

SŁOWAK DYRYGUJE PO POLSKU
Dzięki pustym trybunom możemy dowiedzieć się, kto na boisku ma najwięcej do powiedzenia. W Cracovii - Michal Pesković. Ledwo zaczął się mecz, ledwo Wisła podjęła jakąś próbę nacisku na obronę "Pasów", a ich słowacki bramkarz mocnym, donośnym głosem zaczął instruować kolegów. Komenda za komendą. Wszystko to w języku polskim, czyli ojczystym dla jednego piłkarza Cracovii (Kamila Pestki) z wyjściowego składu.

SKAŁA CZASEM SIĘ KRUSZY
No i tak było w niedzielę z Davidem Jablonskym. Najlepszy obrońca Cracovii w tym sezonie, który kilka dni wcześniej w Gdańsku był nie do przejścia, w spotkaniu z Jagiellonią przez dobre pół godziny pewnie nie poznawał sam siebie. Za faul dostał już w 5 minucie zasłużoną żółtą kartkę, a w kolejnych minutach zaliczył kilka nieudanych interwencji i zagrań - na szczęście dla siebie i drużyny, bez konsekwencji. Piłkarz o niższej pozycji w drużynie po takiej pierwszej połowie pewnie zaliczyłby powrót do bazy, ale trener Michał Probierz zaufał Davidowi, no i słusznie, bo druga połowa w jego wykonaniu była już znacznie lepsza.

STADION. OSTATNI BASTION OBOSTRZEŃ
Przed meczem przed stadionem zobaczyliśmy kolejkę. Konkretnie - kolejkę do stojącej tuż obok stadionu budki z lodami. Mało kto w maseczce, dystans społeczny zachowany o tyle, i ile. Obok na Błoniach biegacze, rowerzyści, spacerowicze. Sporo ludzi, normalne życie.
Jasne, może powinniśmy zachowywać większą ostrożność, ale to nie zmienia faktu, że mecz obudowany obostrzeniami sformułowanymi w momencie największego strachu przed koronawirusem wygląda teraz jak impreza z jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Jej kwintesencją niech będzie scena z zakończenia I połowy. Piłkarze, którzy przez 45 minut wykonali masę działań w bliskim kontakcie i grupą schodzili do szatni, zostali - zgodnie z procedurą - pouczeni przez spikera (po polsku i angielsku), że najpierw murawę mają opuścić goście, a dopiero po nich gracze Cracovii. No i gospodarze grzecznie się zatrzymali...