Koala to nie miś
W Polsce przyjęło się używać zwrotu "miś koala" choć nie ma to nic wspólnego z prawdą. Sugeruje bowiem pokrewieństwo z niedźwiedziem.
Słowo "miś" dodaje się jedynie ze względu na fizyczne podobieństwo. W rzeczywistości koala jest torbaczem, a każdy młody osobnik spędza do sześciu miesięcy w torbie swojej mamy. W 2012 roku rząd australijski uznał koale za gatunek zagrożony. Ta decyzja to skutek alarmującego raportu o spadku liczebności tych sympatycznych zwierząt.
Nie ma go w Polsce
W naszym kraju koali spotkać jednak nie można. Choć próby jego sprowadzenia podjęto rok temu w warszawskim zoo. Jednak z powodu wyszukanego jadłospisu koali i zawiłych przepisów nie jest to łatwe.
- Trzeba mieć do tego specjalne przygotowane warunki i odpowiednią klatkę. Musi być możliwość jej podzielenia na dwie części dla samca i samicy. Dodatkowo musi być w niej odpowiednia temperatura. A nad wszystkim musi czuwać odpowiednio przeszkolona obsługa - wyjaśnia Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo. - Do tego trzeba pamiętać o restrykcyjnym australijskim prawie jeśli chodzi o sprowadzenie do Polski tego gatunku zwierzęcia - dodaje dyrektor.
Rok temu razem z pasjonatami koali Kruszewicz podjął się zebrania odpowiednich środków potrzebnych do przygotowania "domu" dla australijskiego gościa. W sumie potrzeba aż 450 tysięcy złotych. Na razie udało się zebrać połowę środków. To jednak nie wszystko.
- Koala jest bardzo rzadko spotykanym w ogrodach zoologicznych zwierzakiem ze względu na to, że żywi się tylko i wyłącznie wybranymi liśćmi eukaliptusa. Dlatego utrzymanie takiego zwierzaka jest bardzo kosztowne - wyjaśnia Józef Skotnicki, dyrektor krakowskiego ogrodu zoologicznego.
Dyrektor Kruszewicz ma jednak rozwiązanie tego problemu. - Odpowiedniego eukaliptusa można już sprowadzić z Wielkiej Brytanii i Portugalii. Do tego stworzymy swoją własną "szklarnię" z żelaznymi zapasami jedzenia - dodaje.
Czas też na wombata
Nie wiadomo, kiedy sympatyczny "miś" zawita do Polski. Kiedy to się już stanie, trzeba mieć nadzieje, że za nim podążą inne australijskie zwierzaki. W polskich ogrodach wciąż brakuje także diabła tasmańskiego, wombata tasmańskiego czy dziobaka.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail.
Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i
Google+