Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cała wieś pomaga rodzinie Florków, która w pożarze straciła dom [ZDJĘCIA, WIDEO]

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Zgliszcza po pożarze w Starej Wsi.
Zgliszcza po pożarze w Starej Wsi. fot. Bartosz Dybała
Irena i Andrzej Florkowie z synem cudem przeżyli potężny wybuch gazu i pożar nad ranem. Trójka domowników wciąż leży w szpitalach. Sąsiedzi, sołtys i władze gminy ruszyli z pomocą.

– Wszyscy mówią o huku. Ja usłyszałem głuchy dźwięk, podobny do tego z gier komputerowych, kiedy spada bomba – opowiada 21-letni Michał Florek. – Wtedy coś na mnie spadło, prawdopodobnie ściana. Krzyczałem. W pewnym momencie usłyszałem głos ojca. Nie czułem bólu, ale dusiłem się. Wybiłem ręką dziurę w regipsie i zaczerpnąłem powietrza. Ojciec z jednym z sąsiadów próbowali wydobyć chłopaka spod gruzu. – Czułem, że coraz bardziej mnie gniecie. Znowu zacząłem krzyczeć. Wyciągnęli mnie strażacy i zanieśli na rękach do karetki – dodaje. Rodzice Michała – Irena (58 lat) i Andrzej (62) Florkowie wyszli na zewnątrz o własnych siłach. Dom, w którym 35 lat mieszkali w Starej Wsi – Woli spłonął całkowicie. W ubiegły poniedziałek, kilka minut po godz. 6, wybuchł w nim gaz. Akcja ratunkowa strażaków zakończyła się cztery godziny później.

Trzyosobowa rodzina została przewieziona do Szpitala Powiatowego w Limanowej. Michał, który odniósł najmniejsze obrażenia, został, a rodziców przewieziono do szpitala im. Rydygiera w Krakowie. Jak dowiedzieliśmy się od bliskich rodziny, w najgorszym stanie jest pani Irena. Obecnie przebywa w śpiączce farmakologicznej. – Mną nie ma się co martwić. Jestem tylko trochę poobijany. Lekarze prawdopodobnie wsadzą mi lewą stopę w szynę. Jeszcze nie wiem, kiedy wyjdę ze szpitala – mówi Michał. Jedno jest pewne: nie zostanie bez dachu nad głową. Trafi do domu babci, która mieszka w sąsiedztwie.

Przyczyny wybuchu gazu wyjaśnia Prokuratura Rejonowa w Limanowej. – Analizujemy materiały, które wpłynęły do nas we wtorek. Będziemy wszczynać śledztwo. Na miejscu był już biegły do spraw gazownictwa. Nie mamy jeszcze wstępnej opinii – informuje Małgorzata Odziomek, zastępca prokuratora rejonowego w Limanowej. Śledczy przeanalizują przebieg zdarzenia i zbadają, jak doszło do eksplozji. W tym celu przesłuchają świadków i powołają biegłych.

Pożar w Starej Wsi.

Stara Wieś. Pożar domu po wybuchu gazu. Ranne trzy osoby [ZD...

W środku został Michał. Przygniótł go strop

Pierwszy na miejscu tragedii pojawił się Albert Pałka, jeden z sąsiadów rodziny Florków. Pamięta, że obudził go huk. – Najpierw była dezorientacja: „co się stało?” – wspomina.

– Usłyszałem alarm samochodowy. Wybiegłem przed dom. Zobaczyłem ogień. Powiedziałem żonie, żeby wezwała straż pożarną. We wtorek spotkaliśmy go na pogorzelisku. Specjalnie wziął dzień wolny w pracy, żeby pomóc. Załadowywał zwęglone drewno na koparkę. – Kiedy dobiegłem na miejsce, rodziców Michała jeszcze nie było na zewnątrz. Krzyknąłem: „gdzie jesteście?!” Odezwał się Andrzej. Po chwili razem z żoną wyszli o własnych siłach – opowiada.

– W środku został Michał. Odezwał się, kiedy zaczęliśmy go wołać. Leżał na nim cały strop. Chcieliśmy go wyciągnąć, ale nie było takiej możliwości. Pan Albert pobiegł do domu po podnośnik. To też nic nie dało. – Na szczęście bardzo szybko
przyjechała straż pożarna. Powiedziałem, że w środku leży przygnieciony chłopak. Dopiero oni go wyciągnęli. To naprawdę
cud, że wszyscy przeżyli – kwituje Pałka.

Wybuch zbudził też innych sąsiadów. Po drugiej stronie ulicy, na wprost domu, który spłonął, mieszka pani Zofia. – Nogi mi się trzęsły. Zegar spadł ze ściany, a z sufitu lampa. Z regału wszystko zleciało – relacjonuje. – Byłam jeszcze w koszuli nocnej. Kiedy podeszłam do okna, zobaczyłam płomienie. Myślałam, że pali się stodoła. Do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć. To moi sąsiedzi. Kiedyś poprosiłam, żeby zaorali mi poletko. Nie mogę powiedzieć nic złego o tej rodzinie. Z opowieści innych ludzi wie, że huk było słychać nawet w okolicy Jabłońca, a także w Pisarzowej.

W uprzątnięciu pogorzeliska pomaga cała wieś. Zjechali też bliscy poszkodowanych, m.in. Paweł Florek, syn pana Andrzeja. – O tej tragedii dowiedziałem się w pracy. Zadzwonił do mnie kuzyn i powiedział, że coś dzieje się w domu rodziców. Mama nie odbierała ode mnie telefonu – dodaje.

Rozmowę przerywa Marta Karcz, córka Ireny i Andrzeja Florków. – Pani Zosia pyta, czy
ma przejść po wsi i zorganizować dodatkowe ręce do pracy – mówi do Pawła. – Pomoc jest ze wszystkich stron. Rodzice mieli
dużo szczęścia. Dobrze, że dom był drewniany. Gdyby był murowany, nawet nie chcę myśleć, jakby się to skończyło.

Pani Waleria do dzisiaj nie może się pozbierać

W jednym z domów w sąsiedztwie pogorzeliska mieszka Waleria Garncarz, matka Ireny. Rozmawiamy w kuchni. – Nie jestem w stanie nawet nic powiedzieć. Do dzisiaj nie mogę się pozbierać – wyznaje, ocierając chusteczką łzy, które spływają po policzkach. To właśnie u niej znajdzie tymczasowe lokum trzyosobowa rodzina. – Cała trójka codziennie mnie odwiedzała. Mam kochane wnuki i dzieci. Zawsze trzymamy się razem – twierdzi pani Waleria. – To okropne, co się stało. Oby tylko córka z tego
wyszła. Ma poparzony cały przełyk.

Doskonale pamięta przerażający huk, który usłyszała nad ranem. Wcześniej już nie spała. – Przez okno widziałam płomienie. Kiedy tam pobiegłam, Michałek leżał już w karetce. Zapytałam: „gdzie są rodzice?”... – wspomina łamiącym się głosem. – Nie potrafię nawet opisać tego, co się stało. Ale jest dużo dobrych ludzi, którzy nam pomagają. Nie zostaniemy w tej tragedii sami. Już przygotowałam miejsce dla wnuka, córki i zięcia w swoim domu. Zamieszkają u mnie, dopóki nie powstanie nowy dom – kwituje.

Sołtys Piszczek: nowy dom powinien być za pół roku

Pomoc poszkodowanym zaoferowała już gmina Limanowa. Przekaże na rzecz rodziny jednorazowe wsparcie: 5 tys. złotych. Wójt Władysław Pazdan zaoferował również drewno na dach nowego domu. Budynek, według Ryszarda Piszczka, sołtysa Starej Wsi, powinien stanąć za pół roku. – Rozmawiamy już z firmą projektową. Jak najszybciej będziemy chcieli uzyskać pozwolenie
na budowę – zapewnia Piszczek. – Póki co porządkujemy teren. Pomoc zaoferowały prywatne firmy. To właśnie ich koparki pracują na działce. Rodzinę Florków zna bardzo dobrze. – To ostatni gospodarze we wsi, Andrzej pobiera świadczenia przedemerytalne. Zawsze grzeczni i uprzejmi. Nie mają konfliktów z sąsiadami – twierdzi sołtys.

Odbiera mnóstwo telefonów od sąsiadów, którzy chcą zaangażować się w pomoc. We wtorek zebrała się rada sołecka. Jutro we wsi zorganizowana zostanie zbiórka pieniężna wśród mieszkańców. Pomocną dłoń wyciągnie także Wiesław Piotrowski, proboszcz parafii Matki Boskiej Bolesnej w Limanowej. Informacje o zbiórce przekaże podczas ogłoszeń duszpasterskich na niedzielnych mszach świętych. Rodzinie Florków można również pomóc wpłacając dowolną kwotę na numer konta bankowego: 51 8804 0000 0071 0701 0211 0004. Jeśli ktoś chciałby udzielić wsparcia materialnego, może w tej sprawie kontaktować się bezpośrednio z Ewą Florek, żoną starszego syna pogorzelców, dzwoniąc pod numer telefonu: 512 289 388.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska