Jaworski. Kardynał Stanisław Dziwisz miał wtedy nad szczątkami Jakuba Strzemię powiedzieć: "Błogosławiony musi wrócić do Lwowa. To jest jego Kościół, jego ziemia".

W marcu 2009 rozpoczęła się peregrynacja relikwiarza bł. Jakuba Strzemię, w 600. rocznicę jego śmierci, po franciszkańskich klasztorach. - Ostatnia stacja peregrynacji odbyła się w końcu 2009 roku w Przemyślu. Tam oddaliśmy arcybiskupowi Mokrzyckiemu relikwiarz. W jego przekazaniu do Lwowa nie uczestniczyliśmy - twierdzi o. Zachariasz.
"…nie było planowane to dzisiejsze spotkanie. Ono się urzeczywistnia za zrządzeniem Bożej Opatrzności…" - takie słowa abpa Mokrzyckiego, wygłoszone 27 listopada 2009 roku do kleryków lwowskiego seminarium duchownego, gdy relikwiarz się tam znalazł, zanotował franciszkański kronikarz. O wyprawie nie wiedziały jednak polskie służby ochrony zabytków. Jak poinformowało nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pozwolenia na wywiezienie relikwiarza nie wydawał ani małopolski, ani podkarpacki Urząd Ochrony Zabytków. Ten ostatni dwa dni temu, dopiero po naszym zainteresowaniu sprawą, zwrócił się do proboszcza wawelskiego o wyjaśnienia w związku z wywiezieniem relikwiarza, do czego doszło w 2009 roku.
Srebrna trumienka ze szczątkami błogosławionego, odwiedziła na Ukrainie jeszcze Halicz, franciszkańskie klasztory na Ukrainie i w końcu znalazła się w ołtarzu lwowskiej katedry.

Uczeń, mistrz i... przepaść

Abp Mokrzycki miał prawo do satysfakcji. Błyskawicznie udało mu się doprowadzić do znaczącego symbolicznego wydarzenia. Urodził się wprawdzie już długo po wojnie, ale przecież w diecezji lwowskiej, a dokładniej na tym jej skrawku, który pozostał po polskiej stronie. Biskupem lwowskim został w listopadzie 2008 roku. Wcześnie był tam biskupem koadiutorem, a więc miał prawo do następstwa po swym zwierzchniku. Nim był kardynał Marian Jaworski. Znali się świetnie. To w końcu ten ostatni wysyłał młodego księdza Mokrzyckiego na studia do Rzymu. - Arcybiskup zawdzięcza kardynałowi całą swą kościelną karierę. Teraz między nimi jest przepaść - ocenia jeden z dobrze poinformowanych krakowskich duchownych.
Marian Jaworski urodził się we Lwowie w jedynej, obok katedry, parafii lwowskiej, których kościoły nigdy nie zostały zamknięte przez władze sowieckie. W czasie wojny studiował w lwowskim seminarium. Razem z nim w 1945 roku wyjechał do Kalwarii Zebrzydowskiej. Wyświęcił go tam w 1950 r., tuż przed likwidacją seminarium przez władze PRL, Eugeniusz Baziak. Potem był kapelanem tego biskupa wypędzonego ze Lwowa razem z relikwiarzem i obrazem Matki Boskiej Łaskawej, które nas tutaj interesują.

Marian Jaworski obronił na UJ doktorat z teologii, a na KUL z filozofii. Przez długie lata pracował naukowo i kierował PAT w Krakowie. O jego stosunkach z Janem Pawłem II najlepiej świadczy fakt, że to on udzielił w 2005 roku umierającemu papieżowi ostatniego namaszczenia.

Polecenie Jana Pawła II

W 1991 roku Jan Paweł II powierzył mu misję wyjątkową. Kiedy upadł Związek Sowiecki, powstały warunki, by odrodzić Kościół katolicki na Ukrainie. To zadanie dostał bp Marian Jaworski, który wcześniej był już administratorem archidiecezji w Lubaczowie, czyli tej resztki diecezji lwowskiej, jaka po II wojnie światowej pozostała na terenie Polski. Był metropolitą lwowskim przez 17 lat. Benedykt XVI przyjął jego rezygnację, gdy kardynał miał 82 lata.

Sekretarzem kardynała Jaworskiego był urodzony we Lwowie ks. Andrzej Legowicz, który dzisiaj identyczną funkcję pełni przy arcybiskupie Mokrzyckim. Reagując na nasze pytania, które kierowaliśmy do jego zwierzchnika, napisał m.in. "Odpowiadając na pytanie dotyczące "wędrówki" tych zbiorów do Krakowa, to ich przywóz nastąpił wskutek decyzji Księdza Kardynała M. Jaworskiego w 1996 roku, a więc 5 lat (!!!) po reaktywowaniu struktur Archidiecezji we Lwowie. Myślę, że dalszy komentarz w tej sprawie jest zbyteczny."

Dwie Ukrainy, dwie wizje

I tu dochodzimy do podstawowej różnicy między oboma hierarchami. Kardynał Jaworski objął stanowisko, kiedy we Lwowie panowała jeszcze atmosfera polityczna i społeczna Związku Sowieckiego. Wcale nie było pewne ani to, czy niepodległa Ukraina się utrzyma, jaki będzie jej stosunek do Kościoła, do śladów polskości. Poszedł więc w tym samym kierunku, co arcybiskup Baziak. Postanowił lwowskie skarby pozostawić w Polsce i zapewnić im bezpieczeństwo w skarbcu katedry na Wawelu. Obrazu Matki Boskiej Łaskawej nie sprowadził tam nawet na wizytę Jana Pawła II, do której doszło w 2001 roku. O szczegóły nie udało się go nam zapytać. 86-letni dzisiaj kardynał jest formalnie biskupem seniorem diecezji lwowskiej. Mieszka jednak w Krakowie przy Kanoniczej. Opiekujące się nim zakonnice utrzymują, że jest chory.

Dla arcybiskupa Mokrzyckiego posowiecka Ukraina była światem nowym i zupełnie nieznanym. Zależy mu na odbudowie diecezji. Ale to nie takie proste. Do wojny Polacy stanowili połowę ludności Lwowa. Dzisiaj mieszka tam 30 tysięcy naszych rodaków. Do parafii katedralnej należy zaledwie 5 tysięcy osób. Arcybiskup zdecydował się otworzyć na młodzież. A ta, wychowana w językowej mniejszości, coraz częściej mówi tylko po ukraińsku. Metropolita wprowadził więc w katedrze msze w tym języku. To natychmiast spowodowało protesty ze strony Polaków. - Chciałem przynajmniej tam nie słyszeć ukraińskiego - mówi prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. Sam chodził protestować do arcybiskupa. Nazywa się Emil Legowicz i jest wujem biskupiego sekretarza. Prezes nie kryje przekonania, że relikwiarz bł. Jakuba Strzemię już zostanie we Lwowie. Uważa też, że ewentualny powrót z Krakowa oryginału obrazu Matki Boskiej Łaskawej byłby znakiem odwrócenia historii. Ale tak naprawdę ciągle dręczy go inna kwestia. - Czy Polska tu jeszcze wróci? - pyta w kamienicy przy lwowskim rynku.
Kościół widzi ogromny

Arcybiskup Mokrzycki ciągle usiłuje odzyskać od władz ukraińskich kościoły katolickie zamienione przez Sowietów w magazyny, muzea ateizmu, sale koncertowe itd. W budowaniu diecezji uzależniony jest od pomocy polskiego państwa, które np. dokłada się do odbudowy tamtejszego pałacu arcybiskupiego czy remontów katedry. I nadal połowa ze 180 księży w jego diecezji to kapłani oddelegowani tam przez polskich biskupów.

Próbuje więc umocnić na Ukrainie swój głęboko mniejszościowy Kościół. Bardzo więc potrzebuje takich symboli jak relikwiarz, ale rozgłosu wokół tej kwestii już nie. "Ze względu na delikatność materii" nie chciał z nami rozmawiać o relikwiarzu i obrazie Matki Boskiej Łaskawej.

Ks. Jan Nikiel, proboszcz lwowskiej katedry, dwa tygodnie temu wybrał się do Krakowa. W dniu rocznicy swych święceń poszedł na Wawel, do skarbca. Tam modlił się przed obrazem Matki Boskiej Łaskawej. Oryginałem tego, na którego kopię patrzy codziennie we Lwowie.

- Było mi smutno, że ten wizerunek Matki Boskiej nie odbiera należnej mu codziennej czci od wiernych - opowiada. Zastrzega jednak, że sprawę ewentualnego powrotu obrazu do Lwowa powinni załatwić między sobą kardynał Dziwisz i arcybiskup Mokrzycki.
- Dla nas to zawsze piękne przeżycie - opowiada z kolei Marta Walczewska z Krakowa. Należy do zespołu redakcyjnego kwartalnika "Cracovia-Leopolis" wydawanego przez środowisko lwowiaków.

Raz na kilka miesięcy idą do katedry na Wawel i modlą się przed wystawianą tam specjalnie dla nich Matką Boską Łaskawą. - Chcielibyśmy, aby obraz tu został, póki Lwów do nas nie wróci - mówi kobieta z nutą uśmiechu, ale jednak poważnie.
Wszystko wskazuje na to, że rozbieżne nadzieje, jakie kryją się za emocjami ks. Nikiela i Marty Walczewskiej, pozostaną niespełnione.

- Kardynał Jaworski udzielił zgody na wystawianie obrazu na Wawelu, ale arcybiskup Mokrzycki tę zgodę unieważnił. Jego celem nie jest tworzenie w Krakowie drugiego ośrodka kultu Matki Boskiej Łaskawej - powiedział nam ks. Andrzej Legowicz, sekretarz tego ostatniego, czyli biskupa Lwowa. W tamtejszej katedrze, jak pisaliśmy już w tym cyklu artykułów, znajduje się przecież kopia tego obrazu ukoronowana w 2001 roku przez Jana Pawła II.

Ks. Legowicz dodał, że nie jest wykluczone, że obraz zostanie z katedry wawelskiej zabrany. Powinien według niego zostać umieszczony w tajnym depozycie.

Tak zresztą stało się z innymi przedmiotami wywiezionymi ze Lwowa w 1946 roku przez abpa Eugeniusza Baziaka, a przez kardynała Mariana Jaworskiego, pierwszego metropolitę lwowskiego, po upadku ZSRR złożonymi w krakowskim Muzeum Archidiecezjalnym przy ul. Kanoniczej w Krakowie. Przed rokiem ten depozyt na polecenie abpa Mokrzyckiego został odebrany. Składały się na niego głównie ornaty i obrazy, ale było tam także berełko koronacyjne Jana III Sobieskiego.

Ksiądz Legowicz zapewnił, że depozyt znajduje się nadal w Polsce, ale nie chciał ujawnić miejsca jego przechowywania.
Jak udało się nam dowiedzieć nieoficjalnie, przy tej okazji doszło do zaostrzenia różnic między arcybiskupem Mokrzyckim a kardynałem Dziwiszem.

Próbowaliśmy spytać metropolitę krakowskiego, jaki jest jego pogląd na temat ewentualnego powrotu lwowskich dzieł sztuki i przedmiotów kultu religijnego, które przechowywane są dzisiaj na terenie diecezji krakowskiej. Chcieliśmy się też dowiedzieć, czy kardynał wie, jak wielu przedmiotów ten problem dotyczy. Bo sprawa nie sprowadza się tylko do rzeczy tak symbolicznie ważnych jak relikwiarz bł. Jakuba Strzemię i obraz Matki Boskiej Łaskawej.

- Nad tym próbował zapanować już abp Baziak. Po wyjeździe ze Lwowa zażądał od swoich księży, którzy także wyjechali wtedy ze swymi parafiami na teren pojałtańskiej Polski, przesyłania informacji, jakie dzieła sztuki i przedmioty kultu przywieźli. Zachowało się wiele takich relacji - tłumaczy historyk sztuki i wicedyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu Jerzy T. Petrus. - Ale te rzeczy były w obawie przed władzami ukrywane. Proboszczowie z kresowym rodowodem odchodzili, pojawiało się następne pokolenie - dodaje Jerzy T. Petrus.

Wiele pochodzących z terenu diecezji lwowskiej zabytków znajduje się także w krakowskich klasztorach. U dominikanów zachowała się np. niezwykle ważna dla tego zakonu alabastrowa figurka tzw. Matki Boskiej Jackowej. Według tradycji św. Jacek, założyciel polskiej prowincji dominikanów, miał figurkę zabrać, gdy w 1240 roku uciekał z Kijowa.

Pomysł stworzenia dominikańskiego muzeum, w którym miałyby być eksponowane dzieła sztuki ocalone ze Wschodu, miał zmarły przed kilkoma laty słynny o. Adam Studziński - urodzony w Żółkwi, wyświęcony przez biskupa Baziaka, uczestnik bitwy pod Monte Cassino. - Do pomysłu o. Studzińskiego czasem wracamy. Ciągle ma on postać idei, ale do jej urzeczywistnienia brakuje pieniędzy - twierdzi przeor krakowskich dominikanów o. Paweł Kozacki.

Kardynała Dziwisza chcieliśmy też zapytać, czy oczekuje na powrót relikwiarza bł. Jakuba Strzemię z katedry we Lwowie i czy zgodzi się, aby trafił tam obraz Matki Boskiej Łaskawej przechowywany na Wawelu. Metropolita krakowski odmówił odpowiedzi na te pytania.

- Nie dziwię się, że milczy. Musiałby mówić źle o arcybiskupie Mokrzyckim. W tej sprawie, mówiąc delikatnie, istnieje między nimi różnica zdań - wytłumaczył nam jeden z wysoko postawionych w krakowskiej diecezji duchownych.

- Dawniej obaj byli papieskimi wprawdzie, ale tylko sekretarzami, razem pracowali. Od tamtego czasu bardzo "urośli". Stali się ważnymi, bardzo dobrze w Watykanie ustosunkowanymi hierarchami i teraz rywalizują - dodał inny z krakowskich księży.
"Różnica zdań" między metropolitami i "delikatność materii" powodują, że sprawa lwowskiego relikwiarza i obrazu otoczona jest wielką tajemnicą. Na przykład ks. Janusz Bielański, który był proboszczem wawelskiej katedry, kiedy do jej skarbca trafiały te dwa przedmioty, w rozmowie z nami stwierdził, że nic o nich nie wie. A przecież uczestniczył także w opisanym przez nas wczoraj otwarciu relikwiarza w 2009 roku.

Inny ksiądz, zresztą znany historyk, najpierw spontanicznie wygłosił pogląd, że oba zabytki w żadnym wypadku nie powinny znaleźć się na Ukrainie. Kilka dni później zabronił zacytować choćby jedno swe słowo.

Ks. Legowicz swą rezerwę w informowaniu na temat lwowskich skarbów tłumaczy m.in. obawami o ukraińskie reakcje. Spytaliśmy więc europosła Pawła Kowala, czy ta sprawa pojawia się w jego rozmowach z ukraińskimi politykami, których odbywa wiele. Zaprzeczył.

W tym roku udało się rozwiązać jeden z problemów, jakie tworzą lwowskie skarby w Krakowie. W marcu podpisana została umowa między biskupem lwowskim a rektorem Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II. Na jej mocy tzw. Archiwum Baziaka wywiezione ze Lwowa ma zostać zabrane z dotychczasowej siedziby przy ulicy Kanoniczej i trafić jako depozyt na 49 lat do nowo wybudowanej biblioteki uniwersytetu. Przeprowadzka już trwa.

Pozostaje jednak do rozwiązania przyszłość najważniejszych zabytków ze Lwowa.
- Najlepiej byłoby, gdyby same relikwie pozostały we Lwowie w nowym relikwiarzu, a dotychczasowy wrócił do Polski - proponuje jeden z krakowskich historyków.

Praw diecezji lwowskiej do relikwiarza i obrazu Matki Boskiej nikt nie kwestionuje. Ale ta sprawa nie rozgrywa się tylko między hierarchami.

Polskie prawo zabrania wywożenia zabytkowych dzieł sztuki za granicę bez zezwolenia.

Ks. Andrzej Legowicz twierdzi, że diecezja lwowska dysponuje czasowym, trzyletnim i odnawialnym na kolejne takie okresy zezwoleniem na wywiezienie relikwiarza. Ale o takie, ani o stałe, abp Mokrzycki według ministerstwa kultury się nie starał.
To oznacza, że relikwiarz bł. Jakuba Strzemię przekroczył w 2009 polsko-ukraińską granicę w podobny sposób jak w 1946 roku, gdy abp Baziak wywoził zabytek z utraconego przez Polskę Lwowa. Czyn tego ostatniego hierarchy był dowodem jego odwagi. Tego, co po 63 latach zrobił dzisiejszy biskup lwowski, tak ocenić się nie da.

Tym bardziej zasadne jest pytanie o to, co stanie się ze spoczywającym w wawelskim skarbcu oryginałem obrazu Matki Boskiej Łaskawej. Ważnym dla historii diecezji, ale i całej Polski.

Euro 2012 w Krakowie: zdjęcia, wideo, informacje! [SERWIS SPECJALNY]

Wybieramy Superkota! Zobacz fantastyczne zdjęcia kotów i oddaj głos na najpiękniejszego!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska