- Nasze osiedle leży na styku wpływów dwóch wrogich grup pseudokibiców - opowiada Zbigniew Bargiel, prezes spółdzielni. - Co chwilę dochodziło do jakichś ekscesów. Ktoś komuś obciął rękę albo ucho. Mieszkańcy nie czuli się bezpieczni. To na ich wniosek zamontowaliśmy monitoring. Skończyło się malowanie graffiti, skończyły się rozboje. Bo sprawcy wiedzą, że są nagrywani.
Wcześniej prezes zastanawiał się nad wprowadzeniem całodobowych patroli, ale okazały się za drogie. - Za monitoring mieszkańcy płacą co miesiąc w czynszu zaledwie 7 groszy - mówi Bargiel. - I praktycznie nie ma dnia, żebym nie dostał prośby z policji o udostępnienie nagrań.
Spółdzielnia założyła kamery na własną rękę już w 2005 i 2006 r. Obraz nagrywany jest przez cały czas. Monitorowane są wszystkie budynki na os. Kalinowym, Strusia, Na Lotnisku, Wysokim, Kombatantów. Kamery pokazują wejścia do klatek, parkingi, place zabaw, otoczenie bloków. Nagrania przechowywane są przez dwa tygodnie. Teraz zastanawia się nad modernizacją i unowocześnieniem systemu.
W 2009 r. straż miejska złożyła projekt modernizacji miejskiego monitoringu i stworzenia kompleksowego centrum. Z braku pieniędzy i odpowiednich regulacji prawnych nie został jednak zrealizowany. W Krakowie mamy więc dwa centra obserwacji (w Nowej Hucie i na Woli Duchackiej). Operatorzy pracują przez całą dobę. Na jednego przypada ok. 20 kamer. Kiedy dzieje się coś złego, dyżurny wysyła na miejsce patrol. Materiał z kamer przechowywany jest od 20 (obowiązkowo), do 30 dni (w zależności od pojemności dysku). W zeszłym roku koszty technicznego utrzymania kamer w Hucie i na Woli Duchackiej wyniosły nieco ponad 71 tys. zł. Na pracę operatorów miasto wydało 626 tys. zł.
Marek Anioł, rzecznik straży miejskiej przyznaje, że monitoring to doskonałe narzędzie, skraca czas reakcji. Niedawny przykład: operator zauważył kilku mężczyzn demolujących przystanek. Patrol pojawił się na miejscu w pół minuty. Gdyby nie kamera, w nocy trudno byłoby znaleźć świadka, jeszcze takiego, który zareaguje.
- Uczestnicy bójek rozbiegają się i znikają w 20 sekund - zauważa rzecznik. - Dzięki monitoringowi można przybliżyć obraz i sporządzić rysopis sprawców. A później przeszukać teren i zatrzymać ich. Kamera nigdy jednak nie zastąpi człowieka - dodaje.
Monitoring to już niemal norma na nowych osiedlach. Kamery są w należących do Inter Budu "Wiślanych Tarasach". Umieszczone zostały na słupach i rejestrują to, co dzieje się w otoczeniu bloków. Podobnie jest na osiedlu Europejskim. Każda wspólnota ma swoje kamery i stróżówkę, w której ochrona patrzy w monitory.
- Założenie jest takie, aby osiedle było bezpieczne, stąd od samego początku inwestowaliśmy w monitoring i ochronę - tłumaczy Jarosław Gryzło z Novo Maaru. - Kamery najczęściej rozmieszczone są przy wejściach i wyjściach na osiedle, na parkingach czy bramach do garażu. Zwiększa to bezpieczeństwo, a tym samym komfort życia mieszkańców. Jakiekolwiek akty wandalizmu były weryfikowane właśnie przez podgląd z nagrań kamer, co z reguły pozwoliło zidentyfikować "osobnika" - dodaje.
O zamontowanie monitoringu stara się też wiele krakowskich rad dzielnic. - Dyskutujemy o tej sprawie na każdej sesji - zaznacza Daniel Wiśniowski, radny Prądnika Czerwonego. - Chcieliśmy dać 15 tysięcy zł na kamery w klapach mundurów straży miejskiej, ale pojawiły się kwestie przetwarzania danych osobowych. Następnie radni miejscy cofnęli nam obiecane 100 tys. zł na monitoring przy ul. Celerowskiej i Wiśniowej. Pieniądze poszły na zegar stadionowy i karchery. To złożony problem. Zwiększenie bezpieczeństwa wiąże się zawsze z rezygnacją z części swobody i intymności.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+