Wrogom nie pomógł jednak podstęp - gospodarze odważnie bronili swojego grodu. Po raz kolejny w historii zamek w Dębnie został uratowany.
- Gdyby każda lekcja historii wyglądała tak, jak ten turniej, z pewnością nie musiałabym tak zaganiać dzieci do podręczników - żartuje pani Halina z Brzeska, która do Dębna przyjechała z córkami.
Trudno się temu dziwić. Od średniowiecznych wojowników, dam dworu w pięknych sukniach czy odważnych Kozaków trudno było oderwać oczy.
Jak co roku, na Turniej Rycerski "O złoty warkocz Tarłówny" przybyły tłumy miłośników historii i dobrej zabawy. - Chciałem zobaczyć rycerzy z dawnych wieków. Jak walczyli i jakie mieli zbroje. Sam sobie kupiłem kuszę, dwie strzały i miecz. Może zrobimy turniej z kolegami - mówił rozentuzjazmowany Krystian Banaś. Najmłodszym nie przeszkadzał nawet huk, jaki wydawały z siebie "Jadźka" i "Aniołek" - ogromne armaty.
- Turniej w Dębnie ma swój klimat. Ludzie, którzy tutaj przyjeżdżają to prawdziwi pasjonaci - mówi Krzysztof Kasprzyk, który dowodzi Najemnikami Bocheńskimi.
Pod zamkiem podziwiać można było nie tylko umiejętności ludzi. Prawdziwy aplauz wzbudziły konie, które odważnie pokonywały płonące przeszkody. Umiejętnie kokietował publiczność także jastrząb Mietek, który bez najmniejszych oporów lądował kobietom na głowach. Pokaz zakończył się niezwykłym występem Teatru Dzieci Ognia ze Szczepanowa.
Płonące kije i kaganki, a także wachlarze robiły wrażenie. Piękna pogoda i bogaty program imprezy sprawiły, że nikt nie czuł się rozczarowany. Jedynym mankamentem - jak co roku - była mała liczba miejsc parkingowych.