WIDEO: 31-latek mieszka w piwnicy. Mężczyzna potrzebuje pomocy
Autor: Magdalena Balicka, Gazeta Krakowska
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zamiast odrapanych, brudnych ścian i starego łóżka mam luksusy - nie kryje wzruszenia pan Tomasz. Nie może uwierzyć, że ktoś wyciągnął do niego pomocną dłoń. - Chcę uczciwie pracować i odwdzięczyć się za pomoc - przekonuje mężczyzna. Gdy przeprowadził się, pierwszy raz od wielu lat zjadł syty obiad i dostał cały kosz produktów spożywczych, które dotąd oglądał tylko ze sklepowych półek.
Dotychczas mieszkał w piwnicy domu przy ulicy Komorniczej w Bolęcinie. Wynajmował ją za 180 złotych odstępnego miesięcznie. Do tego musiał opłacić wodę, prąd i kupić butlę z gazem. Po odliczeniu rachunków, z 600-złotowej renty zostawało mu na życie niespełna 300 zł. Pomieszczenie dzielił ze współlokatorem, który lubił nadużywać alkoholu. - Nie raz wyłudzał ode mnie pieniądze na wódkę, bił, poniewierał - wyznaje ze łzami w oczach Tomasz.
Pragnął wyzwolić się z niedoli, ale nie wiedział jak. Ma problemy psychiczne i nie radzi sobie w życiu. Kidy dochodziło do alkoholowych libacji, uciekał do lasu, koczując nieraz do świtu, aby mieć pewność, że współlokator wraz z kolegami z imprezy już śpią.
Jego jedynym majątkiem jest stary telewizor i rozklekotany rower. W piwnicy, w której mieszkał, pojawiały się szczury. Warunki były dramatyczne. - Nikt przez lata nie wyciągnął do niego pomocnej dłoni. Nawet Ośrodek Pomocy Społecznej, który stworzono przecież po to, żeby wspierać takich bezradnych ludzi - zaznacza Waldemar Dziadowiec, którzy przygarnął Tomasza do swojej spółdzielni.
Ma żal do instytucji, że nie zauważyła problemów biednego człowieka. - Tacy jak on nie potrafią walczyć o swoje. Nie umieją nawet wypisać odpowiednich wniosków. Trzeba ich poprowadzić za rękę. Tomek tej pomocy nie dostał - zaznacza Dziadowiec. Zapewnia, że pod jego dachem mężczyzna będzie miał nie tylko godne warunki, ale także będzie mógł się usamodzielnić. - Będzie pracował, pomagając przy drobnych pracach porządkowych, przy pielęgnacji koni. Ma chęci i na pewno się dogadamy - zaznacza przedsiębiorca.
OPS też zrobi, co powinien
Po interwencji "Gazety Krakowskiej" w trzebińskim OPS, wiceszef Jerzy Marcinek wyraził się, że nie jest w stanie każdego bezradnego podopiecznego prowadzić za rękę. Obiecał jednak, że wyśle pracownika socjalnego do samotnego mężczyzny. Dotrzymał słowa. Na drugi dzień u Tomasza zjawiła się pracownica OPS. Okazało się, że się spóźniła. Waldemar Dziadowiec pomógł wcześniej. - Dopilnuję, żeby Tomek mógł skorzystać ze wszystkich profitów, jakie Ośrodek Pomocy Społecznej może mu zagwarantować - zapewnia Waldemar Dziadowiec.
Czytaj więcej:
pisaliśmy o tym: