MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak elektryk załatwił prezydenta miasta. "Kto trzyma Polskę za cycki, to ma wszystko"

Anna Górska
Kazimierz Kubrak: Życie go nigdy nie rozpieszczało. Nigdy jednak nie godził się na łamanie zasad moralnych
Kazimierz Kubrak: Życie go nigdy nie rozpieszczało. Nigdy jednak nie godził się na łamanie zasad moralnych Joanna Urbaniec
Zakładał Solidarność w Nowej Hucie. Zaangażował się w działalność opozycyjną. Lider z krwi i kości. Gdy zachorował, został sam, bez pieniędzy i pomocy. O kilku najważniejszych dniach z życia opozycjonisty, Kazka Kubraka - pisze Anna Górska.

Kazimierz Kubrak nigdy nie spotkał się z Gerardem Souffletem. Nie ma pojęcia jak wygląda, nawet nie jest pewny, czy jeszcze żyje. Jakich trzeba by było użyć słów, by trafnie określić ich relacje?

Wrzesień 1983 rok. Gerard Soufflet, elektryk z Paryża, wysyła paczki i kartki z widokiem Łuku Triumfalnego i słowami otuchy Kazkowi, gdy ten jako 30-latek siedzi w więzieniu na Montelupich za pobicie i rozbrojenie trzech milicjantów (był to osobisty odwet Kazka za zabicie przez zomowców jego kolegi Ryśka Smagura).

Do pierwszej paczki Gerard włożył: 2 l oleju,1 kg margaryny,1 kg boczku wędzonego,1 kg kiełbasy suchej,1 puszkę szynki,1 kg kawy, dwie paczki śmietanki do kawy i czekoladę.

- Kazek, moja córka ma 8 lat i w życiu prawdziwej czekolady na oczy nie widziała - powiedział do niego strażnik więzienny. Kubrak zasłonił się, by nie daj Boże nikt z celi nie zauważył "łapówki" i podał strażnikowi czekoladę. Prawdziwą, z zagranicy.
Zaś paczkę, w całości, nie wyjmując żadnych smakołyków dla siebie - położył na stole. - Wszystko ma być podzielone sprawiedliwie - powiedział do starszego celi.

Potem były kolejne paczki i kartki. Korespondencję z Paryża pan Kazimierz starannie posegregował w teczki. - Francuscy robotnicy postanowili nam pomagać. Zrzucali się na paczki dla nas, naszych rodzin. Tego się nie zapomina - podkreśla związkowiec.

***

Mógł się ustawić na całe życie. Wtedy tak wielu robiło. Załatwiali sobie po cichu jakiś sklep w Nowej Hucie i mieli życie jak w Madrycie. W końcu walczyli o wolną Polską, ryzykowali. Im się też należy kawałek tego tortu. Pan Kazimierz nie załapał się.
Nie chciał.

Rok 1990. Władze Krakowa rozpoczęły prywatyzację trzech tysięcy lokali użytkowych w Nowej Hucie. Ogłoszono wolny przetarg. Kubrak jest przewodniczącym Małopolskiej Sekcji Handlu i Spółdzielczości "Solidarności". Kontroluje każdy przetarg. Walczy o to, by pierwszeństwo do nabycia lokali miały spółki pracownicze.

Empatyczny. Choć jest samotny, wie i rozumie problemy matek i dzieci. Bo w skład spółek pracowniczych wchodzą same kobiety, które pracowały w państwowych sklepach, barach, zakładach fryzjerskich. - Te biedne kobity nie mogły przystąpić do przetargów, bo nie miały pieniędzy - wspomina Kubrak. No to Kazek walczył o obniżki stawek czynszu.

Skuteczny. Konkursy są obwarowane takimi warunkami, żeby nikt nie przeszedł. Poza tym po prywatyzacji stracić pracę w Nowej Hucie miało 1,2 tys. osób.

- A ja nie po to walczyłem o wolną Polskę, by tych biednych ludzi wyrzucono na bruk. Udało się. Ostatecznie wycofano wszystkie wypowiedzenia o pracę.

Uparty. Miasto zabrania przedsiębiorstwom państwowym udziału w więcej niż dwóch przetargach na prowadzenie lokali użytkowych.

- Jakim prawem urzędnicy naruszają równość podmiotów? Jest to fundamentalna zasada konstytucyjna - grzmi w urzędzie miasta. Bez pomocy prawników, sam wygrywa tę sprawę w Sądzie Najwyższym

- Elektryk załatwił prezydenta miasta! - śmieje się.

Uczciwy. Był "kuszony" i to wiele razy : Kazku, weź sobie jakiś sklep i daj spokój.
- Człowiek, który zaczyna dbać o dobra materialne, zaczyna tracić zasady moralne i automatycznie przestaje być związkowcem.
- Ale koledzy pana robili tak. Dziś nie mieszkają w garsonierze za tysiąc złotych miesięcznie.
- Tak to już jest, że ten kto trzyma Polskę za cycki, to ma wszystko, a kto za ogon, to ma gówno.
- Pan klepie biedę.
- Nie przejmuję się tym. Przyzwyczaiłem się? Może.

***
Kwiecień 2013 roku. 61-letni Kazimierz Kubrak ma miażdżycę, by-passy i tętniaka w jamie brzusznej. Siedzimy w jego 20-metrowej garsonierze w samym centrum Huty. Ma tu książki i dokumenty, starą wersalkę i telefon stacjonarny (płaci za niego 60 zł), płyty winylowe ulubionej Ewy Demarczyk i Marka Grechuty, magnetowid i kilka popiersi Lenina, które ktoś wyrzucił na śmietnik. Sześć starych komputerów stoi w równym rządku.

- Piszę programy komputerowe, bo jestem wielkim miłośnikiem informatyki. Sam wszystkiego się nauczyłem.
- Serfuje pan po sieci?

- Zrezygnowałem z Internetu. Nie stać mnie.
W 2009 roku ze wszystkimi się pożegnał.

Był pewny, że nie przeżyje operacji na serce. Lekarze nie dawali nadziei, ale Kubrak wykaraskał się. Zaczął uczyć się na nowo chodzić, żyć. Był cały czas sam.

Nigdy nie skarżył się i nie prosił o pomoc, a więc Kaziu Kubrak w pewnym momencie po prostu zniknął z horyzontu swoim kolegom.

Po kilku latach walki z chorobą doszedł do siebie, ale pracować już nie może. Opozycjonista, który współzakładał Solidarność w Hucie, dostał rentę. 1050 zł. Rezygnował ze wszystkiego po kolei. Najpierw oszczędzał na jedzeniu i przestał gotować.
- Nie kalkuluję mi się to. Musiałbym więcej płacić za gaz. Wolę pójść do baru mlecznego. Tak nauczyłem żołądek, że przyjmuje tylko chleb, wodę i zupki błyskawiczne. Nie zjem dziś ani szynki, ani sera. Nie dam rady - dodaje.

Schudł trzydzieści kilogramów. Gdy w grudniu 2012 r. koledzy-opozycjoniści ze stowarzyszenia "Sieć Solidarności". dowiedzieli się o dramatycznej sytuacji Kazia, zebrali mu paczkę na święta. Zapraszają go teraz na swoje spotkania, a on się wymiguje. Bo czasem nawet nie ma na bilet.

Na leki powinien przeznaczać nawet połowę swojej renty. A jak przeżyć za 500 zł miesięcznie? Wykupuje więc tylko te na nadciśnienie i rozrzedzenie krwi.

- Pozostałe recepty wyrzucam. Gimnastykuję się i ostatnio lekarz stwierdził, że mam dobre wyniki. Mówił do mnie: leki, które wypisałem panu, są skuteczne. Wtedy pokazałem mu niezrealizowane recepty. Zatkało doktora - śmieje się.
Kaziu Kubrak do biedy jest przyzwyczajony. Życie go nigdy nie rozpieszczało. Ojciec zostawił ich z mamą, gdy miał roczek. - Mieszkał kilka bloków dalej. Spotykaliśmy się, ale nigdy nie odezwał się do mnie ani słowem. Teraz tylko chodzę na jego grób, zapalam mu świeczkę.

***
1 maja 1983 roku. Pamięta każdą minutę tego dnia. Widział na własne oczy, jak zabito kolegę Ryśka Smagura. Rysiek nie uczestniczył w manifestacji w Nowej Hucie. Spacerował tam z żoną i dzieckiem.

Kolumna ZOMO jechała w kierunku Kocmyrzowskiej. Rysiek kazał żonie schować się do bramy, a sam nie zdążył tam dobiec. Ukrył się za drzewem i na swoje nieszczęście wychylił się.

- Oficer zauważył go, wyciągnął pistolet. Coś czerwonego przeleciało przed moimi oczami i Rysiek padł. Zdążył jedynie wyrwać z gardła jarzący się pocisk i zmarł - mówi Kazimierz.

31 sierpnia 1983 r., godz. 16.30. Rozbrojenie i pobicie trzech zomowców zaplanowali w tym samym miejscu, gdzie zabito Smagura. Kubrak wraz z kilkoma kolegami zaczepia milicjantów: Precz z komuną!

Mundurowi zaczynają ich gonić, przekonani, że dadzą sobie radę z kilkoma krzykaczami. Nie wiedzieli, że Kubrak starannie przygotowywał akcję "Odwet". Koledzy Kazia, którzy schowali się w klatkach schodowych pobliskich bloków, tylko czekali na sygnał. Złapali trzech milicjantów. Pozostali uciekli.

Najpierw dostali łomot za Ryśka. Bili się po męsku: na gołe pięści. Potem zabrali im całą amunicję i rozebrali do samych spodenek.

***
1 maja 2013 roku mija 30. rocznica tragicznej śmierci Smagura. - Na placu Centralnym będą uroczystości, a o nim nikt nie wspomni - macha ręką.

Po "Odwecie" Kazek chował się w fortach, chciał uciec za granicę . - Ale aresztowali mojego przyrodniego brata. Obiecali wypuścić, jeśli się zjawię. Gestapowskie metody, ale skuteczne - wzdycha.

Na Mogilską Kazimierz stawił się 5 września. Taki łomot dostał aż kości trzeszczały. - Przesłuchiwali i pokazywali mi donosy na mnie. Po latach dowiedziałem się, kto je pisał. Sąsiad z klatki. Przyznał się szmata, że za pralkę "Wiatka" i telewizor "Rubin" donosił na mnie. Czasem widuję go, kłaniamy się.

P.S. Kubrak do Francji nigdy nie wyjechał. Nie miał czasu, teraz nie ma pieniędzy. - Znajomy obiecał mi wyjazd do Paryża. Jak się uda, odnajdę Gerarda. Ale nie wierzę w to - kręci głową.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska