Zdaniem miejscowych konopie rosną w okolicy od lat i często był z nimi problem. Były przypadki, że przez dwa dni rośliny wyrywali strażacy i policjanci. O co chodzi? 8 lipca br. policjanci z Aleksandrowa rozesłali do mediów komunikat o swojej akcji.
Plantacja funkcjonowała na obszarze 4 ha. Funkcjonariusze zabezpieczyli ponad 15 tysięcy krzewów konopi w różnej fazie wzrostu. Zabezpieczone krzaki miały od 30 cm do 1,5 metra wysokości. Z takiej ilości zabezpieczonych krzewów można uzyskać około 330 kg marihuany o wartości 5,5 mln zł. Do tej sprawy policjanci zatrzymali dwóch mieszkańców naszego powiatu. 32 i 39-latek usłyszeli zarzuty zorganizowania nielegalnej plantacji - przywołuje słowa mundurowych Onet.
Zdaniem rolnika, któremu postawiono zarzuty, to samosiejka. Ponadto zamówił on prywatnie ekspertyzy, który mają tą tezę popierać.
W ocenie biegłego, po całościowych oględzinach pola i jego otoczenia, (...) rosną tam konopie dzikie, a ich obecność na tym terenie jest zjawiskiem naturalnym. Gatunek ten występuje tam i będzie zawsze obecny jako składnik flory polskiej. Należy dodać, że rośliny te rosną spontanicznie i powszechnie w bliskim sąsiedztwie rzek czy innych cieków wodnych - stwierdził biegły botanik Andrzej Dziamski.
Cała sprawa jest o tyle głośna, że być może mamy do czynienia z największą plantacją konopi na trenie Polski, która znalazła się nie w budynkach, a n a odkrytym polu.
Śledczy mają przed sobą trudne zadanie, bo żeby ogłosić sukces, będą musieli udowodnić, że Marcin lub jego pracownicy wiedzieli o konopiach i mieli związek z ich uprawą. Gdyby wszystko odbywało się standardowo – pod dachem, w doniczkach, z systemem nawadniania i naświetlenia – wszystko byłoby dużo prostsze. Biorą też jednak pod uwagę, że może na tym miało wszystko polegać: żeby w razie czego zrzucić wszystko na naturę. Przed sądem będą chcieli zatem pokazać, że natura nie potrafi robić pewnych rzeczy, a człowiek potrafi. - pisze Onet.
Źródło: Onet.pl.
