Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekspert ds. bezpieczeństwa: Reżim nie będzie liczył się z ofiarami bytowania w lesie

Grzegorz Wszołek
Wojciech Wojtkielewicz
- Dopóki imigranci znajdują się legalnie na terenie Białorusi, polskie władze nie są władne w jakikolwiek sposób reagować na ich los zgodnie z obowiązującym prawem. Odpowiedzialność za opiekę ponosi tylko i wyłącznie Mińsk, a liczba ofiar będzie - niestety - odzwierciedlać bezwzględność Łukaszenki - ostrzega Kamil Basaj, ekspert od bezpieczeństwa Fundacji Info Ops Polska.

Stan wyjątkowy został wydłużony o kolejne dwa miesiące. Pana zdaniem, to jedynie słuszna droga do uspokojenia sytuacji na granicy polsko-białoruskiej?

Bezsprzecznie stan wyjątkowy trzeba oceniać jako proporcjonalną odpowiedź w stosunku do zagrożenia, płynącego ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenka. Presja migracyjna, celowo wytworzona w pobliżu polskiej granicy, jest systemowym i zorganizowanym działaniem, wymierzonym nie tylko w Polskę, ale też w Litwę i Łotwę. I tak się składa, że ta presja obliczona jest na wywołanie kryzysu we wschodniej flance NATO i granic Unii Europejskiej przy użyciu stymulowanego procesu migracyjnego. Wszystko to niesie za sobą ryzyka, których nie można zamykać jedynie w katalogu groźby przenikania cudzoziemców do państw UE. Mamy do czynienia z wydarzeniami natury asymetrycznej, poniżej progu wojny: prowokacjami, próbami wykorzystania grup imigrantów do wprowadzenia osób z zadaniem wywołania destabilizacji. Nie chodzi tylko o terrorystyczną siatkę - kryzys służy np. w celu rozpoznania systemu dozoru granicy, sposobu funkcjonowania służb, jak też zwartości i gotowości do reakcji służb na dane zagrożenie. Patrząc z tej perspektywy, stan wyjątkowy wydaje się rozwiązaniem adekwatnym do czyhającego ryzyka na granicy polsko-białoruskiej.

W tle pojawia się jednak cierpienie niektórych imigrantów, brutalnie wykorzystanych i omamionych wizją lepszego życia w krajach zachodnich, brakiem kontroli granicznych. Jak im można pomóc? Czy to w ogóle możliwe?

Z pewnością można im pomóc, podnosząc poziom świadomości w zakresie operacji, w której - z rozmysłem lub nie - uczestniczą. Zacznijmy od tego, że proces pozyskiwania osób, które chcą się przedostać na teren Polski i dalej w głąb Unii Europejskiej, nie został zorganizowany w wyniku ruchu oddolnego, a przy zaangażowaniu aparatu bezpieczeństwa i administracji prezydenta Łukaszenki. Wymyślono pozornie turystyczne wycieczki, natomiast napływający z Bliskiego Wschodu imigranci przebywają na Białorusi całkowicie legalnie, bo w oparciu o otrzymane wizy w krajach pochodzenia. Miejsce ich zamieszkania również jest celowo usystematyzowane przez białoruski reżim. Część z imigrantów faktycznie może nie zdawać sobie sprawy z tego, iż istotą procederu nie jest umożliwienie dostatniego życia na Zachodzie, lecz wytworzenie presji migracyjnej.

Przeciwnicy zaostrzonych regulacji w dwóch województwach wskazują, że można byłoby dopuścić tam dziennikarzy, po to, by nie przebijała się narracja Aleksandra Łukaszenki i jego reżimowych mediów na temat sytuacji w pasie przygranicznym.

Żeby była jasność: to bardzo złożone zagadnienie. Jeśli omawiane zagrożenie postrzegamy tylko i wyłącznie w domenie informacyjnej, to środowisko mediów powinno uzyskać wiedzę o sposobach działania stron białoruskiej i rosyjskiej i jak zarządzają polityką informacyjną. Jeżeli w terenie stanu wyjątkowego są struktury bezpieczeństwa państwa, to mogą one dokumentować relacje, zdjęcia i filmy z miejsca zdarzeń. Mówimy wtedy o charakterze środków aktywnych, realizowanych przeciwko Polsce, bez wykorzystania hipotetycznych - czyli cierpienia ludzi, również wykorzystywanego przez stronę białoruską. Oprócz informacji, którymi cały czas posługuje się Mińsk - zmanipulowanymi i nieprawdziwymi - widać wyraźnie, jak tamtejsze służby tylko czekają, aby doprowadzić do tragedii imigrantów. Jeśli jedno nagłośnione przez Białoruś zdarzenie nie wywołuje odpowiedniego efektu propagandowego, zaczyna się inspiracja i pozoracja w terenie. I tak to działa.

Choćby film BBC z imigrantami, którzy mówią wprost o tym, jak są ciemiężeni przez polskich strażników?

Doskonałym przykładem było przytoczone oskarżenie o „brutalność” ze strony polskiej Straży Granicznej, choć już wstępna analiza kolportowanego materiału wskazywała na szereg wątpliwości. Zwracam też uwagę na zachowania osoby nagranej, pozostawiające kolejne przesłanki, by sądzić, że to zwykła dezinformacja. Polskie media muszą wiedzieć, że tego typu filmy wideo powstają przy udziale specjalnie wyszkolonych komórek do prowadzenia operacji informacyjnych.

Dziennikarze od dawna wychodzą ze swojej roli. W Usnarzu Górnym część z nich zachowywała się jak aktywiści fundacji proimigranckich. Jak Pan to ocenia?

Analizując problem całościowo, przeciwnik na polu informacji jest doskonale zorientowany w podziałach światopoglądowych w Polsce. Oprócz tego, istnieją ośrodki medialne, które oprócz relacjonowania wydarzeń, wchodzą w przestrzeń kreowania narracji, czyli sposobu, w jaki odbiorca ma myśleć o konkretnych faktach. Konfrontacja mediów zaangażowanych światopoglądowo z ośrodkiem, planującym wojnę informacyjną, jest najzupełniej w świecie nieuchronna. Państwo przeciwnika przewidziało to, bez trudu skonstruowało odpowiednio spreparowany przekaz, by zagrać na emocjach i empatii w Polsce. Ekspozycja krzywdy rozpoczęła się od pokazywania cierpiących zwierząt, które ginęły w konfrontacji z płotem, postawionym przez żołnierzy. Gdy histeria wokół tematu nie zdała egzaminu w pogłębianiu polaryzacji, na czele propagandy wysunięto krzywdę dzieci i bezbronnych kobiet. Wracając do reakcji mediów - wschodnie modele prowadzenia operacji służb prowadzą do wywołania oczekiwanych reakcji psychologicznych. Zakładam, że część redakcji prasowych, zupełnie nieświadomie, wchodzi w narrację przeciwnika. Trywializując, „łapią” się na haczyk - w tym wypadku mowa o cierpieniu najmłodszych. Z perspektywy bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej, jest to niepożądana sytuacja, bowiem wówczas media nie są w stanie obiektywnie relacjonować operacji, prowadzonej przez państwo wrogie Polsce.

W październiku da się jeszcze przeżyć na szczerym polu, choć noce już są zimne. Jak długo imigranci będą przebywać na polsko-białoruskiej granicy?

Białoruski reżim nie będzie liczył się z ofiarami, związanymi z bytowaniem w lesie w niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Tego możemy być absolutnie pewni. Przewiduję sporą ekspozycję materiałów w białoruskich mediach o zmarłych imigrantach, ze szczególnym obarczeniem odpowiedzialności na nasze państwo. Tym samym Białoruś jeszcze bardziej podzieli polskie społeczeństwo i przysporzy większej motywacji osobom zaangażowanym w pomoc dla koczujących na granicy polsko-białoruskiej. Jedynym sposobem na uchronienie imigrantów od śmierci byłoby nagłe wystąpienie problemów wewnętrznych w reżimie Łukaszenki, związanych z napływem cudzoziemców na Białoruś. Ci, którzy nie wyruszyli pod granice unijne, wciąż przebywają legalnie na terenie tamtego państwa, wymagają zatem zakwaterowania i ekwipunku. Wprost proporcjonalnie do liczby napływających ludzi na Białorusi, może wreszcie dochodzić do zdarzeń destabilizujących sytuację polityczną w Mińsku. I to stanowiłoby przekonujący powód do przerwania operacji, wspieranej przez Kreml.

Czyli możemy spodziewać się, że koczujący będą umierać z mrozu i wycieńczenia, a Polska zacznie się tłumaczyć z tragedii osób, chcących nielegalnie przekroczyć granicę?

Dopóki imigranci znajdują się legalnie na terenie Białorusi, polskie władze nie są władne w jakikolwiek sposób reagować zgodnie z obowiązującym prawem. Odpowiedzialność za opiekę ponosi tylko i wyłącznie Mińsk, a liczba ofiar będzie - niestety - odzwierciedlać bezwzględność Łukaszenki. Jeśli on nie podejmie decyzji o ograniczeniu migracji na terytorium własnego państwa, to naraża wszystkich przybyszów na wychłodzenie i ryzyko śmierci.

Wspomina Pan o prowokacjach ze strony wschodnich służb. Jakiego repertuaru zagrywek mamy się jeszcze spodziewać?

Prowokacje nie muszą opierać się na emocjach, przeznaczonych dla szerokich odbiorców w Polsce i na Zachodzie. Nietrudno wyobrazić sobie scenariusz prowokowania polskich strażników granicznych do podjęcia działania. Słyszeliśmy od ministra Mariusza Kamińskiego informacje, że ze strony białoruskiej następują próby poddawania naszych funkcjonariuszy presji psychologicznej - choćby oddawanie pustych strzałów, rzucanie przedmiotów w stronę Straży Granicznej. Przemieszczanie się z bronią snajperską „pograniczników” białoruskich to kolejne działanie, obliczone na wywołanie presji. Dzięki tak prowadzonej operacji, służby przeciwnika zdobywają jak największą ilość informacji o sposobach reagowania w obcym kraju. Brzmi to ogólnikowo, ale linia granicy składa się z określonego terytorium, różnie ukształtowanego i dozorowanego - oprócz środków elektronicznych, są na miejscu zespoły Straży Granicznej czy Wojska Polskiego. Każdy patrol, aktywność rozpoznania, czas i decyzja reakcji mogą być stymulowane przez Białoruś naporem imigrantów, a odpowiedź Polaków - poddawana wyczerpującym analizom. Tego typu zagrożenie nie ma tylko wymiaru społecznego, bowiem w tle często zachodzą procesy planowania i rozpoznania, często o wymiarze brutalnym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska