I faktycznie tak jest. Na jego głośne wołanie „Ciziaaa...” stado w sumie ok. 60 sztuk wraz z przewodniczką, najstarszą krową, żwawo biegnie w naszą stronę. Krowy zbliżają się, ale nie tak blisko, by je pogłaskać, gdy tylko się poruszymy, zaraz się oddalają albo próbują atakować.
Krowy w gospodarstwie Bołdysiów były zawsze. - Rodzice hodowali te mleczne. To nie bardzo się teraz opłaca, bo ceny mleka są różne. Dlatego w 2007 roku postanowiłem ruszyć z hodowlą krów mięsnych - mówi pan Piotr.
Wybór padł na rasę piemontese, hodowaną we Włoszech. Jest to jedna z najlepszych ras na świecie. Wyróżnia się wybitnym umięśnieniem oraz odpornością na trudne i zróżnicowane warunki atmosferyczne. - Zaczynałem od pięciu jałówek. Stado szybko się powiększało. W sumie przez ten czas przewinęło się przez moje gospodarstwo ok. 300 sztuk bydła tej rasy. Większość idzie na sprzedaż - dodaje.
Zna każdą sztukę dokładnie. Wie, ile mają lat i jak się zachowują, a nawet ile mogą ważyć.
- Miałem buhaja rekordzistę, który miał prawie 900 kg, a krowy grubo ponad 600 kg. Nie radziłbym nikomu spotkać się z taką masą. Dlatego też żaden wilk im niegroźny. Trzymają się w stadzie i nie dopuszczą nikogo - opowiada gospodarz.
Praca na gospodarstwie do łatwych nie należy, mimo że dzięki wsparciu i dotacjom unijnym udało się Bołdysiom kupić sporo sprzętu niezbędnego do pracy i zmodernizować gospodarstwo. - Mamy ciągniki, belarki, kosiarki, nowoczesną oborę, druga jest w budowie. Pomaga to w pracy, ale przecież wszystko to musi obsłużyć człowiek. Bydło mleczne przekazałem już synowi Pawłowi. Jest na trzecim roku UR w Krakowie, studiuje przetwórstwo żywności i korzysta teraz z programu Młody Rolnik - dodaje Bołdyś.
Większość czasu również zimą stado spędza na świeżym powietrzu na urokliwych łąkach przy granicy ze Słowacją. - Nie ukrywam, że niektóre są agresywne i potrafią też spłatać figla, a nawet wpędzić w kłopoty. Zdarzyło się, że powędrowały do słowackiego Becherowa. Odzyskałem je z pomocą pograniczników - opowiada.
Na zimę Bołdysiowie przygotowali około 400 bel siana, ponad 300 bel kiszonki, 10 ton ziemniaków, 8 ton buraków pastewnych, 22 tony zboża i 5 ton kukurydzy. - Dochodzi do tego jeszcze sól i minerały, wczesne wstawanie około 5.30 rano i wiele dokumentacji, którą trzeba wypełnić przy korzystaniu z dopłat, ale to tylko drobny szczegół - mówi na koniec z uśmiechem Piotr Bołdyś.
Bołdysiowie z Koniecznej gospodarują na 60 hektarach z czego 55 hektarów to łąki
Źródło: Gazeta Krakowska