Drzwi Urzędu Gminy w Jodłowniku w ostatnim tygodniu w ogóle się nie zamykają. Poszkodowanych rolników przez gradobicie na terenie całej gminy jest blisko 200. Tyle też zostało złożonych wniosków z tytułu powstałych szkód.
Grad zniszczył wszystko
Grad, który przed dwoma tygodniami nawiedził gminę siał spustoszenie m.in. w Jodłowniku, Pogorzanach, Szczyrzycu i Sadku Kostrzy. Nie był co prawda duży, ale pół godzinny opad wystarczył, aby zniszczył dosłownie wszystkie owoce na drzewach.
- Obserwowałem jak niewielkie kulki uderzają z wielką siłą w jabłka i liście. Zastanawiałem się, kiedy w końcu przestanie padać, bo nie mogłem patrzeć, jak moja praca idzie na marne - opowiada Wojciech Banach, sadownik z Pogorzan.
Pan Wojciech ma 18 hektarowe gospodarstwo sadownicze. Jego zdecydowana większość znajduje się w Pogorzan. 2 hektary sadu ma w Górze Jana. Ono ocalało, bo fala gradobicia w tą część gminy nie dotarła. Od kilkunastu lat inwestuje w swoje sady jabłek. Tegorocznych plonów już nie będzie, a może się okazać, że i kolejne lata trzeba będzie spisać na straty.
- Zniszczone zostały nie tylko owoce, ale też kora drzew. Jeżeli dostanę pieniądze, to tylko za zbite przez grad jabłka. One nadają się tylko do przemysłowego użytku. Pod warunkiem, że nie zgniją na drzewach. Być może uda się je sprzedać - podkreśla rolnik z Pogorzan.
Straty liczy gmina
Poszkodowani przez żywioł rolnicy swoje wnioski w Urzędzie Gminy w Jodłowniku już zdążyli złożyć. Do środy było ich zarejestrowanych 180, ale ta liczba nie jest ostateczna i na pewno się powiększy. We wszystkich kościołach zostało odczytane ogłoszenie, w którym władze gminy upalają do rolników, aby ci zinwentaryzowali swoje gospodarstwa i opisali straty, a także powstałe zniszczenia.
- Rozumiem ból sadowników, bo sam nim jestem. Również i moje zostały przez grad zrujnowane - tłumaczy Paweł Stawarz, wójt Jodłownika, dodając, że rzetelnym oszacowaniem strat, dopiero zajmie się powołana przez wojewodę komisja.
- Mam nadzieję, że nasi sadownicy otrzymają konkretną pomoc od państwa. Sady zostały zniszczone w 90 procentach, więc to dla nas wszystkich produkujących jabłka ogromna strata finansowa - podkreśla gospodarz gminy.
Najpierw susza teraz grad
Sadownicy z naszego regionu psioczą i mocno narzekają na pogodę w tym roku. Od czerwca na limanowszczyźnie sporadycznie tylko padało, a jak już to deszcz był intensywny i krótkotrwały. Susza daje się we znaki m.in. rolnikom z Łukowicy i Laskowej. Wodę do podlewania drzew owocowych dowożą oni z rzek i specjalnych ujęć.
- Taka woda nadaje się tylko do celów gospodarczych. Sadownicy pobierają ją z naszego ujęcia i wykorzystują do oprysków - wyjaśnia Krzysztof Gamoń z Łukowicy.
- To tylko tymczasowe rozwiązanie, które sprawy nie załatwia. Woda w naszej gminie jest towarem deficytowym. Trzeba będzie się zastanowić poważnie nad budową konkretnych ujęć wody. Inaczej problem ten będzie się pojawiał, co roku - zaznacza Bogdan Łuczkowski, wójt Łukowicy.
