Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duchy zmarłych błąkały się po okolicy, ponieważ potrzeba im było modlitwy

Andrzej Ćmiech
Biskup z Biecza po śmierci musiał pokutować, wziął pieniądze za 147 mszy, ale ich nie odprawił. Duch mieszkanki Święcan rozbił na głowie córki dzbany ze łzami, które ta wylała za matkę.

Długie zimowe wieczory, świst nocnego wiatru, który wyzwala lęk, i wiara w błąkające się po ziemi duchy w połączeniu z niezrozumiałymi wydarzeniami były źródłem powstawania opowieści, przekazów i legend o upiorach. Tak powszechnie na ziemi gorlickiej nazywano zmarłych, którzy mieli zdolność chodzenia po ziemi. Przekazów o duchach do naszych czasów zachowało się dużo, w szczególności tych dotyczących fary bieckiej.

Biskup spłacał ziemskie długi po śmierci

Najliczniejsza grupa wśród nich dotyczy duchów, które zostawili na ziemi niedopełnione zobowiązania. Klasycznym przykładem jest tu przekaz o ks. Kwintowiczu, który po śmierci wszystkich księży w farze w czasie zarazy w Bieczu sprawował posługę kapłańską. Zaraza nie ominęła i jego, odszedł jak jego poprzednicy.

- Ludzie widzieli w nocy o 12-tej przez kilka dni u fary światło - pisze Witold Fusek, bieczanin, autor książki ,,Biecz i dawna Ziemia Biecka na tle legend, bajek, przesądów i zwyczajów. - Widział to i proboszcz. Myślał, że złodzieje, a że sam się bał, przeto uprosił organistę, starego żołnierza i konfederata barskiego ze Strzeszyna, by w kościele pilnował - pisał Fusek.

Gdy organista śpiewał na chórze, dokładnie o 12-tej otworzyły się drzwi do zakrystii, zabrzmiał dzwonek i wyszedł biskup z mszą świętą. Kapłan poprosił starego wojaka o służenie do mszy, a ten się zgodził. Po eucharystii biskup poprosił konfederata o zawiadomienie prałata, że w czasie zarazy to właśnie on był w farze proboszczem. Miał pobrać pieniądze za 147 mszy św., lecz ich nie odprawił, bo zmarł na zarazę. Purpurat zdradził też, że pochowany jest wraz z drugim księdzem za ołtarzem wielkim kościoła w Bieczu. Pod osłoną nocy odprawia zaległe msze, ale jest mu jednak bardzo ciężko wypełnić tę posługę.

- Biskup prosi starego żołnierza, by proboszcza o tym zawiadomił, aby ten wraz z okolicznymi księżmi zaległe msze za niego odprawił. Za to on się żołnierzowi odwdzięczy. Żołnierz, co obiecał, to zrobił i proboszcz z księżmi innymi te 147 mszy odprawił - zaś konfederat bez żadnej choroby po trzech dniach lekko we śnie umarł - pisze dalej Fusek.

Proboszcz z trumny wychodził się modlić

Drugą legendę odnoszącą się do zmarłych pochowanych w farze opowiedziała autorowi książki ,,Biecz i Dawna Ziemia Biecka …” stara Jagielska.

Pewnego razu kościelny, zamknął świątynię na kłódkę. Mimo to rano kościół był otwarty. Taka sytuacja powtarzała się przez kilka dni. Wszyscy byli zaniepokojeni, bo wydawało się, że ktoś kościół otwierał i po nim chodził.

- Pewnego wieczora kościelny po zamknięciu kościoła popatrzył przez dziurkę od klucza i zobaczył, że ktoś przed ołtarzem klęczy. Pobiegł do proboszcza i opowiedział mu to. Idą - lecz nikogo już nie było. Na drugą noc znowu kościelny tego modlącego zobaczył i poznał, że to stary proboszcz nieboszczyk. Na drugi dzień poszli z nowym księdzem do grobowca. Patrzą, trumna pusta, a ciało klęczące jest w kącie. Wzięli je i ułożyli w grobowcu - a za duszę księdza odprawiono uroczyste nabożeństwo „z całymi wigiliami” - relacjonowała Fuskowi Jagielska.

Ksiądz nieboszczyk znowu się jednak pokazał. Kościelny z proboszczem znów poszli do grobowca. Tym razem ciało leżało w trumnie, ale było odwrócone do góry plecami. I znowu w Bieczu przez kilka dni odprawiano nabożeństwo uroczyste. - Wreszcie zastano ciało w trumnie ułożone należycie - i więcej się nie ruszało - czytamy u Fuska.

Despotyzm duchów obrażonych

Odrębną grupę podania o duchach stanowią przekazy o tych obrażonych. Klasyczną taką legendą jest ta opowiedziana Witoldowi Fuskowi przez Leona Gumińskiego z Biecza. - Dla spotęgowania wrażenia w czasie nabożeństwa za powstańców, mój dziadek, który był kościelnym przy farze, zabrał cztery czaszki z podziemi i katafalk nimi ubrał. Po nabożeństwie czaszki rzucił w kąt pod zakrystię, a jedną z nich kopnął, gdy mu się potoczyła pod nogi - opowiadał Gumiński.

Podobno zaraz po tym go zaćmiło, tak że nie mógł drzwi zakrystii otworzyć. Podanie głosi, że w nocy przychodził do niego nieboszczyk i mówił „mówi się: wieczne odpoczywanie racz dać duszy, Panie, a tyś mi oto odpoczywanie zakłócił”.

Gumiński czaszkę miał pocałować, przeprosić i do krypty odnieść. Niestety, zastał tam tyle kości w nieładzie, że zapomniał, z którego miejsca czaszkę zabrał. Wtedy mu czaszka z ręki wypadła i potoczyła się w odpowiednie miejsce.

Na początku ubiegłego wieku znana była powszechnie historia obrażonego ducha księdza Dąbrowskiego. Maria Kromkajowa opowiadała, że wspomniany ksiądz, były proboszcz w Moszczenicy, panicznie bał się letargu. Zobowiązał więc gospodynię, że będzie przez jakiś czas na jego grób chodziła i tam modliła się oraz nasłuchiwała, czy aby nie ocknął się w trumnie. Gdy kobieta tego zaniedbała, przyszedł do niej i zaprowadził ją za rękę na swój grób, zmuszając do modlitwy. Podobno zdarzenie to potwierdzono publicznie na zebraniu w Moszczenicy.

Zmarłych płaczem niepokoić nie warto

Inna kategoria podań dotyczy gromadnych nabożeństw duchów. W okresie międzywojennym powszechnie była znana historia ze Święcan, rozpowszechniana przez pustelnika Anastazego Warchoła, który przy kościele św. Piotra w tej miejscowości miał swoją pustelnię.

Młodo zmarła tam matka, osierocając córkę. Dziecko było tak bardzo związane z rodzicielką i przerażone jej nagłą śmiercią, że płakało w dzień i w nocy.

Widząc to, ksiądz poradził sierocie, aby jeśli chce widzieć matkę w Zaduszki, ukryła się we framudze kościoła. Dziewczynka posłuchała kapłana i o 12-tej w nocy zobaczyła procesję duchów.

- Na ostatku szła matka, niosąc dwa dzbanki łez sieroty. Gdy dziecko wyciągnęło ręce do matki, wtedy ona rzuciła się na córkę wraz z innymi duchami i rozbiła na jej głowie naczynia. Była to kara na niepokojenie matki na ,,tamtym” świecie - opowiadał pustelnik.

Do farnych legend należy ta opowiedziana przez wędrownego chłopa, którego pewnego rana znaleziono we wnętrzu bieckiej fary. - Szedłem w nocy i zobaczyłem procesję do fary wchodzącą. Wszedłem i ja. Dziwiło mnie, że wszyscy ludzie ubrani są na biało. Ale myślałem, że tutaj tak się ludzie noszą. W kościele same się świece zapaliły i odbyło się nabożeństwo. Potem wszystko znikło - a ja zostałem sam w kościele zamknięty - mówił wędrowiec.

Woźny i czarna niewiasta to gorlickie zjawy

Opowieści o duchach nie ominęły i Gorlic. Były to duchy, które nie zdołały wyjawić celu swojego objawienia się. - Żona doktora Leonarda Otęskiego z Gorlic, pani Jadwiga, na własne oczy widziała w gmachu zupełnie nie starym starostwa w Gorlicach ducha woźnego, który nagle zmarł w kancelarii, lat temu kilkanaście - pisze Witold Fusek. - To jest kobieta dzisiejsza, realna, nie zabobonna, widziała go w jasny dzień - czytamy.

Duch miał na głowie melonik, ubrany był w palto, a w ustach miał cygaro. Pan Wyrobek, mieszkający w tymże budynku, opowiadał, że widziały go kilkanaście razy inne osoby, które znały go za życia. Zaś stryj pani Otęskiej, ks. Wojciech Maciejowski, widział późną nocą przesuwającego się ducha czarnej niewiasty. Ten ukazywał się jeszcze dwa razy, ostatni raz w białym stroju, po nabożeństwie za niego odprawionym.

Przedstawione przekazy to tylko te niektóre ze świata naszych przodków. Spisane i ugruntowane w naszej tradycji, stanowią żywy obraz wiary w życie pozagrobowe.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska