Przygoda Kuby z makietami zaczęła się kilka lat temu. Bakcyla z grami bitewnymi złapał w Anglii podczas obozu, na który pojechał. Kumple zabrali go do miejsca, gdzie takich plansz było całe mnóstwo. Wchłonęły go. Po powrocie do domu zaczął główkować, jak takową stworzyć samemu. Pierwsze efekty bywały różne. Nawet gdy osiągnięty efekt odbiegał od zamierzonego, starał się wyciągać wnioski. To sprawiło, że dzisiaj nie ma wyzwania, którego by się nie podjął.
Tolkienowska makieta w Beskidzie Niskim
Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po wspomnianej wojennej Warszawie czy makietach ze świata fantasty, o tych robionych na zlecenie córki nie wspominając, wziął na warsztat Tolkiena i jego kultowego dla wielu „Władcę Pierścieni”.
- I oczywiście Helmowy Jar. W filmie rozgrywają się tam najbardziej widowiskowe sceny – przywołuje.
Jakub Kaczmarczyk to mistrz modelarstwa. Ma sokole oko, świę...
Domowa pracownia zajmuje jeden pokój. W rzeczywistości jest naprawdę spory, ale dzisiaj, gdy stoi tam tolkienowski zamek, trzeba się naprawdę mocno nagimnastykować, by poruszać, nie strącając słoiczków z różnymi klejami, kawałków styropianu, stosów patyczków, gąbek i tysiąca innych, czasem bardzo drobnych przedmiotów.
- Makieta ma prawie trzy metry długości, półtorej szerokości i ponad metr wysokości – mówi niby od niechcenia.
O tym, że całkowicie blokuje dojście do szafy, dodaje już tylko cichaczem. Temat jest nieco delikatny, bo każdorazowa próba sięgnięcia po sweter, spodnie czy sukienkę małżonki, wymaga pewnej ekwilibrystyki.
- Na szczęście mam wyrozumiałą żonę, co nie zmienia faktu, że nie mogę testować jej cierpliwości w nieskończoność – dodaje z uśmiechem.
Budowa trwa od około pięciu miesięcy. Potrzebuje jeszcze ze dwa tygodnie, by dopieścić ostatnie szczegóły. Później całość pojedzie w świat, by cieszyć oka fana Tolkiena.
W tym fachu nie ma rzeczy bezużytecznych
Kto spojrzy na zamek, ten od razu myśl: Kaczmarczyk wsadził na dechę kawałek kamieniołomu. Tylko jak on to zrobił?
- To nie kamieniołom, tylko bardzo porządnie zrobione skały – śmieje się i od razu wymienia składowe: styropian, styrodur, róże gładzie szpachlowe, gipsy i parę innych dodatków prosto ze składnicy materiałów budowlanych. Krótko mówiąc – mieszanina wszystkiego ze wszystkim. Opowieść o tym, jak to wszystko połączył, posklejał, wymodelował, a finalnie pomalował, mogłaby z powodzeniem stanowić osobny rozdział „Władcy Pierścieni”. Co ciekawe, w zasadzie na każdy element takiej makiety nie ma żadnego „przepisu” czy instrukcji postępowania. Tworzy się ją na bieżąco. Równie przydatna bywa gąbka do naczyń, jak i pozostałości po ocieplaniu domu. Zdradzić możemy, że suszony majeranek doskonale imituje suchą łąkę, a kąpielowa myjka posiekana w blenderze to wręcz idealne odzwierciedlenie korony drzewa.
- Pociechą, jest to, że w przypadku makiet bitewnych nie trzeba kurczowo trzymać się zasad skalowania. Oczywiście nie można przesadzić w żadną stronę, ale myśl, że nie jest to projekt architektoniczny, rozwiewa czasem różne wątpliwości i budowlane zawiłości – dodaje.
Helmowy Jar zniknie z pracowni Jakuba wcześniej czy później. Nie oznacza to bynajmniej, że dostęp do szafy będzie ułatwiony. Skały i zamek zastąpią bowiem kosmici, ufo i tym podobne niezidentyfikowane do końca klimaty.
- Na razie bez szczegółów – uśmiecha się tajemniczo.
Sezon rowerowy już niedługo! Jaki rower wybrać?
